KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział XI



"(...)To może pokrzyżować nasze szyki, bo jeżeli ona tu jest to…(...)"

Tydzień później…

Byłam wściekła.
Nie… to zdecydowanie zbyt słabe słowo, aby opisać moją chęć mordowania.
Herosi jakby czując nadchodzącą apokalipsę odsuwali się ode mnie jakbym zaraz miała wybuchnąć (a co było z całą pewnością jak najbardziej prawdopodobne). Idąca za mną Maggie, co chwila coś krzyczała, a przy okazji potykała się i wpadła na ludzi, choć oni sami od niej uciekali, więc nie wiem, jak to możliwie.
W umiejętności Maggie już nie wątpiłam, ale w tej chwili skupiłam się na piaszczystej ścieżce prowadzące do domku Apolla. Ignorowałam przy tym całkowicie ciekawskie szepty i komentarzy o tym, że znów kogoś zleje. Ktoś chyba nawet wspomniał o mojej nowej przyjaźni z córka Aresa, ale byłam zbyt skoncentrowana na wymyślaniu wszelkich tortur na pewnym herosie, aby się tym przejąć.
Gdy dodarłam do swojego celu, wpadłam jak burza do środka, powodując kilka pisków strachu, a ktoś nawet wyciągnął łuk ze strzałami. W takim przypadku po prostu to ignorowałam i skierowałam się w stronę kuchni (która pojawiła się w tym domku dość niedawno). Mijając niewielki salon, Will pomachał do mnie z uśmiechem, był już przyzwyczajony do moich ataków złości i kilkakrotnych próbach podpalenia obozu, ale jak wspominałam to akurat był wypadek.
Wtargnęłam do kuchni pchając ze złością drewniane drzwi, a które z hukiem walnęły o powierzchnie białej ściany. Złote szafki lekko błyszczały, gdyż przez otwarte okno do środka wpadały promienie słoneczne, a uśmiechnięty rudowłosy chłopak, wymachując tyłkiem z iskrami rozbawienia w oczach robił coś na kształt tańca przy muzyce z radia, choć nie przejął się chyba nawet tym, że właśnie raportowali w nim o trudnościach na jakiejś autostradzie.
Bez słowa usiadłam na metalowym hoker ze złotym materiałem na siedzeniu i kładąc dłonie na biały blat wyspy, wbiłam w Ryana ponury wzrok, czekając aż skończy swoje dziwactwa. Mniej więcej w tej właśnie chwili do pokoju wpadła Maggie, a co równało się z tym, że wywaliła się na progu drzwi, a one same walnęły ją w twarz. Następnie dość niezgrabnie wstała na dwie równe nogi, usiadła koło mnie. Na twarzy jak zwykle miała uśmiech, dość ciężko oddychała, a w jej włosach znajdowało się parę liści, a nawet gałęzi.
— Co tym razem zrobiłem? — Spytał wyjątkowo spokojnie Ryan.
— Ty już dobrze wiesz, co — warknęłam.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i spojrzałam na niego srogo, a przynajmniej próbowałam przybrać podobny wyraz twarzy do wściekłego boga – tu mam na myśli Pana D., a którego niejednokrotnie wyprowadzałam z równowagi. Mam nawet zakaz zbliżania się do Dionizosa.
Nagle Ryan odwrócił się do mnie, oparł biodrem o blat kuchenny i uważnie mi się przyglądając wyznał:
— Przyznaje się, powiedziałem wszystkim, że jesteś moją dziewczyną.
— To już wiem, mam to gdzieś, chodzi o tę drugą sprawę — niemal krzyknęłam z niecierpliwienia.
Poprawiłam się na siedzeniu i znów wbiłam w niego wzrok, a Maggie była jak zwykle cicho i spoglądając ze współczuciem na Ryana, czekała na mój wybuch.
— Dobra — westchnął rudzielec robiąc skruszoną minę. — Powiedziałem, że w blasku księżyca spotykamy się w miłosnym gniazdku i tam oddajemy rozkoszom naszych ciał.
Maggie sapnęła, a następnie jęknęła.
— To też wiem — oznajmiłam tracąc już niemal całą cierpliwość. — Mam gdzieś te twoje plotki o naszym wyimaginowanym związku! Chodzi o coś ważniejszego!
Ryan wpatrywał się we mnie z nieodszyfrowanym wyrazem twarzy, a następnie wybuchł radosnym śmiechem opierając się dla równowagi o blat kuchenny jedną dłonią, a drugą łapiąc się za brzuch. Jego oczy lekko się zaszkliły i potrząsnął z niedowierzaniem głową.
— Chodzi ci o tą historię z twoim byłym, martwym adoratorem, którego ja…
— Nie wiem, o czym znów bredzisz z tymi plotkami, ale mówiłam, że nie o to chodzi! — Krzyknęłam tracąc już całą cierpliwość. — Powiedziałeś całemu obozowi, że nie umiem strzelać z łuku!
Maggie spadła z hokera z łomotem, a gdy na nią spojrzeliśmy na jej twarzy malowało się prawdziwe niedowierzanie. Potrząsała głową i mamrotała coś cicho pod nosem, miałam tylko nadzieje, że nie jest to z kolejnych zaklęć, bo dość miałam już latających garnków, strzał i pływających świni w jeziorze.
— Przecież ty nie umiesz strzelać z łuku — zauważył Ryan.
— Nie musiałeś tego mówić wszystkim!
Rudzielec również potrząsnął głową i westchnął, ukłonił się mi niczym średniowieczny rycerz i z powagą powiedział:
— Wybacz mi zacna dziewojo, za mą miłość, lecz tyś lśnisz pięknością swą niczym najcudowniejsze ze słońc, a ja niegodny doglądać twą wspaniałość, schylam ku tobie czoło z gorliwością i błagając o wybaczenie mówię: Kocham cię!
— Idiota! — Warknęłam.
Podniosłam się gwałtownie z hokera i ruszyłam bez słowa w stronę drzwi, kątem oka widziałam szeroki uśmiech na twarzy Ryana i usłyszałam cichy chichot Maggie. Gdy drzwi od kuchni się zamknęły za mną, rozejrzałam się po salonie, widziałam jak około tuzina twarz spogląda na mnie z niepokojem, jakby chcąc się upewnić, że zły lew został ugłaskany.
Ze wściekłości kopnęłam skrawek dywanu, a najmłodsi z dzieci Apolla z piskiem uciekły z pokoju.
No naprawdę, nieco przesadzają!
— Oni lubią dramatyzować — powiedział Will podchodząc do mnie. — To, co uciszymy te plotki o twoim braku umiejętności łucznika?
— Może innym razem Will, jestem umówiona na sparing z Clarisse — powiedziałam z westchnieniem.
Syn Apolla, którego spotkałam pierwszego dnia mojego pobytu w obozie, gdy mnie uleczył, stał się niemal moim przyjacielem. Szczerze mówiąc ostatnio trzyma się mnie, blisko, bo ilekroć gdzieś idę, zrządzeniem losu wpadam na Nico, a wtedy obydwoje wpatrujemy się w siebie z żądzy mordu, a Will, jako łącznik między nami nas uspakaja.
— Dobra — mruknął z lekkim uśmiechem Will.
W tej samej chwili z kuchni wypadła Maggie, co spowodowało, że reszta herosów zmyła się z pokoju.
Nie ma to jak sympatyczne dzieci Apolla.

*          *          *

Brałam udział w niejednej bijatyce i wychodziłam z nich w miarę dobrym stanie, to jednak sparingi z Clarisse okazały się zdecydowanie trudniejszym orzechem do zgryzienia. Wcześniej sądziłam, że walka z nią nie będzie trudna, a może nawet trochę zabawna, ale już od kilku dni to ja za każdym razem leżałam na plecach, a ostrze jej miecza dotyka mojego gardła, wówczas jej orzechowe oczy lśnią triumfem, a ja miałam ochotę użyć mocy swojego ojca, aby ten wyraz samozadowolenia z jej twarzy zmyć.
Dzisiejszy walka miała być inna, a przynajmniej ja miałam takową nadzieje, że w końcu uda mi się rozłożyć córkę Aresa na łopatki. Musiałam przyznać, że jako córka boga wojny Clarisse była naprawdę poważnym przeciwnikiem. Zastanawiałam się nawet, czy kiedyś nie spotkałam jej ojca, bo moje towarzystwo odkąd straciłam matkę i babkę, było… powiedzmy sobie szczerze ja nie miałam znajomych, bo ze wszystkimi się biłam.
Samowolnie moje dłonie zacisnęły się na trzonie mojego miecza, który był źle dla mnie wyważony, gdyż jego ciężar przechylał się dość mocno do przodu, a to niestety było dość mocnym utrudnieniem w przypadku, gdy blokowałam ciosy Clarisse, bo moje ramiona wręcz błagały o pomstę do niebie, a na dodatek kilkakrotnie niemal straciłam równowagę.
Tego dnia po rozmowie z Ryanem miałam więcej energii na walkę, ale nie tylko ja i córka Aresa wybrałyśmy się na arenę trochę powalczyć. Wokoło nas rozbrzmiewały echem krótkie okrzyki bojowe, jęki, przekleństwa, ale przede wszystkim dźwięk zderzającej się ze sobą stali.
Chłodne powietrze przyjemnie owiewało moją spoconą skórę, a ja starałam się wyregulować swój oddech, choćby najmniejszym stopniu tak precyzyjnie, jak robiła to moja przeciwniczka, a choć kilka dłuższych kosmyków spadło mi na twarz, nie zamierzałam w tej chwili ich poprawiać, a nawet zaczęłam się zastanawiać nad zapuszczeniem ich i to tylko po to, aby podobnie jak Clarisse związać je w ciasną kitkę.
Wysunęła lewą stopę do przodu, a ja od razu ustawiłam się w lekkim rozkroku, czekając na atak z jej strony. Nagle zaatakowała mnie z prawej strony i z ledwością udało mi się odparować jej cios, aby po chwili zaatakowała mnie od dołu. Nacierała na mnie z niesamowitą płynnością i siłą, czego mogłam jej jedynie pozazdrościć, powoli się cofałam, tylko po to, aby zwiększyć odległość między nami i w którymś momencie, nie udało mi się odbić jej uderzenia, więc szybko odskoczyłam.
Nie zrobiłam tego jednak dość szybko i na mojej szarej bluzce z niebieskim psem powstała niewielka dziura, a dokładniej na prawym boku. Szybko rzuciłam na nią okiem, krzywiąc się, gdy powoli materiał zaczął przesiąkać krwią. Poczułam przy tym lekki metaliczny zapach, który mieszał się z zapachem mojego potu.
— Pierwsza kropla — zawołała Clarisse.
Skrzywiłam się w odpowiedzi na jej słowa i natychmiast zbliżyłam się do niej, ciemne oczy mojej przeciwniczki zmrużyły się, choć na jej twarzy nadal był ślad samozadowolenia. Stanęłam w pewnej odległości od niej i obydwoje przyglądaliśmy się sobie badawczo, a po chwili wysunęłam nogę i zaatakowałam. Byłam naprawdę szybka w działaniu i choć Clarisse miała spory staż w tej branży, to jednak i ona miała problem z nadążaniem za mną.
Nagle ona syknęła, a jej źrenice zwęziły się w małe szparki. Zerknęłam na jej ramię, gdzie czerwona linia natychmiast zaczęła dość obficie krwawić. Mimowolnie wygięłam usta w uśmiech, ale ten mały moment mojej nieuwagi został wykorzystany przez Clarisse, która nagle przykucnęła i podcięła mi nogi. Byłam tak zaskoczona, że wywaliłam się na ziemię, ale zanim córka Aresa zdążyła do mnie podskoczyć z mieczem, ja położyłam dłonie po bokach mojej głowy, a nogi przyciągnęłam do piersi, by następnie odbić się od podłoża, walnąć zbliżającą się Clarisse i stanąć na równe nogi.
Obydwie równocześnie się skrzywiłyśmy.
— Nieźle — skomentowała.
— Zabawnie — dodałam.
Następnie obydwie zaszarżowałyśmy na siebie z cichym okrzykiem bojowym. Nasze miecze uderzyły o siebie z niesamowitym hukiem, przy czym mój z powodu złego wyważenia wypadł mi z dłoni i poleciał do tyłu odbijając się od twardej ziemi z cichym brzękiem.
Clarisse skorzystała z tej okazji i przystawiła mi natychmiast ostrze swojego miecza do gardła.
— Wygrałam — stwierdziła z samozadowoleniem. — To już sześć do zera — dodała
Ponownie tego dnia się skrzywiłam, a gdy opuściła miecz, przedarłam wierzchem dłonie swoje spocone czoło i odgarnęłam kosmyki swoich ciemno czekoladowych włosów do tyłu, wzdychając przy tym z niezadowoleniem.
— Tylko, dlatego, że miałaś lepiej wyważony miecz — stwierdziłam zgodnie z prawdą. — Gdy w końcu uda mi się znaleźć odpowiedni dla mnie, pokonam Cię z jedną ręką za plecami — dodałam.
Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i pokręciłam głową z politowaniem.
— Śnisz Taylor — oznajmiła.
Wyszczerzyłam swoje ząbki w szeroki uśmiech, podobnie jak to zrobiła Clarisse i kiwając sobie w cichym porozumieniu głową, odwróciliśmy się i rozeszłyśmy się każda w swoja stronę. Kątem oka widziałam jeszcze, jak córka Aresa podnosi wysoko miecz nad głową, a to spowodowało wybuch radości jej rodzeństwa, które jak zwykle przyszło nas obserwować.
Podniosłam swój miecz z ziemi i ruszyłam w stronę zbrojowni, która na szczęście została już naprawiona po moim niecodziennym „uznaniu”. Jednak przechodząc koło walczących, zauważyłam blondwłosą dziewczynę, która przyglądała mi się z niezwykłą uwagą, a gdy nasze oczy się spotkały, zobaczyłam jej czarne puste oczodoły, które spowodowały gęsią skórkę na mojej skórze.
Zatrzymałam się i wgapiałam się w nią szeroko otwartymi oczami, a ona podobnie jak ja wyglądała jakby ktoś właśnie uderzył ją garnkiem w głowę. Przełknęłam ślinę, czując nagłą chęć ucieczki przed tą dziewczyną, co nie zdarzało się mi zbyt często, szczerze mówiąc podobną reakcję miałam, gdy mój ojciec przychodził mnie odwiedzać, gdy jeszcze byłam małą dziewczynką, ale miłość wygrała z wrodzonym strachem do niego.
Podejrzewałam, więc że dziewczyna wcale nie jest herosem, ale kim w takim razie jest?
— Annabeth! — Krzyknął ktoś.
Blondynka natychmiast odwróciła ode mnie spojrzenie i spojrzała na blondyna biegnącego w jej stronę, a ja wykorzystałam tą chwile jej nieuwagi, aby się uciec z pola jej widzenia. W głowie za to miałam istny chaos, bo czyżby w obozie działo się coś niedobrego?
Moja natura harpii wrzeszczała z czystej ciekawości i pewności, co do tego, że dzieje się coś naprawdę niedobrego, a ja wręcz musiałam wetknąć w to swój ciekawski nos.

*          ~          *          ~          *

Usta Thalii wygięły się w podkówkę, gdy Artemida odwróciła się do niej tyłem. Bogini oczywiście nie widziała ponurego i pełnego pogardy spojrzenia, jakie dziewczyna jej wysłała, a jedynie była zadowolona z tego, co udało jej się usłyszeć i nawet nie podejrzewała, że jej Łowczyni została opętana przez jednego z bogów wypuszczonych z Puszki Pandory, nie podejrzewała, że właśnie zdradziła plan swojemu wrogowi, a choć o tym nie wiedziała, to dla Thalii-Morosa była to jedyna wskazówka, ze Apate ich jeszcze nie zdradziła.
— Jak sobie życzysz, pani — stwierdziła cicho Thalia.
Artemida w ciele ośmioletniej, rudowłosej dziewczynki z masom biegów i o niesamowitych zielonych oczach, którego kolor przypominały letnią trawę, uśmiechnęła się do niej szeroko odwracając znów w jej stronę. Kiwnęła z zadowoleniem głową, gdy dziewczyna odwróciła się i leśną drogą wracała w stronę swojego obozowiska, gdzie wraz z resztą jej łowczyń miały nazajutrz wyruszyć do obozu herosów po przepowiednie.
Bogini łowów westchnęła cicho wypuszczając parę ciepłego powietrza z usta i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy usłyszała śpiew ptaków z pobliskich drzew. Bo choć robiło się naprawdę chłodno (jak przystało na początek grudnia) to nie miała, co marzyć o zobaczeniu śniegu w tej części świata, a znajdowała się właśnie w Indiach.

*          *          *

Nagły wybuch śmiechu Apate zwrócił uwagę Pseudologosa, który skrzywił się z obrzydzeniem w stronę radosnej bogini nieszczęścia i zdrady, która w tej chwili nie wyglądała ani na zaniepokojoną (w przeciwieństwie do niego), ani na nieszczęśliwą (również w przeciwieństwie do niego).
Skrzyżował ramiona na piersi i wbił w nią wzrok opierając się o domek Ateny, który dość niedawno został przykryty nową warstwą białej farby. Dyskretnie jednak zerknął na boki, czy nikt z herosów ich nie słyszy i ponownie skupił całą swoją uwagę na podstępnej bogini.
— To nie jest śmieszne, ja boje się harpii — wytknął jej. — Każdy czegoś się boi — dodał.
Apate roześmiała się jeszcze głośniej, a w jej czarnych oczach pojawiły się łzy, łapiąc się za brzuch próbowała wyregulować oddech i poskromić swój wybuch wesołości. Pseudologos dalej wpatrywał się w nią, ale tym razem z rosnącą złością.
— Co tutaj robi harpia? — Spytała Apate, gdy udało jej się nareszcie uspokoić.
— Nie wiem — mruknął z niezadowoleniem Pseudologos. — Wygląda na to, że córka Eola i Melindy jednak jest nieco starsza niż głosiły pogłoski — dodał z niezadowoleniem.
Apate nagle spoważniała i skrzywiła się lekko.
- To może pokrzyżować nasze szyki, bo jeżeli ona tu jest to…
— Syn Aine również — stwierdził ponuro Pseudologos. — Widziałem jak za nią lata — dodał.
To były nieprzewidziane komplikację, bo syn Aine – Ryan – znany, jako syn Apolla, mógł im naprawdę zaszkodzić, jeżeli choćby młoda harpia zwróci na nich najmniejszą uwagę, a ponieważ Aine była naprawdę potężną heroską, jak również byłą ulubienicą swojej matki…
— Cholera — przeklęła Apate.
— Wyjęłaś mi to z ust — oznajmił ponuro Pseudologos będący dalej w ciele Annabeth. — Powinnaś pogadać ze swoim bratankiem — zakpił.
Apate ten pomysł ani trochę się nie podobał, a tym bardziej, że ich sytuacja zaczynała się coraz bardziej komplikować, a na dodatek mieli coraz mniej czasu do zimowego przesilenia wtedy, gdy wszyscy bogowie Olimpijscy spotykają się w jednym miejscu – najlepsza szansa na uwięzienie ich.
— Cholera — podsumowała wszystko Apate.

*          ~          *          ~          *
*Perspektywa Maggie*

Uśmiechnęłam się niepewnie w stronę Samaela, ale wątpię, aby mnie tutaj zobaczył, gdyż właśnie chowałam się za drewnianą ścianą z powieszonymi na niej łukami i strzałami. Zerknęłam jeszcze raz, ostrożnie na profil białowłosego chłopaka, a łzy same naleciały mi do kącików oczów, gdy odwrócił się w moją stronę, szybko się jednak schowałam, ale niestety potknęłam się o wystający konar i kilka iskier nagle ze mnie uleciało.
Po chwili już drewniana ściana stanęła w ogniu.
— Maggie, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś się nie chowała? — Spytał Chejron podchodząc do mnie ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. — Dziecko drogie, gdzie jest Jill?
Moja warga zadrżała, a w momencie, gdy herosi gasili pozostałości po mojej kryjówce, ja rozpłakałam się na dobre, wtulając swoją głowę w klatkę piersiową centaura. Objął on i poklepał ze spokojem po plecach, niejednokrotnie już płakałam bez żadnego powodu, ale tym razem moja przyjaźń, która trwała od dzieciństwa z Sammy’m miała się rozpaść na kawałeczki, a to był powód do płaczu.
— Zajmę się Czarodziejką Chejronie — zawołał znajomy mi głos, a następnie silne dłonie objęły mnie pod pachy, aby moja głowa chwilę później wtulała się w czarny materiał. — Coś się stało maleńka?
Na dźwięk jego miękkiego głosu rozpłakałam się jeszcze bardziej i niestety znów usmarkałam mu jego ulubiony T-shirt z jakąś rockową kapelą. Chłopak przycisnął mnie mocniej do siebie, gdy starałam się uwolnić, a następnie jego ciepła duża dłoń spoczęła na tyle mojej głowy, przyciskając ją mocniej do jego lewej piersi.
To sprawiło, że wybuch mojego płaczu trochę minął, dźwięk bijącego serca chłopaka był dla mnie dziwnie uspakajający, choć poczułam jak moje policzki bez żadnego racjonalnego powodu robią się ciepłe. Mój oddech nieco się wyrównał i poruszyłam się niespokojnie dając do zrozumienia mojemu przyjacielowi, że już się uspokoiłam.
Ku mojemu zaskoczeniu jego ramiona zacisnęły się jeszcze mocniej, a ja, choć bardzo chciałam podnieś głowę do góry i spojrzeć w jego miodowe oczy, z powodu jego ręki na mojej głowie nie mogłam tego zrobić i naprawdę chciałam poznać jego myśli, które kotłują się w jego białej główce.
— Sammy…
— Poczekaj — poprosił ściskając mnie na chwilę mocniej, co spowodowało, że powietrze z moich płuc uleciało, a następnie nieco rozluźnił uścisk, nadal mnie jednak nie wypuszczając. — Daj mi się nacieszyć.
Nie rozumiałam, o co mu chodzi i gdy miałam właśnie się spytać, on wypuścił mnie z ramion, a ja poczułam się dziwnie opuszczona bez jego szerokich ramion, które obejmowały mnie jak bezpieczny i ciepły kokon, chroniąc od całego zła świata.
Potrząsnęłam głową chcąc wyzbyć się moich dziwnych myśli.
— Unikasz mnie — wyznałam nagle w przypływie pewności siebie.
Pociągnęłam lekko nosem, a na ten gest Sammy wyjął z tylnej kieszeni paczkę chusteczek higienicznych w niebieskim opakowaniu i podał mi je. Kiwnęłam głową, dziękując mu i wyciągnęłam jedną sztukę wycierając pośpiesznie oczy i wysmarkując nos.
— Nie unikam — stwierdził i skrzywił się lekko, chowając resztę chusteczek do kieszeni. — Po prostu, jako grupowy swojego domku mam masę roboty i… no cóż również unikam Luny — wyznał.
Poczułam nagłą chęć złapania tej Brytyjki za jej szczupłą szyjkę i pozwolić swojej magii zająć się nią, nie wiedziałam skąd nagle miałam takie dziwne emocję, czyżbym dorastała?
Sammy spoglądał na mnie z zaniepokojeniem.
— Maggie… — zawahał się przez chwilę. — Ja… ty… nigdy… — lekko się zaczerwienił i odchrząknął. — Będę przy tobie trwać — wymamrotał cicho.
Zamrugałam oczami i uśmiechnęłam się szeroko.
— Będziesz moim wiernym przyjacielem! — Zawołałam. — Jak pies!
Syn Tanatosa skrzywił się na to porównanie i na moje słowa, ale jedynie kiwnął głową z dziwnie posępną miną, jakby zgadzając się na choćby takie rozwiązanie. Wyznam szczerze, że nigdy do końca nie rozumiałam jego emocji, choć byłam naprawdę szczęśliwa, gdy nasza przyjaźń się zaczęła i nigdy bym jej nie przerwała, choćby nie wiem, co się działo, bo nie chciałam stracić Sammy’ego.
— Wiesz, że Ryan rozpowiada plotki? — Zawołałam z nagłym przypływie entuzjazmu. — Jill się wkurzyła, więc za nią pobiegłam! — Podeszłam bliżej do Sammy’ego i złapałam go za ramię, gdy próbował delikatnie wycofać się z pola mojego widzenia. — Też bym chciała, żeby chłopak był taki romantyczny! Odkąd ma kuchnie, to robi jej te ciastka… - paplałam tak jeszcze jakąś godzinę.

*          *          *
*Perspektywa Ryana*

Wgapiałem się jak głupi w chłopaka przede mną, oparłem się biodrem o szafkę i skrzyżowałem ramiona na piersi, spoglądając na ponurego syna Tanatosa, którego białe kosmyki były w całkowitym nieładzie, podobnie jak moja rudawa czupryna, przy czym ja zazwyczaj nosiłem na głowie czarną czapkę, a moje włosy sięgały mi już prawie do obojczyka, odgarnąłem z czoła swoją długą grzywę i uśmiechnąłem się w końcu do chłopaka.
— Czyli kochasz Maggie i nie wiesz, jak jej to powiedzieć?
Nie oczekiwałem od niego odpowiedzi, gdyż bardziej stwierdziłem niż spytałem, ale chłopak skrzywił się w naprawdę żałosny sposób i kiwnął mi potakująco głową. Byłem szczerze ubawiony jego postawą, ale w końcu musiałem się z nim zaprzyjaźnić, bo moja przyszła żona z pewnością będzie przyjaźnić się z Maggie, a co niesie za sobą spotkania z jej przyszłym mężem – Samaelem.
— Wspomniałeś jej o swoich uczuciach? — Spytałem nagle.
— Wspomniałem, że będę przy niej trwać — oznajmił napiętym głosem.
Podniosłem jedną brew i zaśmiałem się głośno.
— Jak pies? – Spytałem kręcąc głową z niedowierzaniem. — Bo to tak brzmi, koleś - znów pokręciłem głową. — Chęć stworzenia poważnego związku wiąże się z indywidualnym podejściem do każdej kobiety, więc podryw…
Przerwałem nagle, bo mój wzrok został zasłoniętym przez czarną mgłę, wir powili wciągał mnie, a ja czułem jak moje ciało staje się ciężkie jakby było wykonanie z ołowiu, a do tego nagły atak migreny, był jak zwykle oznaką zbliżającej się wizji, już po chwili barwy różnych kolorów zaatakowały mnie, na chwilę oślepiając, a po chwili widziałem już jak…

Thalia uśmiechnęła się do mnie smętnie, właściwie sam nie wiedziałem, skąd znałem jej imię, ale jej czarne włosy i niebieskie oczy były dla mnie podpowiedzią, bo już raz je widziałem, w pewnej wizji wraz z Jillian, kiedy to ona minęła ją na ulicy koło swojego domu.
— Jest już za późno — stwierdziła nagle męskim głosem, a jej oczy stały się czarne.
Nagle spostrzegłem w jej dłoniach złotą szkatułkę ozdobioną przez przeróżne kamienie szlachetne, a ja poczułem w swojej dłoni coś ciepłego. Otworzyłem ją i spostrzegłem w niej złoty kluczyk z czarnym rzemykiem. Znów zerknąłem w stronę uśmiechniętej dziewczyny.
- To było tak samo łatwe jak zabranie dziecku lizaka – stwierdziła z samozadowoleniem.
— Zaraz skopie Ci tyłek! — Warknęła koło mnie Jillian, a uśmiech Thalia zniknął.
— Nie możesz nic zrobić, dopóki mam… — nagle zamilkła.
Sięgnęła dłonią do kieszeni, ale nie znalazłam tam tego, czego szukała, a jej nienawistne czarne oczy spoczęły na mnie z chęcią mordu. Doskonale zdałem sobie sprawę, że mam coś, co do niej należy i w tej chwili naprawdę się cieszyłem, że kiedyś bawiłem się w kieszonkowego złodziejaszka.
— Zabije was! Zabije was wszystkich! — Wydarła się z wściekłością Thalia.
Następnie jej ciało opadło na ziemię, a przed nami z szarego dymu zaczął kształtować się ludzki kształt, a raczej boski, bo czarne puste oczodoły wpatrywały się w nas z czystą nienawiścią…

Nagła jasność mnie oślepiła i gdy zacząłem mrugać powiekami, zdałem sobie sprawę, że znajduje się na powrót w swojej kuchni, a nie w najbliższej przyszłości. Spostrzegłem, że mój towarzysz nie poruszył się z miejsca, tylko przyglądał mi się z niesamowitym spokojem jak na niego przystało. Wyszczerzyłem się do niego radośnie.
— Wygląda na to, że w muszę chronić moją narwaną przyszłą żonę — stwierdziłem zagadkowo.
Nie miałem ani grama podejrzenia, co do tego, przez kogo wpakowaliśmy się w mojej wizji w takie kłopoty, dlatego również wyjąłem z kieszeni złoty kluczyk, który dzisiaj znalazłem w jednej z szuflad w swojej kuchni. Do tej pory sądziłem, że jest do klucz do jakiejś spiżarni, czy czegoś, ale teraz…
Teraz wiem, że czeka nas mała wojna.

20 komentarzy:

  1. Rozdział mega! Jak zawsze! *♡* Na początku powiem, bo zapomnę. Napisałaś "- Jak pies? – Spytałam kręcąc głową z niedowierzaniem.". Powinno być spytałem, bo to fragment z perspektywy Ryana :D
    Ale wracając do rozdziału. Rudzielec znowu rozgadał plotki. Jejku! One są genialne! *♡* Nie dziwię się, że Jill się wkurzyła, ale żeby od razu z powodu, że nie umie strzelać z łuku? No, ale to nasza Jill, więc czego się spodziewać? ^.^
    Zainteresowała mnie ta dziewczynka, którą bohaterka spotkała. Kim ona jest? Mam nadzieję, że to szybko się wyjaśni szczególnie, że miała dziwnie czarne oczy...
    Hehe. Jill nie mogła pogodzić się z przegraną z Clarisse ^^ Nie ma to jak wymyślenie sobie wymówki, że ta ma lepszy miecz xD
    Jak ja uwielbiam Maggie! Jejku! Ja po prostu ją kocham! *♡* Co z tego, że nie umie jeszcze zapanować nad swoimi mocami? Wierzę, że się nauczy xD
    Ta sytuacja na koniec bardzo mnie zaciekawiła. Co Jill znowu nabroiła? A jak ten klucz znalazł się w rękach Ryana? Czy to właśnie tego szukała Thalia?
    Czekam na nn i dawał ją szybko! Potopu weny życzę, buziaczki ;***
    PS. U mnie nn. Zapraszam :D
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ślicznie :) Ajć! Mimo wszystko pisanie z perspektywy facetów jest ciężkie! Dziękuje Ci jednak za zwrócenie mi uwagi C: Nie ma, co się dziwić, bo Jill jest po prostu dziwna. Annabeth jest książkową postacią (jest w zakładce "bohaterowie z..."), ale została opętana przez Pseudologos. Wyjaśniam to, bo pewnie zapomniałaś (a było to wspominane niejednokrotnie - choć ja ostatnio dość rzadko dodaje rozdziały, więc nic dziwnego, że można się pogubić -_-).
      Jill zawsze znajdzie jakąś wymówkę podobnie jak Maggie zawsze przyczyni się do katastrofy :D Może w dalekiej przyszłości, kiedyś nasz mała Czarodziejka nauczy się panować nad mocą... ale ponieważ ja jestem złośliwa, nie szybko na to pozwolę :P
      Ryan miał wizję przyszłości (to się jeszcze nie wydarzyło!), a Thalia szuka właśnie tej skrzynki i owego klucza. No, a Jill wtyka nos w nie swoje sprawy (zwala to oczywiście na naturę harpii, a która jest w połowie).
      Dziękuje (ponownie) ślicznie i z całym serduszkiem za miłe słowa, życzenia i przecudowny komentarz!
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Wow nareszcie!
    Zabrakło mi trochę romantycznych scen, no wiesz buzi buzi i te sprawy! :D Mimo wszystko, miłość syna Tantosa do Maggie jest słodka i mam nadzieję, że odwzajemniona!
    Nie mam pojęcia co może być w tej skrzynce, ale ta cała sprawa mi śmierdzi! Oj, nie podoba mi się to!
    Ogółem to czekam na moment, gdy Jillian uświadomi sobię, że kocha Ryana i będą się kochać w lesie lub na plaży (zostawiam Tobie do wyboru:D).
    Maggie - słodka i kochana! No jak tu takiej nie lubić!
    Fajny rozdział i w ogóle fajna historia! Czekam na więcej! :D
    Pozdrowionka!
    http://krainanovitas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, udało mi się :3
      Sceny romantyczne jeszcze będą, a buzi-buzi też niedługo się pojawi. Ta miłość jest odwzajemniona, choć nasza urocza Czarodziejka nie zdaje sobie jeszcze sprawy z potęgi jej własnych uczuć :D Ta skrzynka to Puszką Pandory, ale wygląda dość inaczej niż nazwa na to wskazuje.
      Jill i Ryan będą kochać się na motocyklu (nie wiem, jak ludzie to robią, ale podobno da się to robić na nim!). Niestety to jeszcze potrwa... (a przynajmniej do wyznania Jill, bo Ryan mnichem nie jest :P).
      Dziękuje ślicznie za komentarz całym swoim serduchem!
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Już sama nie wiem czy bardziej kocham Maggie czy ciebie, to jak się potyka i przewraca, no matko,. jakbym siebie widziała. Wypisz wymaluj, cała ja. tylko nie wiem czy powinnam się cieszyć,m że akurat tą cechę mamy wspólną. Niestety jest to męczące, a przede wszystkim niebezpieczne, przewracanie się i wchodzenie w rózne przedmioty, ma naprawdę nieprzyjemne skutki uboczne, ale o tym wiemy tylko my niezdary.
    Rayan jak przystało na prawdzicego faceta, nigdy nie wie o co chodzi, to znaczy coś tam przypuszcza, coś mu dzwoni i świta, ale jak zwykle, nie chodzi o to co trzeba :) A Jill obraża się za prawdę o jej braku umiejętności i trudzie oswojenia łuku :)
    Typowa kobieta :p
    Cóż lepszym wytłumaczeniem przegranej walki byłoby cos w stylu "Przecież to córka Aresa, w genach ma walkę" a tu coś w stylu "Miecz mi nie leżał " Ha ha, no kocham ją :*
    tak sobie myślę kim była ta dziewczynka, ciekawość aż mnie pali, ale cóż mam nadzieję, że szybko się dowiem, no i ta końcówka, już teraz wiem jakie to nieprzyjemne uczucie czytać ciekawy rozdział z wypiekami na twarzy a tu sie okazuje, ze koniec. Przepraszam, za to że tak często kończyłam swoje rozdziały w taki sposób :/
    Czekam na kolejny rozdział, będę szczodra i dam ci tydzień, nie dłużej!!!
    Paaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często sama wpadam na przedmioty i choć przeklinam ból, często sama z siebie się naśmiewam (przy mnie nawet ja sama nie umiem być poważna :D). Czy wspominałam już, że Maggie ma najwięcej odziedziczonych po mnie cech? :P
      Mimo swoich wizji, Ryan niestety nadal myśli jak facet... to trochę smutne.
      Jill nigdy nie przyznałaby przed światem, że na tym świecie urodził się ktoś lepiej wyszkolony od niej w walce, więc woli zganiać to na swój miecz, niż lepsze umiejętności jej przeciwniczki :3
      To Annabeth! Annabeth! I Ty Brutusie?
      Ktoś ją nawet zawołał po imieniu, a później rozmawia z Apate. Naprawdę źle to wytłumaczyłam... :C muszę bardziej przykładać do tego uwagę.
      Ach! Widzisz jak to fajnie :P Niestety mój rozdział miał już siedem stron Worda i uznałam, ze dłuższy byłby męczący. Niestety w kolejnym rozdziale nie dowiesz się, co za plan w uwiedzeniu Maggie wymyślił Ryan!
      Przyjmuje jednak przeprosiny, ale i tak mam zamiar wyrobić się z nowym rozdziałem nieco szybciej, bo mam małe plany, co do dodatku na Dzień Walentego :D
      Dziękuje ślicznie za cudowny komentarz całym swoim serduszkiem!
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz, ale w nocy wróciłam z nart i trzeba było odespać :)
    Rozdziała cudowny, boski, fenomenalny, zresztą jak zawsze. Do tego długi i dużo w nim akcji. Cud, miód, malina!
    Kto jest bratankiem Apate? Czyżby Sammy? I kto jest matką matki Ryana? Nie wiem dlaczego, ale jakoś te dwie rzeczy zwróciły najbardziej moją uwagę jeśli chodzi o zagadki. A, no i jak ten złoty kluczyk znalazł się w domku Apolla?
    Jill ma źle wyważony miecz! Ach, ten Ryan, nie pokazał jej jak używać tej bransoletki. Może pokaże jej w następnym rozdziale? Bo skoro na Walentynki...
    Clarisse, strzeż się! Jillian jeszcze cię pokona, tego jestem pewna. To zdumienie na twarzy córki Aresa będzie nie do zapomnienia.
    Dlaczego Nico i Jill wpatrują się w siebie z żądzą mordu? Jakoś nie rozumiem ich nienawiści. Na szczęście jest Will, który pilnuje, żeby się nie pozabijali. Ale mogliby się dogadać, bo w takich czasach, lepiej mieć jak najwięcej potężnych sprzymierzeńców.
    Sammy i Maggi. To jest po prostu, słodkie i urocze. Syn Tanatosa, który boi się wyznać miłość dziewczynie. A w książce jego ojciec powiedział (chyba) Percy'emu, że miłość i śmierć nie są takie odległe, jak mu się wydaje :) Ryan będzie robił za swatkę. Będzie zabawne. Ja na miejscu Sammmy'ego, nie zwracałabym się po porady do syna Apolla. Jakoś Jill nie wpadła mu jeszcze w ramiona...
    A mieszkańcy Puszki Pandory knują i spiskują. I znowu się zastanawiam, dlaczego oni boją się Jill i obawiają Ryana? O co w tym chodzi? Wszyscy wiemy, że ta dwójka jest wyjątkowa, ale jak bardzo?
    Jezu, wprowadziłaś w tym rozdziale tyle zagadek i niedopowiedzeń, że wariuję! Chcę się jak najszybciej dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, więc pisz szybciutko!
    I po raz kolejny herosi będą ratować bogów przed strasznym losem. Ci bogowie nic sami nie potrafią zrobić, no może potrafią zrobić dzieci, które będą im potem ratować tyłki.
    Ok, lecę. Lekcje same się nie odrobią :(]
    Pozdrawiam i życzę ocean, albo całej planety weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem zmęczenie po podróżach :D
      Twoje pytania są jak najbardziej trafne i (być może) w następnym rozdziale znajdziesz na nie odpowiedź, ale na pewno nie na wszystkie ^^
      Nie zapomniałam o bransoletce, ale Ryan póki, co nie chce zdradzić nic o niej, a Jill jako, że ma wielką dumę, prosić go nie będzie. Na walentynki szykuje zupełnie oddzielny dodatek, a który nie będzie miał wpływu na dalszy ciąg opowiadania.
      Bo Nico i Jill się lubię, ale obydwoje nie chcą się do tego przyznać i wolą sobie dogryzać, no bo Jill nadal jest zła na Nico za "oszukiwanie" podczas ich pierwszego spotkania, gdzie chciała go pokroić swoim scyzorykiem.
      Sammy ma mały problem z wykrztuszeniem "Kocham Cię", więc choć Ryan nie wydaje się dobry w sprawach sercowych, niejednokrotnie już przecież wyznawał miłość Jill, a ponieważ Samael jest facetem ich poczynania nigdy nie będą logiczne tak do końca...
      Tutaj chodzi o matkę Ryna, która była ich dobrą znajomą. No, bo w końcu Ryan jest czymś więcej niż herosem (ma na pewno więcej złotej krwi bogów). No, a skoro bogowie z pewnością nie ruszą się ze swoimi leniwymi tyłkami z Olimpu... Mieszkańcy Puszki Pandory wiedzą kogo powinni się obawiać. Jill nie jest jakoś wielce wyjątkowa, po prostu jako pół-harpia doskonale widzi przez wszystkie iluzję i kamuflaże. No, a Ryan... cóż on jest dość potężny, choć na takiego nie wygląda :3
      Mi się natomiast wydawało, że odpowiedziałam na większość zagadek w tym rozdziale... no bo w końcu wiadomo kim są źli bogowie :D
      Życzę powodzenia w odrabianiu lekcji i postaram się dodać tym razem nieco szybciej rozdział! Dziękuje całym serduszkiem za cudowny komentarz!
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Cześć i czołem!
    Sammy i Maggie! Moje skarby! Od dzisiaj są moją ulubioną parą! (sorry Ryan) Oni po prostu idealnie do siebie pasują! On - wstydliwy, samotny i cichy, a jednak wzbudzający strach, a ona wesoła, wpadająca w kłopoty i przyjacielska. Jak Samael rozmawiał z Ryan'em, to po prostu nie mogłam zetrzeć uśmiechu z twarzy! Jednak mimo wszystko Sam wydaje mi się być podejrzany. Może on współpracuje z bandą z Puszki? Kurczę, bo to syn Tanatosa i tak dalej... Może się mylę, ale wolę mieć go na oku. I cieszę się, że odwzajemnia to cudowne uczucie do Maggie! I do tego oboje o niczym ne wiedzą! :3
    A jeśli on tak tylko udaje, to cię dopadnę, Mika. :)
    Obawiam się, że Artemida jest w poważnym niebezpieczeństwie, podobnie jak Obóz. To prawdopodobnie oni będą pierwszymi ofiarami bandy z Puszki. (kurczę, spodobało mi się to określenie) A tymi najbardziej pierwsiejszymi będą Ryan i Jill. Ryana boją się, bo on był synem heroski, zapewne tej z obozu Jupiter i teraz on wie dużo za dużo, poza tym ma swój dar od ojca... Tak sądzę, a jak jest, to chcę już wiedzieć! Pseudologoś boi się... harpii? Rozłożyłaś mnie x)
    Jill i Clarisse mogłyby zostać siostrami! Są identyczne - obydwie nie umieją trzymać nerwów na wodzach, lubią się bić, mają niewyparzoną jadaczkę... Gdyby nie to, że Jill jest już określona i gdyby nie te wszystkie znaki (myszka xd) pomyślałabym, że jest córką Aresa!
    Kurczę, Jill dostała zakaz zbliżania się do Dionizosa. Coś musi być na rzeczy :v
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :3
      Hmm... szczerze mówiąc nie pomyślałabym, że Sammy może spiskować z tą "bandą z Puszki" (fajna nazwa swoją drogą!), ale muszę wyznać, że cieszę się, że takie sprawia wrażenie, właśnie tak go zawsze widziałam... postaram się wykorzystać Twój pomysł, ale z pewnością nie aż do rozmiarów zdrady, bo w końcu mam zamiar w najbliższych rozdziałach spiknąć tych dwoje :D (taki duży spojler!).
      Samael z pewnością kocha Maggie! Koniec. Kropka.
      Jesteś niezwykle spostrzegawczą osobą! O Ryanie odgadłaś całą prawdę! Być może jednak Obóz nie jest aż w takim zagrożeniu, w końcu banda z Puszki ma swój cel, którego muszą się trzymać, aby bogowie nie odgadli ich niecnego planu (a przynajmniej tak do końca).
      Właśnie dlatego Jill i Clarisse tak się dogadują :D
      Nie mów tak! Bo Pseudologosowi będzie przykro i się popłacze! xD
      Nic wielkiego, ot tak małe nieporozumienie... (jeszcze ten wątek rozwinę).
      Dziękuje za cudowny komentarz całym swoim dziwacznym serduszkiem! Naprawdę dziękuje! Jak również pozdrawiam ^^

      Usuń
  6. Nareszcie znalazłam czas, by dokończyć czytanie...
    I teraz tak: jak mogłaś zataić przede mną ten fragment o Saggie? Wiesz, że ich uwielbiam. Myślałam, że nie mamy już przed sobą tajemnic...
    Wściekłość Jill i to jak wypytywała Ryana - genialne! <3 Później pomyślę jak połączyć ich imiona w fajny ship!
    Nieźle się uśmiałam przy tym fragmencie z rudzielcem (który ma prawie tej samej długości włosy, co ja! :D) i Sammym XD Wiedziałam, że ją kocha! A tekst o żonie mistrzowski.
    Jak zwykle jestem zachwycona.
    Myślisz, że Jill dałaby mi lekcję szermierki? Moja młodsza siostra walczy szpadą i nie mogę znieść, że jest ode mnie silniejsza :( A w dodatku chrapie mi w nocy i nie mogę jej przewrócić na drugi bok, bo się boję, że mi przywali... Jill! Ratuj mnie!
    Wizja bardzo mnie zaciekawiła i wiesz, że zżera mnie ciekawość, kim była matką Ryana?
    Zaraz postaram się odpisać ci na meila, kochana. Tylko wrócę do domu XD
    Pozdrawiam, całuję i podsyłam Henryka!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com - a nuż może ktoś wejdzie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę się cieszę, że znalazłaś czas :D
      Jak mogłam...? Szczerze mówiąc powstał krótko przed publikacją tekstu, więc nie miałam czasu cię wtajemniczyć - przepraszam!
      No widzisz? Ryan nieumyślnie pcha Jill w ramiona swojego brata... szkoda tylko, że Will jest zainteresowany kimś innym xD Sammy jest takim wielkim i strasznym synem Tanatosa, który ma problem w wyrażaniu uczuć (ale przynajmniej ich nie ignoruje podobnie jak Jill).
      Nie mam pojęcia... Jill jest nieobliczalna, a jeżeli zgodziłaby się z Tobą trenować... cóż pobyt w szpitalu murowany! Chociaż... wtedy może Ryan by cię odwiedził? Bo wiesz, gdzie ona tam i on :D
      Wtajemniczyłam Cię w to :3 Spoko, nie mogę się doczekać ^^
      No i bardzo dobrze! Ja chce Henryka, bo musi zadziobać moją nauczycielkę, która zasugerowała, że spałam z takim brzydalem... i to tylko dlatego, ze weszliśmy razem do klasy... jak ona mogła? T~T
      Dziękuje za cudowny komentarz (to staje się moją mantrą), jak również pozdrawiam ^^

      Usuń
  7. No i pisze już pod wlasciwym rozdziałem!! Jak ja się ciesze że dzisiaj nie mam co trobić w pracy bo mogę czytać!! Od razu przepraszam za błędy Ale pisze na telefonie więc to nieuniknione w moim przypadku! Kurczę w tym rozdziale tyle się działo że nie wiem od czego zacząć! Hmm może od naszej ukochanej,szalonej i nieokielznanej Jill!! Jak ja ją uwielbiam, ta jej rządzą walki jest przezabawna! Herosi uważajcie na nią! Trzymam kciuki żeby w końcu było 6:1 !!!:D czyli ttrzeba Nowy miecz,bo przecież tylko dlatego przegrywa... :p ah Ryan jaki z Ciebie plotkarz!!! Jak mogłeś powiedzieć o tym łuku!! To nic, ze mówisz o gorącym romansie z Hill,kwestia luku jest zdecydowanie gorsza haha :D
    jill ma dobre przeczucia.co do "annabeth""a wizja Ryana jest trochę straszna! Pilnuj klucza Ryan! Co do. Maggie to tak przeczuwalam że Samael się w niej podkochuje! Niech się nie czai tylko działa!! Czekam na nowy rozdział!
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak dobre wykorzystanie czasu :D Spoko, za błędy nie przepraszaj dyslektyka, bo jak nic doskonale Cię zrozumiem :3 Herosi już poznali Jill, więc Ci co mają instynkt samozachowawczy już od niej uciekają :D Jill może jeszcze wygra z Clarisse... ale najpierw musi zdobyć nową broń.
      No ba! Jak mógł kwestionować taką ważną rzecz, jak talent strzelania z łuku Jill? :D
      Cieszę się, że chemia między Sammym a Maggie jest wyczuwalna, a ja również mam nadzieje, że im się uda... nawet jeżeli to Ryan będzie udzielać rady. Co się tyczy zaś klucza... wszystko jest możliwe!
      Dziękuje za wspaniały komentarz, Twoją przemiłą opinię, jak również pozdrawiam ^^

      Usuń
  8. Ahh ten Ryan. Ja nie wiem co z tym facetem jest nie tak. Typowy prześladowca. Powinien dostać zakaz zbliżania się do Jill na kilka kilometrów ;D Co tam brak umiejętności łucznika - ja bym ciskała gromami za plotki o gniazdku, miłosnym uniesieniu i rozkoszy ciał. No chyba bym go żywcem zakopała. Nie dziwię się, że Jill tak się irytuje, ale trzeba przyznać, że jej temperament wyjątkowy. Dzieci Apolla nie są zbyt przyjazne. Wszyscy gdzieś umknęli.
    W końcu Jill spotkała godną przeciwniczkę! Przynajmniej może się wyżyć w walkach i nie przyjdzie jej to tak łatwo. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek uda jej się pokonać córkę Aresa. Z pewnością będzie to trudne, ale trzymam kciuki, za naszą nieco narwaną bohaterkę. Clarisse być może doceni jej zapał.
    To co dzieje się z Annabeth jest oczywiście niepokojące, choć wiadomo co z nią, wierzę, że bohaterowie wkrótce też odkryją prawdę.
    Biedna Artemida, żeby zupełnie nieświadomie spotykać się z wrogiem. Co raz bardziej martwię się o bogów. Przesilenie zimowe tuż tuż, a oni nic nie wiedzą. Mam nadzieję nasi bohaterowie coś na to poradzą. W końcu Ryan i jego wizje może się na coś przydadzą. Bardzo zaciekawiła mnie rozmowa między Pseudologosem, a Apate.
    "Jeśli ona tu jest [Jill]... To znaczy, że syn Aine [Ryan] również." Wyczuwam tu jakieś przepowiednie i przekręty. Ah ci młodzi, zakochani... Wiecznie pakują się z kłopoty.
    Ahh moja biedna Maggie. Za każdym razem jak o niej czytam, mam ochotę zaopiekować się tym biedactwem. Jej wiecznie coś się przytrafia. To okropne, że bogowie nie mogą widywać swoich półboskich dzieci. Hekate powinna wziąć ją pod swoje skrzydła. W ogóle powinna zaopiekować się swoimi dziećmi, tym bardziej, że w wielu przypadkach sobie nie radzą ze swoją magią.
    To takie słodkie, że Magic czuje miętę do Sammy'iego, a on do niej i nie potrafią sobie tego powiedzieć. Widać, że zależy im, aby ta przyjaźń przerodziła się z coś więcej. Kibicuję im. Skoro Afrodyta już tam zadziałała, wysłała Erosa, czy coś, żeby cisnął strzałą, to niech sobie tego nie utrudniają. Maggie zasługuje na odrobinę zrozumienia i uczucia. To też tyczy się Sama, potrzebuje kogoś.
    O czym tu jeszcze nie napisałam? Chyba o tym, że rozdział bardzo mi się podobał. Powolutku wprowadzasz nas w głębszą akcję i już nie mogę się doczekać kiedy bohaterowie zaczną wciskać nosy w nie swoje sprawy.
    Aha, no i jeszcze Artemida w ciele dziewczynki. Och! Słodki był ten opis.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Życzę wodospadu weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryan ma naprawdę szczęście, że Jill nie zrobiła mu jeszcze jakiejś krzywdy, a z tego, co widzę z Tobą nie miałby tyle szczęścia :D Cóż... dzieci Apolla mają instynkt samozachowawczy i zwietrzyli niebezpieczeństwo, gdy tylko zobaczyli Jill i Maggie (to z pewnością przerażający widok!).
      Może kiedyś uda jej się pokonać Clarisse, wszystko w końcu jest możliwe! No, a obie szczerze lubią się ze sobą walczyć.
      Niedługo wszystko zacznie się wyjaśniać :D A wydawało mi się, że gdy zdradzę, kto stoi za tym spiskiem już nie będzie żadnych tajemnic i sekretów... one tak samoistnie powstają! Też mam nadzieje, że im się uda...
      Przepowiednia będzie, ale... nie będzie taka jakiej się spodziewasz :D
      Specjalnie dla Maggie powstał Samael! Właśnie po to, aby ją chronić :3 Cieszę się, że ta para przypadła Ci do gustu, a jeszcze bardziej, że doskonale rozumiesz ich wzajemne uczucia i tą niepewność oraz strach przed udartą siebie nawzajem.
      Spokojnie! Ryan wkracza do akcji! Z pewnością coś wskóra odnośnie Saggie (Samael+Maggie)... nie wiem, czemu w tej chwili zobaczyłam w swojej głowie załamany wyraz twarzy Jill... to zastanawiające!
      Dziękuje ślicznie za Twój kochany i wspaniały komentarz! Dziękuje również za życzenia oraz również pozdrawiam ^^

      Usuń
  9. "Maggie sapnęłam, a następnie jęknęła" - wkradło Ci się "m" i chyba "z masą piegów", literówka, tyle udało mi się wyłapać :)
    Maggie jest taka delikatna w porównaniu do Jill, ale tym porównaniem trochę wyskoczyła, a że Ryan miał takie samo zdanie trochę mnie zasmuciło. Chłopak chciał wyrazić uczucia, a nie być porównywanym do psa ;-;
    Walka Jillian jest super opisana, wyważ jej ten miecz i niech pokona Clarisse ^^
    Ryan, mimo tego, że jest moją ulubioną postacią, trochę mnie irytuje, nie umiem podać konkretnych powodów, ale stosunek Jill do niego mówi sam za siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślicznie dziękuje za wskazanie mi błędów - już poprawiłam :D
      Dłuższe przebywanie tych dwójka w pobliżu Jill po prostu ich zmienia -_- Biedny Sammy... nikt go nie rozumie!
      Właśnie! Ja tak namordowałam się z opisem tej walki, więc nie ukrywać będę swojej dumy o tym ^^ Może nie jest idealna, ale jak na mnie wyszło mi całkiem nieźle (skromna ja xD).
      Skoro teraz Cię Ryan irytuje, to w następnym rozdziale go zabijesz... chociaż może nie...
      Dziękuje z całego swojego serduszka, że znalazłaś chwilę, aby do mnie wpaść i napisać wspaniały komentarz! Naprawdę dzięki!
      No i pozdrawiam!

      Usuń
  10. "Powiedziałem, że w blasku księżyca spotykamy się w miłosnym gniazdku i tam oddajemy rozkoszom naszych ciał." Jak uroczo.. :D
    Lubię Willa! :3 Fajny jest :D
    Biedna Jill przegrała z Clarisse... :( Ale sama Clarisse wydaje mi się całkiem sympatyczna, może w tych swoich wojnach, zostaną przyjaciółkami? :D
    Ale przecież Jill nie jest harpią.. :( Chyba.. ;c
    Kim jest Aine? :o
    " — Będziesz moim wiernym przyjacielem! — Zawołałam. — Jak pies!" O matko! A miało być tak romantycznie! Buzi buzi i w ogóle! :c A ta mi z psem wyskakuje! Jaka ona jest uroczo niewinna... <3 Tylko szkoda mi Sammy'ego
    "Byłem szczerze ubawiony jego postawą, ale w końcu musiałem się z nim zaprzyjaźnić, bo moja przyszła żona z pewnością będzie przyjaźnić się z Maggie, a co niesie za sobą spotkania z jej przyszłym mężem – Samaelem." Ahahahahah to rozumowanie! :D Genialne! <3
    "— Wygląda na to, że w muszę chronić moją narwaną przyszłą żonę" Co z tego, że każda inna osoba na jego miejscu by się przeraziła? :D Kochane <3

    Pozdrawiam cieplutko! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach... doszliśmy do plotek Ryana, tak? :3
      Też go lubię! :D
      Clarisse nie jest sympatyczna... jest przeciwieństwem sympatycznej osoby! Jednak na początku myślała ona, że Jill zostanie jej siostrą i w drodze wyjątku Clarisse nie zaprowadziła ją na spotkanie z muszą toaletową... jak zrobiła w przypadku Percy'ego :P
      Melinda (matka Jill) była harpią, babcia Jill (Vivienne) była harpią... zaś Jill jest i harpią i herosem. Mogło Ci to umknąć, nie przejmuj się :)
      Aine jest matką Ryana, naszego Rudzielca.
      Biedny Sammy... w końcu będą razem, zobaczysz :D
      Ryan jest dziwnym, psychopatycznym prześladowcą, który przewiduje przyszłość... mimo to, jest uroczy, prawda? :P
      Uhm... cóż, Ryan widział niejedną śmierć w swoich wizjach, więc praktycznie nic już nie może go zaskoczyć. Tak nieoficjalnie powiem Ci, że Ryan widział śmierć własnej matki, zanim ta faktycznie umarła.
      Dziękuje za fantastyczny apolliński komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń