"(...)Pomagasz mi w mojej sekretnej misji(...)"
Czerwony
punkt na horyzoncie zaczął powoli wędrować ku górze, choć tak właściwie to
Apollo w czerwonym kabriolecie maserati spyder bawił się w najlepsze jeżdżąc po
niebie i rozpoczynając nowy dzień. To wcale nie przeszkodziło pewnej kobiecie
podnieś twarz w stronę jasnego punktu i pozwolić, aby jego promienie ogrzały
jej, nadal senną po niedawnym śnie twarz.
Kobieta
nie wyglądała jakoś szczególnie pięknie, zwykła brązowowłosa kobieta w średnim
wieku. Nieco wychudzona, ale mająca nieźle wyrobione mięśnie, a które zakrywał
purpurowy koc, którym była owinięta.
Mimo
tej uroczej scenki, jaką reprezentowała sobą kobieta, tylko nieliczni mogli
dostrzec to, że jej postawa ciała (choć zasłonięta) mówiła wyraźnie, że jest
ona gotowa w każdej chwili się obronić albo, co ważniejsze zaatakować swojego
przeciwnika.
Gdy
otworzyła oczy, biorąc głęboki oddech uwolniła z nich niewielką parę powietrza,
która już po chwili rozmyła się jak najpiękniejszy sen. Jej bursztynowe oczy
spoglądały w niebo, gdyż to jej zdaniem była najpiękniejsza pora dnia. Taka,
której noc i dzień przez chwilę grały całą spójność, bo to za każdym razem przypominało
jej o największym skarbie, który musiała opuścić.
Serce
ponownie zacisnęło się jej z żalu za utraconym dzieckiem, a na które przez
swoją obecność mogła sprowadzić prawdziwe niebezpieczeństwo, a czego jako
kochająca matka nie mogła zrobić, choć jej samolubna strona miała ochotę zabić
wszystkich, aby w końcu być tylko ze swoją ukochaną córeczką… swoją maleńką…
— Melinda? — Usłyszała znajomy głos.
Drgnęła,
ale nie odwróciła się za siebie, tylko oparła dłonie o marmurową balustradę
spoglądając z przyjemnością na morze, którego spokojne fale oblewały brzeg
plaży, nawet ono wydało jej się pogrążone nadal w półśnie. Najbardziej
uwielbiała to, jak żółte słońce barwiło chmury, a błękit morza pięknie to
wszystko odbijał niczym lustro.
— Czyż to nie piękny widok? — Spytała.
Usłyszała
cichy szelest za sobą, a następnie koc na jej ramionach został jej ciaśniej
zawinięty, podobnie było z białym porcelanowym kubkiem z naddrukowanym na nim
zdjęciem czternastoletniej dziewczyny o pięknych szarych oczach, a która była
odzwierciedleniem tych, w których niegdyś się zakochała. Para wydostająca się z
kubka i jasna brązowa barwa podpowiedziała jej, że dziewczyna znajdujący się za
nią, przygotował jej ulubioną herbatę z miodem.
— Ależ ona wyrosła — stwierdziła wzruszona.
— Cieszę się, ze tu trafiłaś — stwierdziła jej młodsza towarzyszka.
Z
uśmiechem na ustach kobieta spojrzała na młodszą od siebie dziewczynę, która
miała niezwykłe migdałowe oczy i włosy w kolorze karmelu, podobnie jak oczy
starszej z nich. Obydwie niedawno się obudziły i ubrane nadal w pidżamy, to
jednak przyszły (jak w każdy poranek od przeszło miesiąca) oglądać wschód
słońca.
— Dziękuje, Kalipso — powiedziała w końcu starsza z nich.
Młodsza
z nich spojrzała na drugą z lekko zaskoczona słowami jej towarzyszki. Ona w
odróżnieniu od Melindy nie mogła opuścić swojego, a jednak rozumiała
tę kobietę, bo jako harpia, która każdego dnia walczyła o swoje życie,
najprawdopodobniej ona sama również uciekłaby nawet do samego Tartaru, aby
pozbyć się swoich prześladowczyń.
— Hermes niedługo powinien przybyć z przesyłką — poinformowała ją.
Melinda
zacisnęła usta w wąską linię, a jej oczy przysłoniła mgiełka, bo w tek chwili
jej myśli oderwały się i poszybowały w przeszłość, a serce wraz z nimi. Znów
zobaczyła szeroko uśmiechniętą czterolatkę, która na jej widok, krzyknęła:
„Mamusia!” i ze łzami szczęścia rzuciła się jej na szyję, ściskając przy tym z
całej siły.
Pragnęła
z całego serca pozostać przy swojej córce i naprawdę próbowała już wszystkiego,
przez pięć lat od czasu narodzenia się córki, szukała po całym świecie jakiegoś
rozwiązania, ale w końcu musiała zrezygnować, bo niebezpieczeństwo z dnia na
dzień stawało się coraz większe.
Bała
się tego, że gdy jej rodzina odkryje prawdę o jej córce, to właśnie ta słodka i
niezwykle ufna dziewczynka stanie się celem innych. Mimowolnie uśmiechnęła się
na wspomnienie opowieści swojej córki, że jej nowy kolega, miał dziwne pomysły.
„—
Cześć, jestem Matt — powiedział gruby chłopak.
Brązowowłosa
czterolatka odwróciła się z radością do nieznajomego i uścisnęła jego ciepłą i
dużą dłoń. Mimo że chłopak miał wyraźnie nadwagę, ona była nim oczarowana. Nie
przejmowała się nawet tym, że ma dziwaczną fryzurę, a jego włosy były
niezidentyfikowanego koloru ni to brązowe ni to blond. Zwróciła uwagę za to na
jego jasne czekoladowe oczy, które sprawiały, że wyglądał na przyjazną i pełną
współczucia osobę.
— Jesteś brzydka — oznajmił i pociągnął ją za kosmyk włosów. — Chcesz się bawić?
Usłyszawszy
jego zaproszenie powstrzymała nagły przypływ łez i przytaknęła ruchem głowy, a w
następnej chwili stała się jego „nałożnicą” cokolwiek to znaczyło. Jednak
musiało być to, coś złego, bo nauczycielka aż zbladła, a później wysłała ich do
dyrektora.”
Mimowolnie
wyszczerzyła zęby w szeroki uśmiech, bo tylko jej ukochana Jillian mogła
pakować się w najgłupsze w historii świata sytuację. Jednak, gdy Melinda
spojrzała na kubek z podobizną swojej córki, jej serce niemal nie zostało
zgniecione przez żal, bo wprawdzie proponowała sprzedanie duszy wszystkim, ale
jako pół-harpia jest to dla niej niemożliwe.
— Jest już bezpieczna — oznajmiła Kalipso.
Melinda
była jej dozgonnie wdzięczna i nie tylko, dlatego, że nareszcie znalazła dla
siebie schronienie od wiecznej tułaczki i walki, ale również, dlatego, że
dzięki niej, satyrowie odnaleźli jej córkę, która nareszcie będzie w
bezpiecznym miejscu, do którego ona nigdy nie miała wstępu.
— Chciałabym ją kiedyś zobaczyć, wytłumaczyć, że opuściłam ją dla jej dobra… —
wyszeptała kobieta przyglądając się tępo swojemu kubkowi. — One by ją zabiły,
bo gdy one raz kogoś znalazły już nigdy nie gubią tropu — wyznała.
— Harpie? — Spytała zdumiona Kalipso.
— Nie — zaprzeczyła kobieta. — Siostry mojego ojca — wyjaśniła.
Mimo
tego, Kalipso nie mogła pojąć, jak jakieś śmiertelniczki mogły być aż tak
groźne, ale nie zamierzała kwestionować słów swojej towarzyszki, bo doskonale
wiedziała ile ta kobieta przeszła ochraniając swoją córkę i będąc przez niemal
całe swoje życie w ciągłej ucieczce.
— Kochałaś kiedyś kogoś?
To
pytanie ją samo zaskoczyło, ale zasłoniła swoja twarz długimi karmelowymi
kosmykami. Odkąd pamiętała, bogowie uwielbiali przysyłać jej tu przystojnych
towarzyszy, w których się zakochiwała, ale którzy nigdy nie mogli zostać, ale…
od czasu pewnego herosa, nie potrafiła myśleć już o nikim innym, bo zdała sobie
sprawę, że nigdy nie kochała żadnego z tamtych chłopców tak jak syna
Hefajstosa, który obiecał jej, że po nią wróci, a ona będzie cierpliwie czekać
nawet, jeżeli trwałoby to wieczność.
Ona poczeka.
* ~ * ~ *
Luna
okazała się psychopatką.
Przynajmniej
takie zdanie miałam na jej temat, bo dziewczyna nie dość, że protekcjonalna w
ocenie innych herosów to jeszcze jest najgłupszą osobą w obozie. Choć
zaczęliśmy od zwiedzania domków, to nie od numeracji, a od domku Afrodyty.
Tam
na dzień dobry poznałam niejaką Drew, która (wyglądało na to) była najlepszą
przyjaciółką Luny, a obie dziewczyny zaczęły cmokać swoje policzki, jak te
wszystkie piękne gwiazdki szkoły. Miałam ochotę zapytać bogów, za jakie grzechy
przydzielili mi właśnie takiego przewodnika.
Gdy
brunetka z pięknymi lokami wbiła we mnie wzrok, jej ciepłe brązowe oczy były
zapewne tylko, jaką iluzją. Na dodatek, gdy rozbłysło w nich rozpoznanie,
skrzywiła się jakby ktoś właśnie powiedział jej, że jej ulubiony krem do rąk
został wycofany ze sprzedaży. Jej azjatyckie rysy nadawały jej pewnego
niepowtarzalnego uroku. Jednak mnie najbardziej wzburzył jej ubiór, bo czy nie
miała jakiś sukienek, albo mini spódniczek, w których wyobrażałam sobie zawsze
dzieci Afrodyty?
Oczywiście
ona, jako córka bogini miłości, po prostu musiała światu pokazać, że w
paskudnej pomarańczowej bluzce i jeansach nadal reprezentuje się jak jedna z
tych pięknych ludzi w kolorowych magazynach.
— To jest ta laska od Ryana — oznajmiła nagle Drew.
Ramiona
mi opadły – dosłownie!
Jak
można było powiedzieć, coś takiego? Niemal gotowałam się ze złości, bo wstrętna
ruda małpa już wyrobiła sobie zdanie wśród herosów, a ja byłam po prostu cichym
dodatkiem koło niego. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, ani być „cieniem”
w obliczu majestatu pewnego rudego idioty.
Stojąc
jak to piąte koło u wozu, czekałam aż moja przewodniczka łaskawie zakończy
swoją pogawędkę, a następnie ruszyliśmy dalej w naszą „podróż pełną ciekawych
rzeczy”, po drodze nie omieszkała ona wyjaśnić, że z Drew lepiej nie zadzierać,
bo teraz, gdy Piper jest nieobecna to owa córka Afrodyty ma największą władzę.
Nawet
nie chciałam wiedzieć, co to za grupy mafijne powstały z tych herosów, ale
zaczęło robić się dopiero interesująco, gdy sama Luna stwierdziła, że
najchętniej rozniosłaby Drew w pył i zatańczyła nad jej martwym ciałem taniec
radości. Właściwie było jeszcze kilka herosów, których nie cierpiała, a którymi
musiała żyć w pokojowym nastawieniu.
Wtedy
właśnie doszliśmy do domku Hefajstosa.
Z
zewnątrz niewielki domek wyglądał jak statek kosmiczny. Był cały z metalu, a
okna miał przesłonięte żaluzjami tego samego materiału, co jego reszta.
Okrągłe, grube na parę centymetrów drzwi przypominały wejście do skarbca w
banku. Otwierały się za pomocą mnóstwa mosiężnych przekładni
i hydraulicznych tłoków, z których buchała para.
A
raczej Luna wskazała mi go palcem, mamrocząc coś o tym, że wszyscy herosi
stamtąd są zawsze czymś umazanym i podejrzewała ona, że ze swoim kluczem
francuskim nie rozstaja się nawet podczas pooranego prysznica (jeżeli takowy
biorą). Choć jej opinia była trochę przesadzona, ja sama czułam wielką ochotę
wetrzeć się tam i zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ten szczególny domek.
Luna
już miała mnie odciągnąć, gdy usłyszeliśmy stek przekleństw a drzwi prowadzące
do twierdzy dzieci Hefajstosa stanęły przed nami otworem. Rozdziobałam usta
widząc, jak jeden chłopak próbuje wytargać przez nieco wąskie drzwi wielki
worem wypełniony jakimiś rzeczami.
Chłopak
podskakiwał wokół worka jak wariat, a dokładniej facet z nadmiarem kofeiny we
krwi. Jego kędzierzawe, czarne włosy były czymś obklejone, a lekko szpiczaste
uszy i trójkątna twarz przypominały mi elfa z orszaku latynoskiego św.
Mikołaja, ale to Luna zwróciła na siebie jego uwagę, gdy odchrząknęła, a
chłopak spojrzał na nas, jego twarz rozświetliła się od łobuzerskiego uśmiechu.
— Może pomożecie, drogie panie?
Czyżbym
trafiła na drugiego szaleńca?
Przynajmniej
ten nie był rudą małpą.
Wiedziałam,
że Luna mu nie pomoże i on również to wiedział, bo natychmiast powrócił do
swojego poprzedniego zajęcia, ale ja nie byłam taką pozerką jak moja
przewodniczka i po prostu żwawym krokiem ruszyłam w jego stronę, w jego oczach
pojawiło się zdziwienie, gdy z gracją przeskoczyłam nad workiem tarasującym
połowę drzwi i zaczęłam pchać go od tyłu.
— Dzięki — powiedział, gdy udało nam się przepchać worek. — Pewnie chcesz
zobaczyć Argo II, co?
Choć
miałam milion ciekawszych rzeczy do roboty, to jednak moja wrodzona ciekawość
wzięła górę nade mną i kiwnęłam mu potakująco głową zabierając od niego worek
wypełniony (tak mi się wydaje) cegłami. Gwizdnął, gdy przerzuciłam sobie go
przez ramię i ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku, a ja odkryłam, że
jest naprawdę ciekawski.
— Musisz być córką Aresa, co? — Zagadnął.
— Nie — odpowiedziałam zwięźle.
W
duchu przeklinałam samą siebie, że w ogóle zgodziłam się mu pomóc, a byłam
pewna, że Luna nie będzie na mnie czekała, tylko zajmie się „wypływaniem na
głęboką wodę” – jak sama nazwała przyjaźnienie się z najważniejszymi dziećmi w
obozie.
Wchodząc
coraz głębiej do lasu, worek zaczął mi ciążyć i z tego też powodu nie
dostrzegałam piękna natury, które mnie otaczały. Naprawdę było to zadziwiające,
że pod koniec listopada w obozie było cieplutko jak w środku maja, a drzewa
nadal miały piękne korony zdrowych zielonych liści.
Kilka
ptaków ćwierkało tylko sobie znaną pieśń, szumiał lekki przyjemny wiatr, który
ochładzał skórę po ciepłych promieniach słońca, bo dzisiejsze niebo było
całkowicie bezchmurne. Szyszki i igły wydawały charakteryzujący dla siebie
dźwięk, gdy ja i syn Hefajstosa stąpaliśmy po nich, kierując się coraz głębiej
w las.
W
końcu dotarliśmy do jakiegoś strumienia, a ja wiedziałam, bo choć nie
przepadałam za lasami i zawsze sądziłam, że szybko się w takich gubię, to
jednak doskonale wiedziałam, w którym kierunku należy iść, bo za każdym razem,
gdy tylko wiatr powiewał potrafiłam bezbłędnie określić, z którego kierunku.
— Teraz ja poniosę — zaoferował się syn Hefajstosa.
Duma
jednak mi na to nie pozwoliła i tylko zmrużyłam oczy i przerzuciłam worek na
drugie ramię podnosząc podbródek do góry i przyśpieszając kroku. Chłopak
zaśmiał się cicho z mojego zachowania, ale miał na tyle rozsądku w głowie, że
tego nie skomentował, a jedynie zrównał się ze mną krokiem, patrząc w
zamyśleniu przed siebie, aż w końcu w jego oczach pojawiły się radosne
iskierki, a jego usta ułożyły się w łobuzerski uśmiech.
— Jestem Leo Valdez, a twoje mięśnie są godne siły Herkulesa — zażartował.
Taki
komplement był dla mnie nowością, a moje policzki zaczerwienione ze zmęczenia,
teraz zostały oblane rumieńcem zawstydzenia. Pierwszy raz coś mi się takiego
zdarzyło i nie miałam większej ochoty tłuc za to osoby, która mnie do tego
stanu doprowadziła.
— Jillian Taylor — przedstawiłam się krótko.
Chłopak
kiwnął głową i znów się uśmiechnął, a następnie wyjął coś ze swojego skórzanego
pasu z narzędziami, który miał zapięty na biodrze i wyciągnął otwartą dłoń, na
którym leżały dwa białe cukierki i spytał:
— Miętówkę?
Zaprzeczyłam
ruchem głowy, ani na chwilę nie zwalniając, choć już od pewnego czasu moje
ramiona bolały niemiłosiernie, nie wspominając nawet o tym, że powoli łapała
mnie zadyszka, a moje stopy będą mieć kilka odcisków przez tak niewygodne buty,
które niestety założyłam.
Mój
towarzysz był w dużo lepszej formie, niezmęczony i gwiżdżący pod nosem jakąś
melodyjkę, wydawał się wyluzowany, ale w jego oczach nadal było jakieś
cierpienie. Ta mgła bólu była w jakimś stopniu dla mnie znajoma, jakby on
również w życiu stracił coś naprawdę cennego.
— Co my właściwie robimy? — Spytałam nie mogąc powstrzymać rosnącej ekscytacji.
— Pomagasz mi w mojej sekretnej misji — oznajmił.
Jego
szeroki uśmiech wskazywał na to, że żartował, ale błysk powagi w oczach wydawał
się temu przeczyć, natomiast ja zastanawiałam się, jak to możliwe, iż wplątałam
się w taką sytuację. Zacisnęłam dłonie na worku i przyśpieszyłam kroku, chcąc
jak najszybciej dotrzeć do celu naszej wędrówki, bo gdyby nie mój ojciec,
pewnie potrafiłabym zapanować nad swoją ciekawską naturą harpii.
W
końcu zatrzymaliśmy się przed ścianą z wapienia, wysoką na trzydzieści metrów
gładką, twardą masą skały, po której na pewno nie zamierzałam się wspinać wraz
z tym ciężkim workiem i gdy miałam już wyrazić swoje zdanie, chłopak podszedł
do ściany, a po chwili coś, jakby iskra pojawiła się, aby po chwili ukazać
niewielkie drzwi. Gestem dłoni chłopak zaprosił mnie do środka.
— Zapraszam.
Zmarszczyłam
brwi, zastanawiając się, czy to dobre posunięcie, ale ciekawość wygrała z rozsądkiem
i posyłając Leonowi ostrzegawcze spojrzenie weszłam do środka, tym samym
uruchamiając jakiś czujnik, który rozświetlił całe pomieszczenie, a ja nie
wiedziałam, na co patrzeć.
— Witaj w mojej jaskini! — Zawołał Leo. — Normalnie czuje się jak Batman — zażartował.
Moje
myśli automatycznie pognały do Ryana, który nadawałby się na bycie Jokerem.
Otrząsnęłam
się z myśli o nim i rozejrzałam po wielkiej jaskini, która przypominała mi
skorych rozmiarów hangar samolotowy. Stało tutaj mnóstwo warsztatów i klatek na
narzędzia, jak również mnóstwo różnych rzeczy, które przypominały mi kawałki
metalu, żelastwa, czy jeszcze czegoś. Wzdłuż ścian widniały rzędy garażowych
drzwi oraz metalowych schodków prowadzących po do pomostów wiszących nad nami.
Jedne
z garażowych drzwi były otwarte i korzystając z tego, że Leo zajęty był
przyglądaniem się jednej z tablic konstruktorskiej, do której coś mruczał i
przeglądał jakieś kartki. Gdy już znalazłam się w zawalonym przez różne rzeczy
pomieszczeniu dostrzegłam, iż nie są to takie zwykłe rzeczy.
To
przypominało jedno z tych urządzeń wariatów-geniuszów, którzy postanawiają
przenieś się w czasie. Urządzenie było nieco większe ode mnie i przypominało
dwa trójkąty wchodzące na siebie i tworzące gwiazdę Dawida. Urządzenie to miało
podest, do którego za pomocą grubej rury przymocowana była owa gwiazda.
— To urządzenie mojego autorstwa — oznajmił z zadowoleniem Leo.
Posłałam
mu pytające spojrzenie i dopiero wtedy zobaczyłam, co takiego taszczyłam w
worku i mojej usta otworzyły się z niedowierzania, gdy zobaczyłam dziwną
okrągłą maszynkę wielkości kuchenki, która był zapewne z żelaza, albo z ołowiu.
— Dobra — mruknęłam, bo głowa zaczynała mnie boleć. — Rób, co chcesz ja spadam —
oznajmiłam.
— Niedługo znów ją zobaczę — szepnął cicho Leo.
Ta
cicha nuta determinacji w jego głosie i tęsknoty kazała mi znów na niego
spojrzeć, ale on wgapiał się z wielką nadzieją w swoją maszynę, jakby miała ona
spełnić jego największe marzenie. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się czymś
przejęłam, a gardło ścisnęło mi się ze współczucia, emocję, których szczególnie
unikałam odżyły, gdyż naprawdę zdałam sobie sprawę, że ja i Leo kogoś
straciliśmy w równym stopniu. Teraz dopiero zaczęłam pojmować, że nie tylko mi
została zabrana miłość matki i ojca, nie tylko ja byłam samotna na tym świecie.
Pierwszy raz w życiu zaczęłam rozumieć drugą osobę, a to sprawiło, że jakaś
moja część miała ochotę opuścić to miejsce, które już po dwóch dniach potrafiła
tak mocno na mnie wpłynąć, bo co będzie dalej?
* * *
Trafiłam
pod wielki dom bezbłędnie, jakbym miała w głowię wbudowany kompas. Westchnęłam
i odsunęłam kila dłuższych kosmyków ze swojej twarzy za pomocą dłoni i lekko je
potargałam chcąc nieco ochłodzić się w ten upalny poranek.
Właśnie
miałam kierować się do domku Hermesa, gdy usłyszałam zderzającą się ze sobą
stal, a serce zabiło mi mocniej za każdym razem, gdy ten dźwięk dostawał się mi
do ucha. Moje serce zaczęło bić jego rytmem, jakby walka była moim drugim
powołaniem.
Szybko
ruszyłam w tamtym kierunku, jak marynarz wołany przez śpiew syren.
Znalazłam
się na niewielkim placu, gdzie kilku herosów w greckich zbrojach dzierżyli w
dłoniach miecze, bądź inne ostre bronie i nacierali na siebie z wielką gracją i
umiejętnością. Pragnęłam z całego serca zmierzyć się z którymś z nich, gdy
wtedy usłyszałam chichot nad głową. Podniosłam ją i zobaczyłam wpatrujące się
we mnie dwukolorowe tęczówki rudzielca.
— Czekałem na ciebie — powiedział z uśmiechem.
Już
otwierałam usta, aby go zbesztać za bycie nim, gdy pomachał mi czymś przed
oczami, oderwałam od niego niechętnie wzrok i wbiłam go w czarną dziwną
bransoletkę. Miałam ochotę zabrać ją i zachować, bo była piękna w swojej
dziwnej prostocie, ale wiedziałam, że prawdopodobnie uduszę nią stojącego
zdecydowanie zbyt blisko mnie Ryana.
-
Czy ty dajesz mi bransoletkę?
— Nie — odpowiedział z rozbawieniem. — Aż takim kretynem nie jestem, a to jest po
prostu magiczna broń — wyjaśnił.
Miałam
ochotę wybuchnąć śmiechem, a gdy spojrzałam znów na niego, zobaczyłam jak jego
policzki lekko się zaczerwieniły, więc delikatnie wzięłam prezent od niego i
odwróciłam się w jego stronę. Pierwszy raz w życiu widziałam go bez uśmiechu i
z niepewnością wymalowaną na twarzy.
— Przepraszam — wyszeptał. — Ja po prostu boje się, że pewnego dnia mnie
zostawisz — dodał.
Uderzył
w najczulszy punkt we mnie, a jego słowa sprawiły, że coś wewnątrz mnie już
bezpowrotnie się ożyło i zostanie ze mną. Nie wiedziałam, co to, a nie chcąc
dać po sobie poznać jak wiele jego głupie słowa dla mnie znaczą, po prostu
wzruszyłam ramionami i mruknęłam:
— Mam to gdzieś, Rudzielcu.
Roześmiał
się ze szczęścia i szczerząc zęby w szeroki uśmiech, mruknął z czułością:
— Kocham cię Złośnico.
* * *
Gdy
wieczór powoli zapadał, ja byłam już naprawdę wykończona, ale jak na złość
właśnie w tej chwili córki Afrodyty przyczepiły się do Ryana, który obiecał mi,
że pokaże jak należy używać mojego prezentu – wcześniej niestety przerwała nam
Luna, która wspominając coś o synu Hefajstosa, z którym zniknęłam na dwie godziny
– wprawiło to Ryana w mały ponury nastrój.
Może,
dlatego Ryan postanowił zemścić się na mnie i nie pokazać mi jak działa ta
ładna bransoletka? W co się zmienia? W działo armatnie? Może w karabin
maszynowy?
Moja
ekscytacja nią była naprawdę wielka i nie słuchałam ani trochę tego, co mówi do
mnie Luna, tylko z oczekiwaniem czekałam na ponowne spotkanie z Rudzielcem, aby
w końcu wyjawił mi tą tajemnicę, a teraz został on przede mną ogrodzony
zdziczałymi z miłości dziewczynami.
— Jest nowy, później się nim znudzą — pocieszyła mnie Maggie.
Chwile
zanim tutaj przyszłam spotkałam ją i Samaela, który wpatrywał się we mnie jak
byk w czerwoną płachtę, a ja czekałam tylko na jedno słowo, czy gest, aby
zacząć z nim walczyć. Na jego szczęście miał więcej rozumu i zostawił mnie w
spokoju.
Teraz
tylko wgapiałam się w rudzielca i to jak piękne córki Afrodyty używając na nim
swoich sztuczek uwodzenia, a na co ruda małpa im pozwalała. Aby być bardziej
dokładnym, trzeba dodać, że on również nie był bez winy, bo co chwila zażartował,
a nawet pozwalał sobie na niewinne gesty, czy dotknięcia.
— Jest w swoim żywiole — zauważyłam ze złością.
Nagle
silny wiatr zerwał się ze wszystkich stron, tworząc małą wichurę pośrodku
obozu, a po chwili urosła ona do rozmiarów tornada. Ja stałam jak zaczarowana
tym widokiem, nie zauważyłam nawet jak cały ekwipunek zbrojowni stojącej
niedaleko został z niej zabrany niszcząc przy tym doszczętnie dach niewielkiego
budynku. Latające miecze, sztylety, tarcze i inne bronie jak również części
zbroi latały po całej arenie walk, raniąc niektórych herosów – w tym
szczególnie córki Afrodyty.
Znikąd
pojawił się Chejron wrzeszcząc imię Maggie, a która stała koło mnie mamrocząc
pod nosem, że to nie jej wina. Jednak nie zwracałam większej uwagi na jej
słowa, ani na to, że wiatr robił się coraz silniejszy i odrywał niektórych
herosów od ziemi wciągając w niebezpieczny taniec z bronią.
Nie
słyszałam już żadnych wrzasków, płaczów, jęków i pisków, gdy zauroczona naturą
niszczycielskiego żywiołu, potrafiłam się tylko w niego wgapiać i jakby ktoś
krzyknął „DOŚĆ!”.
Wszystko
ustało, herosi upadli, ale na szczęście nie zostali śmiertelnie zranieni przez
żadną z porwanych przez tornado rzeczy, a gdy wszyscy zaczęli się rozglądać
szukając winnego, od razu spojrzeli na mnie z prawdziwym zdziwieniem
wymalowanym na twarzy.
Przypomniawszy
sobie, że podobnie wgapiali się w Ryana, gdy ten został uznany przez swojego
ojca, czym prędzej podniosłam głowę do góry i spojrzałam na wirujący wiatr,
który panując nad srebrnym i szaro-błękitnym pyłem tworzył symbol kompasu.
— Jillian Taylor, zostałaś uznana przez swojego ojca Eola, władcę wiatrów.
Następnie
wszyscy herosi uklękli pokazując szacunek do mojego ojca.
Ja
jednak nadal byłam w szoku, a szum krwi, która szumiała mi w uszach i
zagłuszała wszystko, co dzieje się wokół mnie powoli opadała, a wraz z nią cała
moja siła, a następnie poczułam jak moje nogi nie wytrzymują już ciężaru mojego
ciała i się pode mną uginają.
Nie
wiedziałam, co było tego przyczyną, ale uderzyłam z wielkim hukiem o ziemię
pozwalając, aby czarna czerń pochłonęła mnie całkowicie. Pierwszy raz w życiu w
taki dziwaczny sposób straciłam przytomność.
* ~ * ~ *
Moros
już na nią czekał w ciele Łowczyni Artemidy. Ona sama jednak nie zamierzała się
śpieszyć, miała nieco dość tego zachowania względem niej. Co z tego, że była
ona boginią zdrady i każdy z jej krewnych, bał się tego?
Właśnie,
dlatego była uwięziona wraz z innymi i gdyby nie pomysł bogów, aby zamknąć ich
wszystkich razem w tej nędznej… ach! Ale wtedy nie byłoby tak zabawnie, prawda?
Nie byłoby przeróżnych wierzeń, jak zło przedostało się do świata
śmiertelników.
W
religii chrześcijańskiej to Adam za namową Ewy skosztował zakazanego jabłka
sprawiając, że zostali wygnaniu z raju. Podobnie było i u nich, ale
Olimpijczycy jeszcze dowiedzą się jak to jest siedzieć w jednym więzieniu wraz
z najgorszymi. Nawet Achlys była tam uwięziona, ale przez parę lat zdążyła
pozbyć się tych wspomnień, wymazać je z pamięci, bo w końcu, ktoś prowadzony
przez zwykłą ciekawość otworzył ich więzienie, uwalniając ich i sprowadzając
zło na ziemię.
— Apate?
Usłyszawszy
swoje imię, odwróciła się w stronę opierającej się o klon dziewczynę, korona
jego liści już dawno opadła w przepięknych barwach na ziemię, podobnie jak
większość innych drzew przygotowało się ono na nadejście zimy, ale z jakiegoś
powodu Apate właśnie to drzewko lubiła najbardziej, bo jakieś dwadzieścia lat
temu, sama je zasadziła. Była sentymentalna, ale już planowała potworny sposób
na zdradzenie tego drzewa… ostatnio trochę się jej nudzi – to prawda.
— Witać Moros — przywitała się z nim.
Dziewczyna
o krótkich czarnych włosach skrzywiła się na dźwięk swojego prawdziwego
imienia, a następnie wzdychając iście dramatyczny sposób ruszyła w stronę
swojej rozmówczyni rozkładając ramiona, aby pokazać swoją bezsilność.
— Nic do cholery nie mogę znaleźć! — Warknęła dziewczyna męskim głosem. — Szuka i
szuka, a muszę uważać na Artemidę, aby się nie zorientowała… czy Pseudologos,
coś ma?
Apate
pokręciła przecząco głową, gdyż z jej informacji wynika, iż on również nic nie
znalazł, ale niestety oni widzieli tą niewielką puszkę, tylko dwa razy w swoim
boskim życiu. Pierwszy, gdy ich więziono i drugi, gdy zostali uwolnieni.
— Nie boisz się, że Olimpijczycy dowiedzą się prawdy?
Moros
prychnął z pogarda, jakby nie dowierzał własnym uszom, a następnie jego oczy
zabłysły czernią. Pod naporem jego wzroku poczuła się głupio mówiąc coś
takiego, a jednak szczerze zastanawiała się, czy warto jest ryzykować aż tyle? Czy naprawdę chce stracić swoją wolność i zawalczyć w imię zemsty?
— Chyba się nie wycofasz? — Spytał z nutką niedowierzanie w głosie.
Apate
sama już nie wiedziała, co myśleć, bo naprawdę nie chciała znów trafić do tej
przeklętej puszki.
Nareszcie to odpowiednie słowo! A teraz wybacz, ale idę czytać rozdział i nie ma ze mną kontaktu. Po prostu chciałam być pierwsza :)
OdpowiedzUsuńNo hej! Rozdział jest mega ♡.♡ Melinda to matka Jill, tak? I jest pól-harpią? Opuściła córkę, bo chciała ją chronić przed siostrami swojego ojca? Przepraszam za ten wstęp, ale chce się upewnić, bo nie jestem pewna (: Zastanawia mnie, kim są siostry jej ojca. Skoro mogły zabić Jill, to muszą być kimś niebezpiecznym, ale z drugiej strony Kalipso powiedziała, że są śmiertelniczkami. Hmm. Ciekawe ;) Szczerze, to na początku myślałam, że cały rozdział będzie o tym, co dzieje się u matki Jillian. Nie wiem dlaczego, ale tak jakoś... Zaciekawiła mnie postać Leona. Zabawny chłopak. Trochę jak Ryan, ale Rudzielec jest o stokroć lepszy :* Wydać, że chłopak lubi wymyślać wynalazki xD Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, kiedy pojawił się Ryan. Uwielbiam go! Najlepsze są sceny z nim i Jill <3 Biedak. Zazdrosny się zrobił! Boi się, że będzie miał konkurenta w postaci Leona? Cóż. Ja na jego miejscu też bym się bała xD Interesuje mnie, w co ta bransoletka się zmienia. Rudzielec nie pokazał jej tego, bo chciał się "zemścić"? :D W końcu dowiedziałam się, kto jest ojcem Jill! Eol! Jillian włada teraz nad wiatrem? Super! Interesuje mnie, czy będzie miała jakieś trudności z zapanowaniem nad tym... Hmm. Darem? Może okaże się inaczej, niż myślę? Cóż. Nie wiem, jak to jest u herosów xD Z niecierpliwią czekam na nn! Duużo weny życzę, aż za nad to! Buziaczki ;***
OdpowiedzUsuńmadziula0909
Zgadza się :D Melinda to matka Jill i tak, jest pół-harpią, tak opuściła ją i tak, aby ją chronić. Spoko, ja z przyjemnością odpowiadam ^^
UsuńLeo jest postacią książkową, więc nie masz co się martwić ^^ Niedługo pojawi się jego opis jak i Willa w zakładce "Bohaterowie (z książki)". Mogę jednak zdradzić, że Leo jest zakochany w Kalipso :3
Tia, Rudzielec jest bardzo mściwą ruda małpą xD
Właściwie to ona już niejednokrotnie się nim posłużyła, nieumyślnie. Jednak naturalnie będzie miała nie lada problemy ze swoim "Darem" :3
Dziękuje za wspaniały komentarz i życzenia! Również pozdrawiam ^^
Pozwól, że przekręcę trochę twoje słowa : Kocham Cię, Rudzielcu!
OdpowiedzUsuńOk, a teraz przejdźmy dalej. Leo. Prawie oszalałam ze szczęścia, kiedy się pojawił. On na pewno dotrze do Kalipso, a wtedy spotka matkę Jill i zabierze do obozu, ona spotka się z córką i będą szczęśliwe. Później jej matka da zgodę na ślub z Ryanem i ... Dobra, troszeczkę się zapędziłam. Ale w myślach już widzę jak będą wyglądać ich dzieci :)
Zastanawiają mnie te siostry. Jakoś nie kojarzę, aby Eol miał siostry. Ale jeśli ma, to muszą być niebezpieczne. Ale Ryan będzie chronił Jill (albo skończy się tak, że to ona będzie ratować jego). JAK ICH RAZEM UWIELBIAM!
Nawet nie wiesz jak zareagowałam na to, że pojawił się nowy rozdział. Chociaż na twoje rozdziały reagują identycznie. Znaczy skaczę po pokoju, a mama nie ma szans na oderwanie mnie od komputera.
Luna-psychopatka? Zdziwiłam się, ale tylko z racji imienia. Luna zawsze kojarzyła mi nie z Harrym Potterem. Czas się przestawić. Ciebie też wkurzają te wszystkie lale, co się całują w policzki w nieskończoność? Bo takie odniosłam wrażenie. Jeśli tak, to jestem z tobą całym sercem.
Jak widzę rudzielec lśni w obozie jak słońce, którego patronem jest jego ojciec. A te dziewczyny do niego lgną jak ćmy do światła, którym de facto jest. A Ryan jaki z tego zadowolony. Tylko czekać, aż zaprosi żeńską część obozu na randkę. A do tego Jill jest chyba o niego zazdrosna :)
Jej ojcem jest Eol, ale czy to nie dziwne, że podczas gdy została uznana zerwał się wiatr? W przypadku innych herosów nie było takich rewelacji. To tylko moja bujna i romantyczna wyobraźnia, ale mam wrażenie, że ten wiatr pojawił się z winy Jill, która była wkurzona, że córki Afrodyty podrywają jej chłopaka. Reakcja Jill na: ,, to ta laska od Ryana" niezapomniana.
Sam fakt oprowadzania po obozie jest nam wszystkim powszechnie znany. Robi się to aż nudne w niektórych opowiadaniach. Ale nie u ciebie! Napisałaś to tak, że aż nie wiem co napisać. Tak interesująco i w ogóle. A Leo podczas tego to jak wisienka na torcie :)
Ta bransoletka musi zamieniać się w fajną broń. A Ryan nie pokazał Jill jak tego używać, więc dziewczyna nie będzie mogła z ciekawości spać. Może oczywiście w nocy zawitać do Ryana (do jego łóżka, ok zapędziłam się) i poprosić o wyjaśnienie. Ale nic za darmo. Może ceną za informację mógłby być pocałunek? Wiedziałaś, że jestem specem od wpychania gdzie wlezie pocałunków i ledwo się powstrzymuję?
Przejdźmy więc do ostatniego punktu. Moros i Apate. Niby wiadomo, że knują plan zemsty i że na Olimpijczykach, ale to nie wszystko. Jak to się wiąże z naszymi bohaterami, oprócz tego, że znów będą musieli ratować tyłki bogom? Tylko czekać na przepowiednię. Tu pewnie chodzi o puszkę pandory. Czyli herosi będą walczyć, że wszystkimi plagami i nieszczęściami? Trudna sprawa.
Twoje opowiadanie ma to do siebie, że chcesz je czytać i czytać. Nie mam pojęcia jak to robisz. To jest talent. Zazdroszczę. Kończę czytać ostatnie słowo i już zaczynam się niecierpliwić kiedy następny rozdział. To można nazwać uzależnieniem. Właśnie, twoje opowiadanie to uzależnienie. Wstydź się, żeby człowieka doprowadzać do takiego stanu. Ja chyba umrę na zawał, jak już zakończysz tą opowieść.
Pozdrawiam i życzę weny (najlepiej tyle, żebyś nie mogła przez nią spać i pisała, pisała, pisała, ale żebyś nie umarła z niewyspania)
Pozdrawiam,
Mentrix
Wiedziałam, że wzmianka o Leo Ci się spodoba :D Twój plan jest bardzo ambitny... zobaczymy, czy Leo sobie poradzi. Chodzi o siostry ojca Melindy, a dziadka Jill, który był człowiekiem.
UsuńJa też uwielbiam PomyLunę :D Jednak każdy tutaj narzekał, że moja Luna jest podejrzana, coś kombinuje itp. Że później mi się to udzieliło i powstała taka postać ^^
Prawda :3 To święta prawda, że Jillian się wkurzyła i to z jej winy powstał wiatr. "Złośnica znów atakuje!" xD
Wiem, że mój opis obozu jest nietypowy, ja sama wiem, jak nudne mogą być same opisy, a nie chciałam od razu opisywać wszystkich domków jak leci. Dziękuje za ten niebywały komplement! Moje ego niedługo będzie musiało zamieszkać w oddzielnym pomieszczeniu xD
Właściwie Twoja dedukcja odnośnie bransoletki, czyli jak Jillian się o tym dowie są w połowie trafne, ale ponieważ nadal zastanawiam się nad pierwszym zdaniem w rozdziale, to niewiele mogę zdradzić tym razem :3
Szybko to rozgryzłaś :D Gratuluje odkrycia (jako pierwsza) kim są Apate i Moros. Jeżeli chodzi o przepowiednie... jeszcze się nad nią zastanawiam.
Jakoś mi nie jest przykro, że Cię od swojego opowiadania uzależniłam :D Trochę Cię nawet postraszę, że gdy skończę to opowiadanie, to mam zamiar zająć się pisaniem o córeczce Ryana i Jill. Tak szybko się chyba jednak nie uwolnisz z nałogu!
Daj spokój! Nie tylko ja mam talent! Ty (jak i wiele innych osób) masz wspaniały talent! Nie umniejszaj sobie czegoś, co posiadasz w dużej, a nawet i większej dawce niż ja :)
Dziękuje za Twój cudowny komentarz i przepiękne słowa (aż łzy wzruszenia mam w oczach! A może to z powodu wyobrażenia sobie Ryana jako ojca?).
Wiem, wiem... rozdział piszę, ale jakoś w czasie, gdy jestem chora mi to nie idzie >.< Mam nadzieje, że uda mi się w miarę szybko go napisać... ech!
Ha! Chciałabym tak :D Wtedy może skończyłabym całe opowiadanie i rozdziały pojawiałyby się regularnie :3 Długą odpowiedź napisałam! Jeszcze raz dziękuje z całego serduszka, jak również pozdrawiam ^^
Cześć małpo, co dodaje tak rzadko rozdziały! (Przyganiał kocioł garnkowi) Napisze Ci maila, ok? Moj komputer znowu usunął dzieło mego życia, tym razem pod Twoim rozdziałem. Chciałam tylko zaznaczyc, że przeczytałam wersje ostateczną przed Gabsone nene! I co Ty na to?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, puck
PS Jest Leo, jest impreza!
Ja? Rzadko? No dobra, przyznaje się bez bicia :D Ale ja w miarę szybko dodanie w porównaniu do Ciebie :P Czekam na Twojego maila z zapartym tchem!
UsuńJestem zszokowana! To Ci się udał popis :D Gabsone nene będzie zawiedziona!
Również pozdrawiam i dziękuje za komentarz ^^
PS. Ten teks o Leo udowadnia, że jednak jesteś córką Apolla :D
Gabsone nene was kocha i wybaczy wam, że jesteście takimi wredotami XD
UsuńAle ja wiem Puck o czymś, o czym ty nie wiesz! Ha! :*
Zawsze jak czytam Twoje rozdziały to nigdy nie wiem czy śmiać się czy płakać xd Nikt nie ma tak dziwacznych pomysłów jak ty :) Już dawno pogodziłam się z tym, że w tym opowiadaniu mogę się spodziewać wszystkiego :D
OdpowiedzUsuńTak szkoda mi tej pół-harpii :/ Nie mieć możliwości rozmowy z własną, ukochaną córką? To musi być okropne. Wspomniała ją tak dobrze i z taką czułością, że aż płakać się zachciało. Musisz z tym coś zrobić! Przecież nie wolno rozdzielać matki z córką :)
Kocham te rozmowy Ryana z Jill. :> Są mimo wszystko takie urocze i w ogóle. Również jestem ciekawa po co mu ta bransoletka. Może zamienia się w jakąś ekstra laskę, bo to jakoś by mi pasowało do Rudzielca, który zawsze jest otoczony pierścieniem dziewczyn. Jill, gdy to widzi zawsze jest taka rozzłoszczona, ale wciąż będzie udawać, że to jej nie rusza :p Ja bym nie była taka opanowana i obojętna na jej miejscu. Skopałabym tym lasiom zady i Ryanowi również za to flirtowanie :D
I to słodkie "Kocham Cię" - zawsze mnie na to bierze xd Ale chciałabym być na miejscu Jill... Chyba powinnam to dodać do mojej listy "Co muszę zrobić przed śmiercią"
No i zaraz, zaraz... Kto to do jasnej ciasnej Eol? Ja myślałam, że jej ojcem jest człowiek O.o Miałam taki kisiel na twarzy jak to przeczytałam, że Jezu. Coś ze mną jest nie tak? Jak to możliwe? NAWET biedna Jill zemdlała. To znaczy teraz, że kim ona jest? Pisz szybko następny bo ja już nie wiem co ze sobą począć ;<
Wiesz, że tylko ja mam licencję do bycia Twoją fan #1, prawda? Okey, to czekam na kolejny, nie myśl sobie, że wyciągnę do 7 lutego. Prędzej świnie zaczną latać xx
love-ya-ff.blogspot.com
Cieszę się, że takie emocję w Tobie wzbudzam :D Cóż... Gdyby Jill spotkała swoją matkę, pewnie by jej przyłożyła i miała w nosie jej "rodzicielski uczucia". Ha! Nie bransoletka od Ryana raczej nie zmieni się w dziewczynę xD (Wyobrażam sobie minę Jill). Ryan po prostu... on uwielbia flirtować, ale jest to niegroźny flirt :3
UsuńWiem, a niestety nawet ja mięknę, gdy piszę te słowa rudzielca do Jill... och!
O.o To mnie zaskoczyłaś, bo w końcu Jill jest herosem (osobą pół-krwi, której jedni z rodziców jest bogiem). Ryan jest synem Apolla, Maggie córką Hekata i Jill córką Eola! Wiele osób myślało również, że Jill jest córką Aresa.
Też mam nadzieje, że nie będzie to 7 Luty, ale to jest ostateczny termin, a mam nadzieje, że jedenasty rozdział uda mi się dość szybko napisać :)
Dziękuje za wspawały komentarz całym sercem! Oficjalnie jesteś moją fan#1 :D Mam tylko nadzieje, że nie przemienisz się w prześladowcę xD Dziękuje za Twoje cudowne słowa, choć ja osobiście naprawdę chciałabym zobaczyć latające świnie :3
Pozdrawiam ^^
Po pierwsze to jestem mega wkurzona na bloggera bo nie pokazał mi, ze dodałaś rozdział!!! I gdyby nie twoje powiadomienie w moim spamowniku, zabij mnie a bym się nie dowiedziała.
OdpowiedzUsuńCZY JA JUŻ ABY PRZYPADKIEM NIE WSPOMINAŁAM, ZE JESTEŚ NIEOBLICZALNA???
jeśli nie to ogłaszam wszem i wobec Mika Foggy jest nieobliczalna!!!
Apollo w kabriolecie? Melinda pół- harpią?
Wiesz co moja Teresa też mogłaby być jakąś pół-harpią. Oj nie nie, przepraszam wyobraźnia baaaardzo daleko mnie poniosła.
Rudzielec i złośnica - po prostu ich kocham. Podoba mi się jak sie ze sobą droczą, a jedno bez drugiego żyć nie moze. No i padły wreszcie wyczekiwane przeze mnie od ho ho ho czasów słowa. oj Jill ty szczęściaro :)
No i pojawił się Leo, który przyznam, bardzo mi się spodobał. Fajny z niego gość, a co a jak :)
http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
Też często mam takie problemy z bloggerem, więc wole innych informować, na coś się to przydaje :D Właściwie to słyszałam, że jestem szalona, ale nieobliczalnej jeszcze nie było :3 Apollo jeździł w kabriolecie już w książce, więc to nie mój wymysł ^^
UsuńCoś czuje, że masz chrapkę na pisanie o herosach :D Nie pogniewałabym się, gdybyś coś podobnego zaczęła pisać! Właściwie to Leo jest jedną z najlepszych (moim zdaniem) postaci z książek Ricka Riordana.
Dziękuje za Twój cudowny komentarz całym moim nieobliczalnym sercem :D
Pozdrawiam ^^
Nie czytałam książki więc nie wiedziałam, że to cytat jej autora, ale dowiedziałam się tego od ciebie więc to przed tobą biję pokłony, o słodka Boginko, o nieobliczalnym sercu :)
UsuńPS a widziałaś u mnie nowych bohaterów? Czekałaś na Marylę, więc jest i ona i nie tylko :)
Po prostu nie mogę :D Mam nowe genialne przezwisko! To dużo lepiej brzmi niż "Pekińczyk" ^^ No widzisz? Jaka ja jestem słodka! :D
UsuńPS. Tak, już wpadłam! Oraz ślad pozostawiłam! Dziękuje za informację :3
pytałaś kiedy u mnie pojawi się nowy rozdział, mmm tak jak napisałam w aktualnościach czekam, aż pod poprzednim będzie magiczna 30:) więc jeszcze dwa, a potem Alan, Alan, Alan... baaaaaaaaaaaardzo dużo Alana :)
OdpowiedzUsuńNo i masz babo placek, w sensie nowy rozdział :)
UsuńJak już mówiłam, czekałam na magiczną trzydziestkę, a że u mnie słowo droższe pieniędzy, więc trzydziestka pękła (w sensie ilość komentarzy, a nie mój wiek) i masz, jest. Czytaj na zdrowie :)
Tylko jak już skończysz to bardzo proszę o litość, ja służka twoja najwierniejsza :p
Moja droga...
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny! Po prostu boski *_*
Oczywiście dałaś mi okrojone fragmenty, by teraz zachwycić mnie w najbardziej okrutny sposób, co?
Początek z matką Jill... Mistrzowski! Opisami mnie powaliłaś. I Kalipso <3
Genialnie opisałaś Leona - ale to już ci pisałam. I nadal jestem za tym, by został BFF Jill! :D To by było nienormalne połączenie... Ale jakie zabawne!
Znów pozachwycam się chwilową niepewnością Ryana... Aw ^^
Ale z niego zazdrośnik! Jill nie była lepsza... Ciekawe, że emocje związane z Ryanem wywołały jej uznanie XD
MUSZĘ TO NAPISAĆ! JAKO PIERWSZA SIĘ DOMYŚLIŁAM KTO BYŁ JEJ OJCEM! HA!
Końcówką mnie oczywiście znów zdezorientowałaś... Eh... O co chodzi? XD
Całuję, kochana! :*
PS Na meila ci odpiszę, jak odzyskam dostęp do internetu na moim komputerze... Na telonie ciężko się pisze komentarze, a pisanie meila jest praktycznie niemożliwe :(
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Fragmenty nie były aż takie okropne :P Też jestem dumna z tych opisów :3 Tego niestety wyprzeć się nie mogę, bo to jedne z moich najlepszych :D
UsuńWidzę, że ktoś tutaj torturuje biednego rudzielca :D Chcesz, żeby na zawał z niepewności zszedł? Jillian by nas pozabijała!
Końcówka doszła, bo dawno nie było o Apate - to jest ta zła, niedobra i niegodziwa bogini nieszczęścia i zdrady, która spiskuje z innymi złymi, niedobrymi i niegodziwymi bogami, aby obalić rządy Olimpijczyków (chodzi o tych dwunastu najważniejszych bogów - oczywiście Hadesa jak zwykle pomijają... biedak!).
Dziękuje za Twój komentarz, ale ja po prostu cieplutko pozdrawiam :3
PS. Wiem! Mi nie raz szwankuje Internet i otwiera się poczta w wersji mobilnej, a ostatnio jak odpisywałam Puck, to.. naprawdę szkoda słów, co ja jej wtedy wysłałam!
Również ponownie pozdrawiam ^^
Oooo! Wreszczie wiemy gdzie podziewa się mama Jill. Myślałam, że już gdzieś przepadła. To przykre jak wygląda życie Harpii. Wieczna ucieczka musi być naprawdę trudna, nie wyobrażam sobie, żeby moje życie miało być nieustającą walką o przetwanie. W dodatku widać, że Melindę boli rozłąka z córką. Zrobiło mi się przykro czytając, że nie mogą być szczęśliwe razem. Przynajmniej w obozie Jill bedzie bezpieczna - mam taką nadzieję. Ooo! Użyłaś Kalipso... Ona razem z Kirke to jedne z moich ulubionych postaci mitologii.
OdpowiedzUsuńAhh ta Luna. Wydaje mi się całkiem fajną postacią. Przyda się ktoś taki jak ona. Myślę, że ma świetne podejście do innych, skoro utrzymuje bliskie kontakty nawet z tymi za którymi nie przepada. Nawet jeśli wychodzi na nieco fałszywą, to jednak ją polubiłam. Bardzo zdziwaiła mnie Jill ze swoim zapałem do pomocy. Wydało mi się dziwne to, że kobitka niesie coś cieżkiego, a koleś obok niej (m ę ż c z y z n a) idzie sobie swobodnie (ja rozumiem że ciężkie, ale czy nie mógł poprosić jakiegoś kumpla... - Pff taki tam dżentelmen) i cieszy się bez powodu. Upartosć Jillian nie zna granic naprawdę. Biedna Luna została tam sama, ale znając życie zaraz znalazła sobie coś co roboty.... Póki co nie wiem co mysleć o Leo. Typowy majsterkowicz-złota rączka. Za mało o nim wiem, żeby jakoś szerzej się rozwodzić nad nim.
Wiesz? Coś mi jaśniało w głowie, że ojcem Jill może byc Eol... Ale jedno małe pytanie... Czy Eol jest bogiem? Coś mi się nie wydaje. A skoro nie jest to jak Jill i obóz...? Chyba że Kolega-Autor-Percy'ego uznawał coś takiego. Głównie z tego małego powodu nie dopasowałam Eola wcześniej, no ale nie będę się sprzeczać. Byłabym okrutna i wykopałabym Jill stamtąd gdybym ja to wymyślała, ale cicho- sza! :D Dobra zostawię już to :3
Apate? Bogini zdrady? Miałaby się nie wycofać z jakiegoś przwdsięwzięcia? Ona? To by było do niej niepodobne. Chociaż muszę przyznać, że motywacje są całkiem właściwe. Kto by chciał trafić do puszki ani innego ustrojstawa za karę. :D ? Ja na pewno nie.
Czekam na kolejny rozdział baardzo niecierpliwie, życze wodospadu weny i pozdrawiam :*
Też miałam takie wrażenie, więc coś o niej wspomniałam :3 Melinda jednak jakoś sobie poradziła, ale niestety na tej rozłące najbardziej ucierpiała Jillian. Cieszę się, że wątek z Kalipso Ci się podoba :3
UsuńLuna jest... nietypowa, a pomysł na jej charakter wpadł na mnie przypadkowo. Tia, może on wkrótce został prezydentem Stanów Zjednoczonych z takim podejściem :D Jeżeli chodzi o Leona to, tak naprawdę niewiele osób chce mu teraz pomóc, ale to wyjaśni się później (sama reakcja Luny na jego widok była dość oczywista).
Leo ma swój styl, który chyba nie uda mi się tak pięknie odwzorować jak jest w oryginale. Cieszy się tak, bo to Leo. No a on zawsze jest uśmiechnięty. Nazywany jest elfem i wiele osób posądza go, że zamiast krwi ma kofeinę w żyłach.
Tak Eol jest Bogiem, co prawda nie jest bogiem jakiejś konkretnym rzeczy. Sprawdziłam wiele informacji o nim zanim napisałam, że jest ojcem Jill. Eol jest władcą wiatrów podobnie jak Zeus jest władcą wszystkich bogów. Z tą różnicą, że Zeus jest również Bogiem Piorunów. (Choć biedny Władca Wiatrów nadal czeka na awans od Zeusa, aby ten zmienił jego tytuł na Boga Wiatrów - tak uznał Kolega-Autor-Percy'ego xD)
Niestety z Obozu tak łatwo nie wykopują ludzi, w końcu są mile tam widziani nawet cyklopi bracia przyrodni, którzy z natury uwielbiają zjadać herosów...
No właśnie Apate jest postacią sprzeczną. Jest w końcu Boginią Zdrady, a co sprawia, że ma wielką chęć zdrady swoich towarzyszy i wspólników, a teraz szuka po prostu jakiegoś powodu.
Mimo wszystko miło jest, gdy ktoś nieobeznany z książkach piszę swoją opinię. Dzięki temu wiem, na co zwrócić uwagę :) Również dziękuje za cudowny komentarz całym swoim "nieobliczalnym" serduszkiem :D Dziękuje za życzenia i również pozdrawiam ^^
Świetnie piszesz ^^ jestem nowa na twoim blogu, ale przeczytałam w pół dnia wszystkie rozdziały i czekam na kolejne!!
OdpowiedzUsuńP.S. Też zaczynam pisać, więc jak coś to wpadnij ;3 -->>http://fatsunika.pinger.pl
Dziękuje ślicznie za komplement! Jak również za komentarz :D
UsuńPS. Jak coś już wpadłam :3
Pozdrawiam ^^
Jestem! Z lekkim opóźnieniem,ale jestem!
OdpowiedzUsuńNareszcie! Jillian uznana - świętujemy! Miałam cich,ą nadzieję, że zostanie ona jednak córką Zeusa, ale Eol... W sumie, też dobrze! Właśnie w tym rozdziale włączył się mój umysł romantyczki - a może ona będzie jednak z Leo? Tak, tak, tak! Połowa czytających zabiłaby Cię, ale ja bym skakała z radości! Jej mama pół-harpią? Jejuu, nie wiedziałam. :/ Fajnie, fajnie! Czekam na nstępny rozdział!
A tymczasem dziś ukaże się nowy rozdział na moim skromnym blogu! :)
http://krainanovitas.blogspot.com/
No wiesz? Córka Zeusa? Hm... właściwie nawet pasowałaby na jego córkę :P
UsuńZ Leo? Raczej nie ma na to szans, bo... po prostu jest Ryan, a gdybym złamała mu serce, większość czytelników by mnie zabiła! No tak mama Jill, nasze córka Eola jest genetyczną mutantką xD Dziękuje ślicznie za cudowny komentarz całym swoim serduchem ^^
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki!
Wow :D Jestem pierwszy raz na twoim blogu. Piszesz genialnie. Polubiłam Jillian :D
OdpowiedzUsuńwolfs-queen.blogspot.com
Wpadniesz? Dopiero zaczynam :/
Dziękuje za komentarz! Cieszę się, że polubiłaś Jill :)
UsuńWe weekend wpadkę z wizytą - obiecuje!
Pozdrawiam ^^
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, kiedy czytałam początek :D
OdpowiedzUsuńByć w cieniu Ryana, no trochę przykro mi się zrobiło, ale jej komentarze zaraz to naprawiły.
Trochę czasu zajęło mi myślenie nad pooranym prysznicu i w sumie dalej do niczego nie doszłam.
Do momentu, w którym Leo zażartował o Batmanie, sprowadziłaś mnie do zupełnie innego świata, całkiem inaczej wyobrażam sobie to o czym piszesz (przepraszam, zawsze tak mam). A właśnie... chyba pierwszy raz polubiłam któregoś z bohaterów na tyle, by ta sympatia przyćmiła postać Ryana (chciałam jakieś ładne zdanie, ale chyba nie wyszło) :D
Wyznanie Rudzielca było piękne, nie spodziewałam się, że stać go na takie słowa ;')
Chętnie napisałabym coś o moich podejrzeniach itp. jak to pisze reszta, ale nie znam się na bogach, więc no niestety nie mogę ;(
Mi też, gdy zobaczyłam Twój komentarz :D
UsuńJillian tam się nie przejmuje! Ona jest zbyt dumna na to :P
A o czym to tak myślałaś? Ja tam teraz się zastanawiam, czemu świat czasami naprawdę wygląda szaro (zwłaszcza w deszczu). Serio wydaje mi się jakby kolory wyblakły... zdumiewające.
Polubiłaś Leosia? Nie Ty jedyna, ale zdecydowanie pokochałabyś go, gdybyś przeczytała "Olimpijscy Herosi" :3 Nie przejmuj się swoim wyobrażeniem, wprawdzie nikogo tak siekierą nie zabiłaś :D Czasami Rudzielcowy-Psychopata powie coś miłego, prawda? xD
Spoko! Ważne, że jesteś :) Dziękuje za cudowny komentarz i pozdrawiam ^^
Wiem, wiem, spóźniona, ale nie mam na to wpływu. Szkoła pojawiła się tak znikąd. :(
OdpowiedzUsuńLEO. LEOOO
Muszę, przyznać, że trochę przeszła mi faza na niego (chyba przez te jego wszystkie żony, które deklarują mu swoją miłość pod prawie każdym postem na pewnej facebook'owej grupie i na prawie każdym memie z Valdezem; nawet nie powiem, co myślę o miłostkach z Nico w roli głównej...), ale nadal lubię gościa, zwłaszcza po jego tekstach do Jill! Podziwiam go, że wciąż ma wszystkie zęby po spotkaniu z nią. Zwykle tacy jak on czy Ryan powinni dawno leżeć na ziemi z połamanymi rękoma, ale Valdez jakoś ją okrzesał, że tak powiem. :D
Bogowie, ja tu zobaczyłam naprawdę ciekawy czworokącik! Jill nagle poczuje coś do Leo i zarazem Ryana, Leo czuje coś do Kalipso, Ryan czuje (nawet za bardzo) coś do Jill, Kalypso lgnie do Leosia i ewentualnie do Ryana, żeby spełniło się to typowe niezdecydowanie kobiet!
Mam jednak nadzieję, że ty akurat jesteś zdrowa psychicznie i nic takiego nie stworzysz! ^-^
Luna. Najlepsza przyjaciółka Drew.
I wszystko jasne.
Zaskoczyłaś mnie, bo wydawała się być kimś spokojnym, opanowanym i sprytnym zarazem, ale pozory mylą, jak widać. Ja na serio myślałam, że ona coś namiesza porządnie, ale jak widać, to może napsuć w życiu osobistym bohaterów, a nie losach świata.
Spodobał mi się motyw z puszką Pandory. Nie mogę się doczekać, aż dasz nam więcej konkretów co do tej sprawy! I Apate bojąca się zemsty... Może zdradzi Morosa? Pasowałoby! XD Ale bardziej pasuje, że zdradzi bogów.
Dopiero teraz dojrzałam, że kursor to tornado właśnie. Pomoc w odkryciu tożsamości ojca Jill, a ja oczywiście nic nie ogarniam...
Pozdrawiam ;*
Nic się nie stało ^^ Doskonale rozumiem :)
UsuńNo to Leoś ma już prawdziwy harem :D Wiem, ale dziewczyna po prostu zaczęła trochę mięknąć, a poza tym nadal była dość niewyspana (zapamiętaj! Niewyspana Jill = milusia i przyjacielska JIll).
Ciekawy pomysł! Taki czworokącik, ale... Bogowie... Ryan by mnie zabił!
Mam po prostu słabość do Leo (i tylko dlatego, że jest synem Hefajstosa, którego ja potajemnie dopinguje, aby rozwiódł się z Afrodytą i mnie poślubił). Tak, więc po prostu nie umiem krzywdzić jego kochanych dzieci >-<
Luna jest dość specyficzna. Sama nie powiedziałaby, że jest najlepszą przyjaciółką Drew, bardziej gra taką rolę.
Apate po prostu myśli rozsądnie, a jak dobrze pamięta, wszystkie walki z Olimpijczykami kończyły się niepowodzeniem (ich wrogów). Ja jednak nie zdradzę Ci jej dalszych planów :P Na każdym kroku podpowiedzi dawałam, widzisz? :D
Dziękuje za cudowny komentarz całym swoim serduchem i również pozdrawiam! ^^
Szczerze nie mam co napisać... Wszystkie osoby wyżej zrobiły to tak,że nie mam pojęcia jaki komentarz wstawić... No tyle że cię uwielbiam i jesteś moim wzorem do naśladowania...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na 1' szy rozdział :3
Leo! Tak! Nie lubię tego gościa. >.< No dobra. Przesadzam, że nie lubię, ale jakoś nie specjalnie obdarzam sympatią. Sama nie umiem tego uzasadnić. Wiem, że gdyby nagle wziął i umarł nie płakałabym, po nim tak jak po Jill, Ryanie, Meggie, Nico czy którymkolwiek z pozostałych bohaterów. Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz ^^
OdpowiedzUsuńAle co do rozdziału to naprawdę dobrze ci wyszedł, choć przyznam, że jak się patrzy nienawidzę tej całej Drew. Automatycznie znienawidziłam też Lunę, a potem powiedziała, że „rozniosłaby Drew w pył i zatańczyła nad jej martwym ciałem taniec radości” (a tak przy okazji to jak ją już rozniesie w pył to raczej nie pozostanie po niej ciało ^^). Za to zyskała u mnie trochę punktów, choć nadal nie uważam jej za osobą na której widok uśmiechasz się szeroko. Raczej za taką którą masz ochotę walnąć w głowę i poszatkować ołówkiem xD
Czy mam tylko omamy czy może jednak oni wyszli z Puszki Pandory? No, wtedy by była zabawa. xD
Czekam na następny rozdział i życzę oceanów wenny ;*
Buziaki, Inna :3
Sympatią Leosia nie darzysz? Toś mnie zaskoczyła! Kto tak lubi Drew? Chyba nie ma takiej osoby... Ja wiem, Ty wiesz, ale Luna ma chorą wyobraźnie xD Ha! Jill chętnie Cię wyręczy w tym zadaniu! Sama jest cięta na Lunę :3
UsuńNie masz omamów i to jest Puszka Pandory! Gratuluję! No, ba! Teraz będzie zabawa :D
Dziękuje za cudowny komentarz, życzenie, jak również pozdrawiam ciepło ^^
Ojcem Jill jest Eol... W końcu mam siostrę XD a w ogóle fajny rozdział, czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba, a Jill z pewnością ucieszy się z siostry (tylko uważaj na tą Złośnice!). Pozdrawiam i dziękuje za komentarz ^^
UsuńTrafiłam na tego bloga przypadkiem ale zaciekawiona o czym piszesz zaczęłam go czytać i się bardzo wciągnęłam , spodobał mi się i czekam na następny....A jeśli znajdziesz czas to zapraszam do mnie :) http://opowiadanie-bradley-simpson.blogspot.com/2014/12/bohaterowie.html
OdpowiedzUsuńno i przeczytałam :D trafilam tutaj przez nim-ci-zaufam , która poleciła Cie na blogu ! :D Przyznaję, że na początku nie wiedziałam do końca o co chodzi bo nie czytałam książki :P ale zakładka bohaterowie trochę mi rozjaśniła i już powoli ogarniam :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Jill, jest świetna, taka wciąż gotowa do walki haha :D no i zakochany Ryan ! Ich sprzeczki są świetne, ciekawe kiedy Jill w końcu mu ulegnie ! Maggie też polubiłam, trochę przypomina mi mnie samą :D taka z lekka nieogarnięta w pozytywnych znaczeniu haha :D No i fragment z matką Jill był smutny, ale chroni córkę więc całkowicie ją rozumiem. Co do Leo to domyśliłam się, że chodzi o Kalipso, co on kombinuje?!
Wybacz za nieogarnięty komentarz ale dopiero co jestem po przeczytaniu całości więc jest TROCHĘ nieogarnięty :P
Pozdrawiam !!
Jestem ja-mewie naprawdę za to wdzięczna :3
UsuńBardzo się cieszę, że tutaj trafiłaś, jak również, że mimo wszystko odnalazłaś się w moim opowiadaniu :) Cieszę się, że moje Trio tak Ci się spodobało :D Z Leo rzeczywiście chodziło o Kalipso.
Rozumiem doskonale o co chodzi, bo nie raz sama mam podobny problem w pisaniu komentarzy :D Cieszę się, że do mnie zajrzałaś, jak również za taki cudowny komentarz! Również pozdrawiam ^^
o nie , nie zauważyłam 11 rozdziału aa ! Jutro się za niego wezme bo już ide spać eh :( aa i póki pamiętam, historia z chomikiem Ryana rządzi hahaha :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo nie zaglądałam! Nie miałam za bardzo czasu... :( Ale już jestem!
OdpowiedzUsuń"Usłyszawszy jego zaproszenie powstrzymała nagły przypływ łez i przytaknęła ruchem głowy, a w następnej chwili stała się jego „nałożnicą” cokolwiek to znaczyło. Jednak musiało być to, coś złego, bo nauczycielka aż zbladła, a później wysłała ich do dyrektora." Ahahaahah :D I mama nie miała nic przeciwko takiej zabawie? ;) Ten cały fragment prze kochany! Biedna mama Jill... :c Dlaczego ona musiała zostawić córkę? Co było tym ważnym powodem?
Nie lubię Luny i Drew! ;/ Zwłaszcza tej drugiej.
Leo jest fantastyczny! *O* I Jillian go rozumiała! <3
Jestem ciekawa kiedy nastąpi jakiś przełom w tym wiecznym uporze Jill. ;)
" — Mam to gdzieś, Rudzielcu. (...)
— Kocham cię Złośnico. " Prze kochane! <3
Jillian została uznana! :D Hura! Ale jak efektownie! :3 Tylko czemu zemdlała? ;o
Puszka Pandory? Nie do końca rozumiem ostatni fragment, ale coś tam mi świta, także nie jest źle. ;)
pozdrawiam, przesyłam buziaki i lecę dalej! ;*
Spoko! Nie gniewam się, ważne, że jednak wróciłaś :)
UsuńCóż, Melinda uważała, że w tym wieku niewiele mogą zrobić i było to jej zdaniem urocze. Uhm... powoli w nowych rozdziałach będę zmierzać ku tej tajemnicy, czemu mama Jill ją porzuciła.
Drew nikt nie lubi, a Luna jest osobą skomplikowaną.
Przyznaje! Bardzo lubię Leosia i po prostu musiałam go zaprzyjaźnić z Jill ^w^
Och... przełom pojawił się w rozdziale XV :D
Bo autorka nie wiedziała, jak skończyć... mdlenie jest najprostrzym wyjściem! Tak poważnie, to przez Jill przepłynął duży strumień mocy, co wstrząsnęło jej organizmem, który nie był przystosowany do takich rzeczy i potrzebował chwili wytchnienia - Patrz! Jak naukowo to wyjaśniłam! Wow! :D
Puszka Pandory była... Pandora była w mitologi greckiej pierwszą kobietą i bogowie wysłali ją, jako karę na Prometeusza (który stworzył ludzi) i jako posag dali jej właśnie puszkę. W niej znajdowały się wszystkie nieszczęścia i choroby. Do końca nie wiadomo, kto w końcu otworzył puszkę, ale gdy to się stało całe zło świata się z niej wydostało.
Mniej więcej całe to zło, to bogowie, którzy odpowiadali za zdrady, kłamstwa, nieszczęście itp. Mam nadzieje, że teraz będziesz wiedzieć, o co chodzi :)
Dziękuje za cudownie apolliński komentarz!
Bussis! :3