KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział XVII

"*Maggie – Jak poznałam swoją wielką miłość... Sammy’ego!*

Osiem lat wcześniej…
— Temu, to dorób ogon gada! Przeklęty facet! Nazwał mnie oszustem! Wyobrażasz sobie?! Jeszcze mu pokaże… my mu pokażemy!
Natychmiast spełniłam prośbę (rozkaz) ojca. Mężczyzna stojący w kolejce koło kasy, sklepu spożywczego, kompletnie nas ignorował. Z resztą, jak większość mieszkańców. Choć nie wydawało mi się to być dobre. To jednak chciałam być doceniona przez swojego ojca. Wiedziałam, że z dnia na dzień pogłębia się w swoim szaleństwie. Jednak go kochałam. Poza tym, przy ojcu czułam się nieco bezpiecpozniejsza. Póki był przy mnie mój prześladowca dawał mi spokój. 
Może jednak nie było to dobrym pomysłem? Mimo to wyczarować panu komisarzowi ogon. Od zawsze czułam na sobie spojrzenia mieszkańców i szepty. Niejeden raz słyszałam, jak nazywają mnie diabłem bądź nasieniem demona. 
Po chwili dało się słyszeć wrzask i piski – ogólnie wybuchła jedna wielka panika.
— Ten jego synek to też niezłe ziółko — zauważył, już spokojniej, mój ojciec. Ignorując przy okazji biegających wokoło przerażonych ludzi. — Słyszałem, że terroryzuje nauczycieli i uczniów, trzymaj się z dala od tego Flynna — rozkazał.
Och tatusiu! Jak bardzo bym tego pragnęła!
Niestety nie powiedziałam tego.
Nie wyznałam mu prawdy, która każdego dnia przytłaczała mnie coraz bardziej.

* * *

Ktoś za mną szedł.
Byłam tego pewna. Przyśpieszyłam, próbując, jak najszybciej dotrzeć do domu, aby się schronić przed tym, co miało nastąpić. Do moich oczów napływały łzy, których nie potrafiłam zatrzymać. Serce biło mi w piersi coraz szybciej, a oddech stawał się urywany. Panika całkiem mnie pochłonęła i natychmiast rzuciłam się do biegu.
Bam!
Leżałam na ziemi, czując promieniujący ból w łydce. Zerknęłam za siebie, aby zobaczyć grupkę czteroosobowej ekipy Flynna. Zacisnęłam usta w wąską linię, bo zaczęły mi niebezpiecznie drżeć. Ból stał się czymś odległym, a strach i adrenalina dały mi siły, aby spróbować znów się wyrwać.
Niestety ból w nodze mi to uniemożliwił. Przypominając sobie o niej, spojrzałam na nią i bezgłośnie jęknęłam ze zgrozy. Przez moją nogę na wylot przechodziła strzała.
Strzałą!
— Zachowuje się, jak królik, którego ostatnio upolowałem z ojcem — zauważył z nutą samozadowolenia mój prześladowca. — Niemal próbował odgryź sobie nogę… ach — westchnął z nutką rozmarzenia. — Tak fajnie było na to patrzeć, ale najfajniejsze było, gdy zatopiłem swój bagnet w serce temu słodkiemu… króliczkowi.
Nie miałam nawet zamiaru tłumaczyć Flynnowi, że króliki nie są zdolne odgryź swojej nogi. Właściwie, niewiele mogłam w tym stanie logicznie myśleć. Szukałam, jakiejś drogi ucieczki, bo naprawdę nie miałam zamiaru, wrócić do domu (ponownie) ledwo żywa.
Nie chciałam czuć bólu.
Mamusi… nie chciałam.
— Hmm… a może przetestujemy, go na tej di diablo?
Wiedziałam, że specjalnie nazwał mnie diabłem, aby tylko jeszcze bardziej mnie zranić. 
— Świetny pomysł Flynn — przytaknął mu jego giermek.
Wrzasnęłam.
Płakałam. Krzyczałam. Prosiłam.
Nic mnie nie uchroniło przed bólem.

* * *

— Nie… proszę — szepnęłam do siebie.
Pędząc jak na skręcenie karku, próbowałam, jak co piątek, dostać się do domu bez spotkania z Flynnem. Po moich policzkach znów płynęły łzy, serce tłukło się w piersi… Teraz bałam się jak nigdy. Dzisiaj do szkoły mój prześladowca przyniósł mały pistolet.
Pistolet!
Nie chciałam umierać. Bogowie! Nie chciałam!
— Mamusiu… — szepnęłam.
Moja mama pomagała mi, jak tylko mogła. To dzięki niej, nadal żyje. Być może nie było to dobre wyjście i powinnam iść do szpitala, może wtedy Flynn by mnie zostawił? Niestety podskórnie wiedziałam, że pan Komendant tylko czeka, aby coś takiego się wydarzyło. Aby wsadzić mojego ojca za kraty.
Wpadłam na kogoś, a przez to oboje się wywaliliśmy.
Zamknęłam ze strachu powieki i pisnęłam.
To koniec.
— Mamy Cię! — Wrzasnął z zadowoleniem Flynn.
Huk strzału przeszedł echem po okolicy. Zacisnęłam jeszcze mocniej powieki, aby tylko nie patrzeć i starać się odgrodzić od rzeczywistości.
Jednak nie poczułam bólu.
Powoli rozchyliłam powieki i spojrzałam na białowłosego chłopaka, który w jakiś sposób ustawił się przede mną. Chroniąc mnie przed kulą. Spoglądał na swoją nogę, która zaczęła barwić jego jeansy na czerwono.
— Pobrudzili mi spodnie — mruknął chłopak.
W jednej chwili, chłopak podniósł dłoń, a wówczas cała czwórka padła na ziemię, jakby podczas ataku padaczki. Patrzyłam, jak z ich ust wypływa czerwona piana. To był przerażający widok, a ja poczułam ku swojemu zdumieni współczucie z powodu takiej śmierci.
— Nic ci nie jest? — spytał mój wybawca. Popatrzyłam w jego miodowe oczy, gdy się do mnie odwrócił i bezgłośnie zaprzeczyłam. — Jestem Samael, a ty?"





ROZDZIAŁ XVII
"(...)Twoje Słoneczko, chętnie ogrzeje cię w tak pochmurny poranek(...)"


— Nic na to nie powiesz, Heaven?
Szare oczy blondynki zwęszyły się niebezpiecznie, ale była na tyle opanowana (o ile można tak to opisać w tej sytuacji). Uśmiechnęła się swoimi pełnymi ustami, które dla płci męskiej były spełnieniem ich sennych marzeń. Podniosła swoją głowę, aby spojrzeć prosto w orzechowe oczy swojej „koleżanki”. Pomimo, iż była niższa od Camille, to właśnie Cam czuła się mniejsza i słabsza.
— No nie wiem, Cam… — powiedziała wyginając kąciki ust ku górze, ledwo powstrzymując swój wybuch śmiechu. — Pewnie znów zniszczyłabym twoje wyimaginowane ego o sobie samej… — westchnęła dramatycznie, przykładając dłoń do serca. — Dyrektorka kazała mi być milsza dla osób z zaburzeniami psychicznymi.
Z chłodną arogancją, przyglądała się, jak czerwień wkrada się na twarz Camille, której usta uformowały się w idealne „o”. Uwielbiała te drobne wymiany zdań z szatynką, mającą idealnie „złotą” opaleniznę. Faktem było, że Cam spędzała więcej czasu w solarium, niż przy książkach. Gdyby nie jej bogaci rodzice, Heaven była pewna, że ta panna nie zdałaby drugiej klasy podstawówki, bo na tym etapie nauki mały móżdżek dziewczyny się zatrzymał.
Prychając jak kotka, szatynka wypadła z szatni, a za drzwiami dało się słyszeć jej wymuszony płacz. Wzruszając ramionami, panna Grey nie przejęła się tym w żaden sposób. Doskonale wiedziała, że łzy się pojawiły, gdyż z pewnością natknęła się na Kena. Znaczy… czarnowłosy przystojniak tak się nie nazywał, ale to określenie idealnie pasowało dla kogoś z jego ilorazem inteligencji i wybujałym ego. Swoją drogą, tworzyli słodką parę.
Pani Bezmózga i pan Wielkie-Ego.
Pakując swoją torbę, zdała sobie sprawę, że gdzieś zapodziała swój telefon. Krzywiąc się lekko na swoją gapowatość, która jej ostatnio ciążyła, ruszyła z powrotem na scenę. Mijające ją znajome dziewczyny, uśmiechały się do niej z serdecznością. Osobiście Heaven nie znosiła tłumów, wolałaby teraz być z Marco. 
Wspomnienia swojego najlepszego przyjaciela, który jednocześnie był gadem, dobry humor jej powrócił. Na kilka minut. Było to przecież nieco śmieszne, gdyż jego opis brzmiał jej zdaniem nieco dwuznacznie.
Wesołość szybko ją jednak opuściła, gdy tylko weszła na scenę i zrozumiała, że dzieje się coś niedobrego. Można by było to nazwać zmysłem wojownika albo instynktem, gdy człowiek zdaje sobie sprawę, że jakiś drapieżnik się na niego czai. 
Powoli zaczęła podnosić dłonie, jednocześnie uważnie rozglądając się po opustoszały teatrze szkolnym. Światła zostały zgaszone i tylko niewielkie lampki przy scenie oświetlały ciemność wokół niej. Zaciskając dłonie na swoich szpilkach, które przytrzymywały jej długie i proste blond włosy. Wyjęła je, pozwalając ich kaskadzie opaść na jej plecy.
Szpila w jej lewej dłoni, przemienił się w tantō aikuchi* wykonanego z stygijskiego żelaza. Zaś ta w prawej w długi sztylet z niebiańskiego spiżu. Obydwie bronie były idealnie wyważone, a ona sama posługiwała się nimi ze wrodzoną gracją.
W tym momencie, jej przezwisko „Złośliwy Skrzat” nabierało nowych znaczeń.
Może była drobna i z wyglądu przypominała słodkiego elfa, ale jej język był jak brzytwa. Ranił dużo bardziej niż fizyczne ciosy.
Świst przebił powietrze, a ona od razu wymierzyła cios. Za pierwszym razem chybiła, za drugim już nie i dało słyszeć się syk bólu jej przeciwnika. Bo chociaż nic nie widziała (jej wróg był naprawdę szybki), pozostałe jej zmysły pracowały na zwiększonych obrotach, co pozwalało jej na robienie tego, co kocha. Była już blisko zabicia kreatury, która z pewnością uznała ją za łatwy cel, gdy nagle męski okrzyk przeszył powietrze. Padła na ziemię i dopiero po ogłuszającym huku, zdała sobie sprawę, że głos krzyknął „Padnij!”.
Koło niej deski zadrżały. Zerkając w tamtą stronę, spojrzała wprost w czerwone tęczówki wampirzycy, która wyszczerzyła do niej swoje ostre kły. Obietnica zemsty w jej oczach zamigotała tuż przed tym, nim rozpadła się ona w czarny pył, który wybuchł prosto w twarz Haeven.
Słodko.
Kaszląc, starała się pozbyć, jak najwięcej popiołu ze swojej twarzy, a później zaczęła otrzepywać swoje ubranie. Wtedy powoli, jej słuch znów zaczął funkcjonować i mogła usłyszeć końcówkę sprzeczki, która odgrywała się między dwoma różnymi od siebie chłopakami.
—…lać! — warknął chłopak z czarnymi włosami. Właściwie cały był ubrany na ten kolor, choć na jego koszulce był kolorowy wizerunek i napis Spiedermana. — Nie używamy dział!
— Och przestać! To był tylko prototyp!
Mówiąc to, drugi z nich, nieco niższy od pierwszego, z chochlikową twarzą i szerokim uśmiechem, o ciemnych kędzierzawych, czarnych włosach. Zaczął coś majstrować przy skórzanym pasku z narzędziami, zapiętym na biodrze. Wyjmując z niego metalową kostkę, która błysnęła w ciemnościach odbijając światło lamp. Obracał ją w pacach, coś przy niej robiąc, choć wzrok miał skierowany na swojego rozmówce.
— Tym bardziej nie powinieneś go używać w obecności śmiertelnika!
Wrzasnął ten z bluzką ze spidermanem, spoglądając na nią przelotem. Na chwilę jego miodowe spojrzenie spotkało się z jej. Poczuła się znieważona, gdyż rozmawiali o niej, jakby jej tutaj nie było. Mrużąc oczy, położyła swoje dłonie na biodrach, szykując się do ciętej riposty, ale uprzedził ją chochlikowy chłopak.
— No weź! Jak Maggie z tobą wytrzymuje?
To zwróciło całą uwagę czarnowłosego na swojego rozmówce. Zaczął mówić coś do niego szeptem, najwidoczniej nie chcąc, aby ona też to usłyszała. Przewróciła teatralnie oczami. Wtedy też poczuła, jak czyjeś ramiona oblatają ją od tyłu. 
— Tęskniłam za tobą! 
Odwracając głowę, przyjrzała się uśmiechniętej, czarnowłosej dziewczynie, która wyglądała, jakby nie zauważyła dwóch par męskich spojrzeń. Spoglądające na nią z niedowierzaniem i lekkim szokiem. Sama Heaven miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy dostrzegła oszołomione miny chłopaków.
— Ja za tobą też — powiedziała odruchowo i przypomniawszy sobie, czemu właściwie tutaj przyszła. — Widziałaś może mój telefon?
Czarnowłosa córka Seleny potrząsnęła przecząco głową. Blondynka westchnęła i już miała wznowić poszukiwania, gdy odwróciła się i pokazała środkowy palec dwóm wgapiającym się w nią chłopakom.
— Weźcie się na coś przydajcie i pomóżcie mi znaleźć telefon! — syknęła rozkazująco.
Gdy obaj nadal stali, jak wmurowani. Zniecierpliwiona Luna, odeszła od swojej starej kumpeli i podniosła coś z ziemi. Była to puenta, baletka z gipsowym czubkiem służącym do wykonywania skomplikowanych figur. Dziewczyna wzięła rozmach i rzuciłam nią w stronę syna Hefajstosa. Chłopak dostał głowę twardym czubkiem, jęknął, przyłożył dłoń na bolące miejsce i zaczął je masować. 
— Dziewczyno! Powinnaś zamiast broni nosić baletki! Potwory nie miałyby żadnych szans!
Uwaga, chłopaka o chochlikowej twarzy, została zignorowana.
Haeven z zaciekawieniem, jak również z lekkim rozbawieniem przyglądała się, jak chłopcy w końcu ruszają w stronę sceny. Gdy tylko się do niej zbliżyli, Luna ich przedstawiła:
— To Leo, syn Hefajstosa — wskazała na chłopaka o chochlikowej twarzy. — Zaś ten ponurak, to Samael, syn Tanatosa — wskazała na wyższego z nich, który od razy się skrzywił. — A to jest Heaven, córka Anterosa.
Heaven dość niekulturalnie wgapiała się w Leona, urzeczona jego szerokim uśmiechem i dołeczkami w policzkach. Czując na sobie spojrzenie pozostałej dwójki, szybko odwróciła wzrok i uśmiechnęła się kpiąco.
— Do roboty „Łowcy Wampirów”! — Zawołał Leo.
— Jesteśmy herosami, nie łowcami — zauważył Samael.
Cała trójka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— W takim razie, do roboty „Łowco-Herosi Wampirów!” — wykrzyknął z rozbawieniem Leo.
— I ja mam tak z nimi cały, boży dzień — zauważyła ze znużeniem Luna.
Kąciki ust Haeven zaczęły drżenie z tłumionego śmiechu. Uznała w końcu, że jej weekend zapowiada się nawet ciekawie. Może nawet dołączy do tych herosów i im pomoże? 
Sama jeszcze do końca nie zdecydowała.

* ~ * ~ *
*Perspektywa Maggie*

Machałam dłonią do swojego ojca na pożegnanie, aż nie skręciliśmy za róg ulicy i nie straciłam go ze wzroku. Westchnęłam smętnie i skupiłam swoją uwagę na pingwinie. Siedząc na chmurce leciał nad głową Jill, robiąc przy tym dziwne miny.
Nie miałam odwagi jej o tym mówić, a szczególnie, gdy była w tak wisielczym nastroju.
Mijając rząd domów, które lepsze dni miały za sobą, przyglądałam się z zafascynowaniem, co ludzie mieli na podwórkach. Przeważnie były to stare auta, bądź wózki ze śmieciami, a raczej z rzeczami, które się „naprawi i sprzeda”. 
Słońce już dawno zaszło, a nam oświecał drogę księżyc. Było w tym, coś magicznego, a co napełniało moje ciało dodatkowa porcją magii. Nie chciałam jednak psuć moim przyjaciołom tej intymnej chwili. Bo nawet ja zauważyłam, jak Jillian dyskretne zerka na Rudzielca i za każdym razem jest na tym przyłapywana. Ryan nawet nie ukrywał, że się w nią wgapia, ale ona nie dała się zmylić i tylko uśmiechają się w ten swój przerażający zaraz-dowiesz-się-co-to-strach sposób.
Dzięki magii zaczęłam dostrzegać ich aury. Był to biały na wpół przezroczysty kontur, który obrysowywał linie ich ciał. Dodatkowo można było dostrzec pojedyncze nitki kolorów, które odpowiadały za cechy charakteru i obecny nastrój. Jako córka Hekate automatycznie wiedziałam, które co oznaczają.
Chociaż prawda o moich przyjaciołach mnie zaskoczyła.
Wpatrywałam się w aurę Ryana z lekko rozciapaną buzią.
Serce zabiło mi szybciej, oddech stał się płytszy, a ja nawet nie zauważyłam kiedy się zatrzymałam. Zamykałam, mrugałam i pocierałam oczy, aby tylko się przekonać, że to co widzę, jest wytworem mojej wyobraźni. Jakże chciałabym, aby taka była prawda.
Niestety to było rzeczywistością.
— Maggie, wszystko w porządku?
Słysząc znudzony głos Jill, otrząsnęłam się i kiwając głową natychmiast ich dogoniłam. Zerkając ukradkiem na Rudzielca, a który to uśmiechnął się nieco smutno i kiwnął głową. Potwierdzając to, co przypuszczałam.

* ~ * ~ *

— Apate, emboliari, fur, furuncle**!
Bogini Nieszczęścia i Zdrady prychnęła z pogardą, gdy Moros w akcie gniewu wyzwał ją po łacińsku. Sama miała ochotę dać upust nerwom, a jednak w odróżnieniu od niego umiała nad sobą dużo lepiej panować.
Siedząc na ciemnej sofie, wzniosła oczy ku niebu, gdy Moros po raz setny przeszedł koło niej. Była niemal pewna, że zaraz zrobi dziurę w podłodze. Nie tylko jej działał na nerwy, bo poniektórzy bogowie rzucali mu znaczące spojrzenia, które skutecznie ignorował w przypływie swojej frustracji i gniewie.
Ale co z ich niepowodzeniem ona miała wspólnego?
— Powinieneś ją bardziej skrytykować — poskarżył się z niezadowoleniem Momos.
— Jesteśmy tacy słabi… — wtrąciła cicho Oizys.
Ozisys została zignorowana. Jako bogini nędzy i cierpienia, jęknęła smutno i żałośnie. Kładąc się przy tym na podłodze wykonanej z czarnego marmuru w świątyni Nysk (na Olimpie). Przyglądając się swojemu odbiciu Oziys jeszcze bardziej zaczęła jęczeć i wyżalać się nad swoją niedolą.
— Przecież wcale nie przegrywamy! — zawołał ze złością Pseudologos. Jego głos skutecznie uciszył innych bogów. — To nie jest Hysmina, a ona nienawidzi Aresa i kocha Arodytę, pokłóciłem się z nią i…
— Mówże po ludzku! — Syknęła rozzłoszczona Apate.
Pseudologos skrzywił się, ale zaprzestał swoich kłamstw, wzdychając ciężko.
— Hysmina nam pomoże w zamian za Aresa — wyznał.
Czwórka bogów spojrzała na nowo przybyłą, która stała obok boga kłamstwa. Z zainteresowaniem lustrowali, wysoką blondynkę, która miała na sobie czarny t-shirt z rozerwanymi rękawami. Skóre jej ramion  zdobyły różnego rodzaju, zawiłe i niepokojąco wyglądające tatuaże. Na głowie miała bandame, a na lewym policzku dziwną, nieregularną szramę, która musiała powstać przez jakąś tępą broń.
Następnie znów wszyscy bogowie, którzy byli zamknięci w Puszce Pandory zwrócili się na siebie z ostrymi językami i obrażając się nawzajem. Próbowali w ten sposób odreagować, ale żadne z nich nawet nie dostrzegło samej Nysk, która stając w progu swojej świątyni. Z niepokojem przyglądała się swojej rodzinie, która zaczęła powoli demolować jej świątynie. 

* ~ * ~ *
*Perspektywa Ryana*

Niemal wyłamałem drzwi od autobusu, gdy tylko zatrzymał się on na naszym przystanku. Prędko pobiegłem w krzaki, aby zwymiotować zawartość swojego śniadania. Oparłem dłonie o lekko ugięte kolana i opuszczając głowę, pozwoliłem, aby czerwone kosmyki moich włosów opadły mi na twarz.
— Ryan?
Zignorowałem wołanie. Starałem się w tej chwili skupić na wyrównywaniu oddechu i sprawieniu, aby reszta zawartości mojego żołądka została w nim. Słysząc jednak ponownie swoje imię, podniosłem wzrok mając nadzieje, że będzie to zmartwiona Jill. 
Niestety zawiodłem się, ale na szczęście nudności zostały zastąpione trwogą.
Przekląłem pod nosem.
— Ryan, Słoneczko to ty!
Niebiesko-szare oczy Jenny spoglądały na mnie z radością. Jej długie kasztanowe włosy, były ustylizowane teraz na wzór Merlin Monroe. Miała na sobie również biały golf, który podkreślał jej bujne kształty i świetnie dopasowane jeansy.
Zerknąłem za siebie, aby zobaczyć dzielącą mnie odległość od córki Hekate i córki Eola. Obydwie jednak były zajęte studiowaniem mapy, którą przyniósł im Henryk. Pingwin był widocznie bardzo uszczęśliwiony błyskiem zadowoleniu w oczach Jill (ja też uwielbiam ten przejaw radości u mojej Złośnicy), gdyż spoglądał na nią z uwielbianiem. Ciekawe, czy i ja gdy na nią patrzę, wyglądam podobnie?
Nie wiedząc nawet kiedy, zacząłem mierzyć wzrokiem przyszłą matkę moich dzieci. Zatrzymując się w niektórych rejonach jej ciała i mając wielką nadzieje, że co nieco jej jeszcze urośnie. Tak mnie pochłonęła obserwacja Jill, że dopiero walnięcie w ramię, które zrobiła Jenny (owszem w młodości nieco przypominała moją Złośnice) zwróciło moją uwagę na niezapowiedziane spotkanie.
— Cudownie wyglądasz Jenny, nowa fryzura?
Ten temat był najbardziej pomocny w rozmowach z dziewczynami typu Jenny. Która to był zadowolona z komplementu i zainteresowania, jakie jej zdaniem mam względem jej osoby. Pozwoliło mi to na chwilę spokoju i przemyślenia taktyki.
— Słoneczko… — zamruczała zmysłowo Jenny, przybliżając się do mnie i kręcąc zalotnie biodrami. —… tęskniłam za Twoimi ciepłymi promieniami — dodała nieco ciszej.
Zrobiłem szybki rachunek sytuacji.
— To bardzo źle — wyznałem, czując jak na moją twarz wpływa uśmiech. — Twoje Słoneczko, chętnie ogrzeje cię w tak pochmurny poranek.

* ~ * ~ *
*Perspektywa Jillian*

Studiując mapę, starałam się zrozumieć w którą stronę musimy wyruszyć, aby dość do Zatoki Meksykańskiej. Podczas podróży Ryan i Maggie zgodnie stwierdzili, że to nasz punkt podróży. Mój Nielot wyjątkowo się na coś przydał, uczenie go kradzieży przez dzieci Hermesa nie poszły w zapomnienie. Zdecydowanie powinnam częściej pożyczać Henryka innym obozowiczom. Może nauczą go robić broń?
Wtedy byłby idealnym zwierzęciem domowym.
Byłam tak pochłonięta swoimi myślami i próbami zrozumienia mapy, żę dopiero za trzecim razem, gdy Maggie mnie uderzyła łokciem zareagowałam. Tylko dlatego, że wcześniej uderzała mnie dość słabo. Przeniosłam na nią swój niezadowolony wzrok, ale ona kiwnęła mi w zamian głową w stronę krzaków. Tam właśnie poleciał Rudzielec, aby zwymiotować zawartość swojego żołądku. 
Spojrzałam w tamto miejsce i poczułam sprzeczne emocje.
Przed moimi oczami pojawiła się czerwona mgiełka, która uaktywnia się przeważnie podczas walki. Tym razem (choć dość późno) zrozumiałam, że zalała mnie fala zazdrości. Tak irracjonalnej, bo w końcu nie kochałam Rudzielca, że niemal śmieszna.
Mój umysł wrzeszczał, że powinnam się opanować. Nie mogłam pokazywać, że w jakiś sposób mi na kimś zależy. Bo wtedy taka osoba zawsze umiera. Na nic były jednak wrzaski mojego rozumu, tym razem, pierwszy raz od dawna, to serce przejęło wodze nad moim ciałem.
W kilka sekund przekonałam dzielącą nas odległość. Gdy tylko pojawiłam się koło nich, usłyszałam końcówkę wypowiedzi Rudzielca. Poczułam jak na moją twarz wpływa rumieniec złości. Tleniona blondynka (nawet jeżeli było to kłamstwo, to bardzo budujące) odwróciła się do mnie w momencie, kiedy moja pięść już wystartowała.
Dziewczyna pisnęła i zatoczyła się do tyłu od mojego uderzenia. Maggie wrzasnęła, a Ryan wyglądał, jakby właśnie wygrał na loterii. Był tak z siebie zadowolony, że niemal pękł z tej swojej durnej radości. Blondynka nie była jednak pierwszą lepszą lafiryndą (bardzo mi przykro, chociaż może i nie, ale będę ją teraz tak nazywać).
Okazało się powiem, że nie jest aż taka bezbronna na jaką wygląda. Znikąd w jej dłoni pojawił się długi miecz, który był także szeroki. Przypominał mi gigantyczny tasak. Coś jak te wszystkie bronie w Anime. Aż dziwiło mnie, jak taka drobna osóbka, jak ona jest w stanie to unieść.
Nie miałam z tym najmniejszego problemu.
Walka na bronie się rozpoczęła, więc natychmiast sięgnęłam po swoją bransoletkę. Wcześniej nie całkiem unikając ciosu swojej przeciwniczki. To spowodowało, że rękaw mojej kurtki został rozdarty, a ja syknęłam z nagłego pieczenia, które poczułam.
Już po chwili w dłoni dzierżyłam bicz.
— Ryan zatrzymaj je! — Usłyszałam krzyk przerażonej Maggie.
— Maggie… one biją się o mnie i ja mam to przerywać? — spytał z niedowierzaniem w głosie Ryan. — Byłbym idiotą, gdybym to zrobił!
Maggie mruknęła coś pod nosem, co spowodowało śmiech Rudzielca. Dłużej się nimi nie interesowałam, bo moja przeciwniczka w tej chwili miała wymalowaną chęć mordu w oczach. Dopiero wówczas zorientowałam się, że są one również szarego koloru, co moje.
Ryan jest zboczeńcem-prześladowcą.

* * *

Maggie podała mi baton z ambrozji, gdy tylko do nich podeszłam po skończonej walce. Podziękowałam jej ruchem głowy, a następnie podeszłam do Ryana i walnęłam go w głowę. Zignorowałam jego żałosny jęk i psie oczy, którymi na mnie spoglądał. Dobrze wiedział, za co oberwał. Idiota. Choć niestety muszę przyznać, że jest słodkim idiotą... 
Podniosłam swój plecak i ruszyłam tylko sobie znanym kierunku. Żadne z nich nie odezwało się słowem. W ciszy szliśmy przed siebie, a przynajmniej byśmy to zrobili, gdyby powietrze przed nami nagle nie zafalowało i nie pojawiła się nikła tęcza, aby później pokazać rozwścieczonego Chejrona.
— Na gacie Zeusa! Gdzie wy jesteście?!
Ups… mieliśmy przechlapane.

* ~ * ~ *

Chłodny wiatr owiał jej twarz, gdy ona jednak zamiast przyglądać się przepięknej plaży na Ogygii spoglądała na fotografię w dłoni. Zdjęcie przedstawiało krzywiącą się z niesmaku brązowowłosą dziewczynę, która próbowała ignorować swojego towarzysza. Był nim rudowłosy chłopak, który spoglądał na nią z uwielbieniem. Melinda mimowolnie zachichotała. Jej córeczka miała chłopaka. Jakie to urocze!
Bursztynowe oczy kobiety jednak nagle wypełniły się cierpieniem. Serce zacisnęło jej się z tęsknoty za utraconym skarbem. Niestety musiała ratować swoja córkę. Nie chciała, aby pięcioletnia wówczas Jillian żyła w ciągłym strachu o własne życie. Pragnęła dla swojej córki szczęścia skazując tym samym siebie na samotność.
Wiatr ponownie zawiał od strony niespokojnego morza. Serce ścisnęło jej się z radości, gdy na horyzoncie zamigotał jakiś punkt. Niestety szybko minęła, gdy przekonała się, że to tylko ptak.
— Czekam na ciebie Jillian — wyszeptała zaciskając drobną dłoń na fotografii.
— Melindo?
Usłyszawszy swoje imię, kobieta odwróciła się w stronę stojącej nieopodal właścicielki wyspy. Na jej twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Migdałowe oczy dziewczyny uważnie się jej przyglądały, a następnie wydawały się o coś pytać. Melinda powoli przytaknęła głową.
— Obiecałam ci — Przypomniała jej i sobie.
— Jesteś pewna Melindo?
— A ty Kalipso?
Dziewczyna przytaknęła głową na pytanie-odpowiedź swojej rozmówczyni. Następnie odwróciła się. Jej biała suknia na ramiączka zafalowała lekko. Dodała ona ją na tę okazję właśnie od Melindy. 
Bez słowa obydwie ruszyły w stronę migocącego w oddali budynku. Gdzie za kilka chwil mieli pojawić się bogowie olimpijscy i zdecydować, czy zgadzają się na ich propozycję, czy nie. Tym razem Kalipso była w dobrej wierzy. Miały wiele argumentów działających na ich korzyść.
Tym razem musi się udać.
A ona będzie wolna i odnajdzie swoją miłość. 
Zaś Melinda będzie wreszcie bezpieczna.





--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Legendy:
*Tantō aikuchi - rodzaj sztyletu lub puginału japońskiego z jedno- lub obosiecznym ostrzem, o długości od 15 do 30 centymetrów. Głownia była przeznaczona przede wszystkim do pchnięć, lecz można nią było także z powodzeniem ciąć. 
** Z łac.: "Apate, jesteś błaznem, złodziejem i zwykłym oszustem"

********************************
Zacznę od tego, że jest w tym rozdziale wiele niewiadomych. I trochę chyba mi się nie udała...
Jenny nie jest ważną postacią. Była ona po prostu gościem w tym rozdziale.
W następnym rozdziale (najprawdopodobniej) dojdzie do wielkiego spotkania Jill z jej matką.
To sprawia, że powoli zbliżamy się ku zakończeniu opowiadania.
No i serdecznie zapraszam do nowej zakładki "Gabinet Chejrona".
Tam zaś pojawi się "Wywiad z Ryanem", więc naprawdę zapraszam :)
Bussis! :3
P.S. Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na rozdział!







16 komentarzy:

  1. Hejo kochana! :3
    Rozdział cuuudny! I jak mam Ci nie wybaczyć? Ty nawet nie wiesz jak się cieszę, że już wróciłaś! ^-^
    O jejku. Jak ja uwielbiam Maggie! Szkoda tylko, że nie zamieściłaś jakieś wtopy z jej udziałem ( lubię momenty, kiedy to nie daje sobie rady z magią ). Teraz jeszcze widzi aury... A o co chodziło z tym, że aura Ryana ( no nie wiem, jak to ubrać w słowa... ) utwierdziła ją w jakimś fakcie?
    O! Biły się o Rudzielca! *.* Haha! No ja na miejscu Ryana też byłabym w 7 niebie! Tylko biedna Jill nie pomyślała, że tą walką może utwierdzić Rudego w fakcie, że ma szanse xD A właśnie! Kiedy oni będą razem? Może kolejny niewinny buziak? :D :D :D
    O ja! Już w kolejnym rozdziale Jill spotka mamę?! I zbliżamy się już do końca opowiadania?! Ale... Mam nadzieję, że nie masz zamiaru kończyć z pisaniem, no nie? (:
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko i ślę całusy! :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka :)
      Ja też! Już się bałam, że mój kryzys potrwa dłużej xD
      W tym rozdziale Maggie, dobrze się trzymała. Te jej rodzinne strony...
      Ta aura? Hmm... Jak tu to wyjaśnić...
      Trzy razy już próbowałam... To, co zobaczyła w aurze wyjaśni się później. Niestety nie mogę w tej chwili Ci tego zdradzić.
      Niedługo. To właśnie spotkanie matki z Jill będzie tu tym "włącznikiem" aby nasza Złośnica w końcu przejrzała na oczy. Ufff! To mogłam wyjaśnić :D
      A skąd! Już mam utworzonego nowego bloga, który tylko czeka na skończenie tej historii. Miałam wielką radochę w robieniu całego szablonu od podstaw. Nawet sama nagłówek rysowałam! :D
      No i nie będzie to już fanfiction ^w^
      Dziękuje za cudownie bajeczny komentarz i słowa!
      Bussis! :3

      Usuń
  2. Już myślałam, że pierwsza skomentuję! Mówi się trudno i żyje się dalej! Rozdział cudowny! Rany, jak ja dawno nie komentowałam na Twoim blogu, za co strasznie przepraszam!
    A więc może zacznijmy od Haeven: przepiękne imię. Zawsze strasznie podobało mi się Haeven i Layken, myślę, że któreś z nich wykorzystam na kostce lodu. Ale wracając do Twojej bohaterki, czy Ty tu tworzysz dziewczynę dla Leona?! Przecież Gabone nene Cię zje! Dosłownie połknie żywcem. Ale czego się nie robi dla sztuki?
    A właśnie! Leo wyszedł Ci cudownie! Te jego teksty o "Łowcach Wampirów". Pękam że śmiechu! Perfekcyjnie oddałaś jego charakter.
    Jill zazdrosna? Bardzo podoba mi się ta wizja. Normalnie, jeszcze nie mogę uwierzyć w to, że ona coś do niego czuje. Rany, to taka abstrakcja! Ciekawe, w których rejonach według Ryana jego przyszła żona powinna przytyć? :D Chyba się domyślam.
    Jednak cały rozdział skradł moje serce ze względu na też wzruszające chwile. Moment poznania Maggie i Sama oraz myśli matki Jill, były poruszające. Naprawdę, za to chce Ci dziś najbardziej podziękować i pogratulować!
    Spisałaś się, Mika! Rozdział cudowny!
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też często mi to nie wychodzi :/
      Nie ma sprawy! W końcu, choćby jeden komentarz, coś w stylu "czytam" jest dla mnie budujący. Choć wyznam, że te dłuższe zawsze powodują u mnie szeroki uśmiech :D
      Haeven nie ja wymyśliłam. Tutaj Neri się spisała. No i nie jest ona dziewczyną dla Leo. To ma być nieszczęśliwe zauroczenie. Pewnie i tak Gabs mnie pewnie zjedzie.
      Ufff! Dzięki! Zawsze mam problem z kanonicznymi postaciami. Twoje słowa są budujące!
      Odnośnie "przytycia" Jillian, masz zapewne całkowitą rację :P Jill to taki pies ogrodnika. Sama nie weźmie, ale innej tez nie da :D
      Och, dziękuje! Ale to ja powinnam Tobie dziękować! W końcu dzięki tobie rozwinęłam swoje opisy. Choć jeszcze mi daleko do bycia w tym takim mistrzem jak Ty!
      Dziękuje! Naprawdę puck! Aż nie wiem, co powiedzieć!
      Bussis! :*

      Usuń
    2. Śmiechu warte! Dzięki mnie rozwinęłaś swoje opisy? Mika, co Ty gadasz? :D Ja Ci w niczym nie pomogłam, można powiedzieć, że sama doszłaś do tego, jak teraz piszesz.
      Bussis!

      Usuń
    3. Nie kłóć się ze mną! :P
      Mam Ci wypomnieć, co mi pisałaś, gdy pytałam się, jak wychodzą Ci takie cudowne opisy? To Ty mnie naprowadziłaś na właściwy trop :)
      Bussis! :3

      Usuń
  3. Kina się melduje! :D
    1. Flynn jest (czy raczej był), okropny! No po prostu... Jak tak można?! Biedna Maggie... Ale to, jak Samael ją uratował... *O* Prze kochane! <3
    2. Ale co tam się na tej scenie właściwie wydarzyło? xD I co tam robił Samael? :o
    3. Jest prze kochany pingwiiiinek! <3 Co Maggie zobaczyła w aurze Ryana? :O
    4. O co kłócili się bogowie w świątyni?
    5. Żeby Ryan przypadkiem nie zaczął być zazdrosny o Henryka! XD Te! Jenny! Nie pozwalaj sobie! Ryan! Lubię Cię, ale sobie grabisz! XD
    6. Jaki kochany pingwinek na gifie! *O* Nie ma to jak nauczyć pingwina kraść... I wyrabiać broń! :D Ryan jest zdecydowanie zboczeńcem-prześladowcą! xD
    7. Ryan zasłużył na walnięcie w głowę.
    8. Ojj bardzo wiele niewiadomych... :c
    9. Zakończeniu opowiadania!? ;(((

    Buziaki, uściski, duuużo weny, pozdrowienia itd! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miki zaś wita! :D
      1. Na początku nie wiedziałam o kogo chodzi... No cóż, ja tam spotkałam się w dzieciństwie z gnębieniem. Jednak sytuację Maggie dość mocno ubarwiłam. Poza tym Flynn teraz jest trupem, więc nie ma co się martwić ^w^
      2. Samael... Jego matka była hipiską-maturzystką i pozwalała synowi na wszystko. Toteż, gdy przejeżdżali koło Meksyku (gdzie mieszkała Maggie) Sammy uciekł. W ten sposób idąc ulicą zobaczył uciekającą dziewczynę... Co się stało?
      Sammy jest synem boga Śmierci - Tanatosa. Toteż jego umiejętność jest przede wszystkim: zabijanie.
      3. To, co zobaczyła jest tajemnicą, która jakoś pod koniec się wyjaśni. Pingwinek też mi się spodobał! :D
      4. Są to bogowie, którzy wydostali się z puszki. Ci źli i niedobrzy. Kłócili się, bo są źli i zostali zbyt szybko zdemaskowani. A tym bardziej, że nie zdobyli jeszcze puszki i klucza, a herosi już wyruszyli. Ogólnie siebie nawzajem o wszystko obwiniali.
      Hysmina jest bogini bitwy i wojny, w której zakochał się Ares i wyznawał jej miłość. Jednak według mitologi nie odwzajemniała ona jego miłości. Na potrzeby swojego opowiadanie nieco to przekręciłam :3
      Pseudologos (jak pewnie się domyślasz) na początku kłamał i przeinaczał fakty, ale później powiedział prawdę i jego słowa brzmiały już normalnie.
      5. Nie bój nic! Ryan jest za sprytny! :D
      6. Zgadzam się z Tobą w stu procentach ze wszystkim! Ja zaś zastanawiam się, czy jego fascynacja Jill jest taka, jak moja wilkołakami?
      7. Dlatego oberwał! :D
      8. Wiem, wiem... Niedługo dodam Kalipso do zakładek z bohaterami i mam nadzieje, że to Ci pomoże w zrozumieniu kim jest. No i oczywiście Gabsone nene twierdzi, że nią jest.
      9. Tak, powoli... Jedak nie martw się! Już planuje rozpocząć kolejne opowiadanie, a dokładnie moją własną serię, która nie będzie fanfictionem ^w^

      Rozpisałam się strasznie, ale mam nadzieje, że odpowiedziałam na gnębiące Cię pytania. Dziękuje za cudowny komentarz i życzenia! Również pozdrawiam i bussis!

      Usuń
    2. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi! <3 Zdecydowanie pomogły! :D
      A czy Ty śnisz o wilkołakach, mówisz o nich bez przerwy, piszesz o nich, malujesz je i wyobrażasz sobie dziwne sceny z nimi? Jeśli tak, to znaczy, że zachowujesz się tak jak Ryan wobec Jill! :D
      O Kalipso wiem to, co właśnie od Gabsone i z jej "Run again", czytam właśnie Percy'ego Jacksona, ale jestem przy Klątwie Tytana i Kalipso na razie nie poznałam. ;) No chyba, że przyjmując, iż Gabi jest Kalipso. W takim wypadku poznałam. :D
      W takim razie jestem niesamowicie ciekawa o czym będzie ta historia! Mam nadzieję, ze nie zabraknie fantastyki i Twojego wspaniałego humoru? :D

      Buziaki! ;*

      Usuń
    3. Nie ma za co! Zawsze służę pomocą :)
      Wstyd mi się przyznać, ale Rudzielec ma rację. Jesteśmy do siebie (niestety) podobni. Co za tym idzie, że jestem tak samo psychopatyczną-prześladowczynią wilkołaków jak Ryan w stosunku do Jillian.
      Ale ja nie mówię o nich bez przerwy! (Tylko szkicuje, pisze, marze, śnię i ustawiam zdjęcia na tapetach moich urządzeń elektrycznych) Tylko raz poprosiłam moją mamę, aby po swojej śmierci poszukała mi wilkołaka. Przecież z dnień na dzień nie robi się młodsza! Wzięła i się na mnie za to obraziła...

      Zakładkę zaktualizowałam już o postać Kalipso :)
      Fantastyka? Tam będą wilkołaki! :D
      Opowiadanie ruszy dopiero po zakończeniu tego bloga, ale jeżeli chcesz, to zapraszam:
      http://wymiar-amnestia.blogspot.com/

      Właśnie! Dzięki za przypomnienie! Też muszę w końcu wejść na jej opowiadanie, a na pewno to zrobię dzisiaj, jak wrócę ze szkoły.

      Bussis! :3

      Usuń
  4. Bum skarbie!!!
    Rozdział przeczytałam przedwczoraj na telefonie, ale moja kuzynka okupywała laptopa i dopiero teraz udało mi się wepchnąc w kolejkę. więc komentuję zaległe rozdziały, które przeczytałam odkąd mnie wysiudali :P
    OoOoOoOoOoOo Jest i moja ulubienica Meggie well Meggara :) i do tego jeszcze Heniutek, no czego można chciec więcej :P
    Z Dudaska jest niezły lovelas wykorzystał zapędy Jenny żeby wzbudzic w Złośnicy zazdrośc, a to spryciula i co wazniejsze, że mu się to udało. To jak Jill zaatakowała Jenny było przezabawne, choc ich walka nie była wcale na żarty :*
    Spotkanie Jill i jej matki, matko boska chyba już powinnam zacząc brac jakis nervomix albo persen ???
    http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
    buuuuuuziuuuuuuuniaaaaaaa :8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! :D
      Mam tylko nadzieje, że ta Twoja kuzynka nie popsuje Ci laptopa!
      Cieszę się, że jesteś zadowolona ^w^
      Ryan choć raz został przyłapany na gorącym uczynku! Szczerze to pomyślałam, że wszyscy na niego naskoczą, że co on w ogóle gada do Jenny... ale widzę, że nie doceniłam waszej spostrzegawczości (za to pokornie przepraszam), bo od razu łobuza przejrzałyście!
      Tak, biedna Jill dała się wrobić. A później, gdy się zorientowała było już za późno. Rekompensatą była dobra walka i możliwość uderzenia Ryana bez złoszczenia czytelników.
      Panuje ich spotkanie, choć nie wiem, czy mi wyjdzie.
      Dziękuje za wspaniały komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń
  5. Zacząłem nadrabiać. Wrzuciłem na tel i słucham lektora na słuchawkach. Póki co jestem przy scenie miłosnej, gdzie wcześniej zamiast "wkurzenie na maksa" było "wkurzenie na maska".
    Póki co twoje opowiadanie przedstawia świat tak bardzo nierzeczywisty, że trudno mi się w nim odnaleźć. Bohaterowie i przedstawiane sytuacje są tak dziwaczne, że niekiedy nie potrafię sobie nawet ich wyobrazić, ale po kilku rozdziałach da się z tym pogodzić i do tego nawyknąć. Póki co lubię tchórzliwą Maggie, fajna z niej taka płochidupa, Jillian mnie wkurza, a o Ryanie, który ma jedno oko takie, a drugie inne nie mam zdania, bo jeszcze sobie go nie wyrobiłem, skoncentrowałem się po prostu na dziewczynach.
    Resztę nadrobię pewnie w poniedziałek, choć może już w jutro. Wtedy więc dam znać ;-)
    Pozdrawiam - napisałem byś tylko wiedziała, że jestem i czytam, bądź, że lektor mi czyta, ale nadrabiam.
    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spytam się tak z ciekawości, skąd wziąłeś tego lektora?
      Bo to naprawdę ciekawy sposób! :D
      Ostatnio nawet mi trudno sobie niektóre z nich wyobrazić. >.<
      To mogę akurat zrozumieć. Fakt, że zainteresowały Cię dziewczyny :D Jakby nie patrzeć resztę moich czytelników-dziewczyn najbardziej interesuje Ryan ^w^
      Teraz to już naprawdę nie musisz męczyć się z nadrabianiem.
      Naprawdę mi miło :)
      Dziękuje za cudowny komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń
  6. Jestem, nie wiem jak długo mnie nie było. W każdym razie chyba nie tylko ja robiłam sobie przerwę, bo zdążyłaś dodać tylko jeden rozdział.
    Odświeżyłam sobie pamięć i dokładnie wiem, co wydarzyło się wcześniej. Dobrze, że to zrobiłam bo zupełnie zapomniałam jak wielki chaos potrafisz wprowadzić do opowiadania. Tak było i tym razem, a przez to myślałam, że już kompletnie się pogubiłam z tym wszystkim. Części tego rozdziału (nawet jeśli należały do Jill Maggie albo Ryana) wydawały się zupełnie niespójne i oderwane od reszty. Szkoda też, że te właśnie części były takie krótkie :/ No w każdym razie...
    Początkowe sceny (w ogólnie nie wiem, dlaczego dodajesz tekst poza rozdziałem i nie wplatasz tego w jakiś sposób do całej treści. Moim zdaniem Maggie mogłaby sobie to przypomnieć na przykład chwilę przed momentem kiedy dostrzega tajemnicze aury Jill i Ryana. W końcu to był jej fragment, mogła myśleć właściwie o wszystkim.) były przerysowane. Gnębienie wśród nastolatków - pójdźmy dalej - dzieci jest dość powszechne niemniej nie sądzę by odbywało się to z taką brutalnością. Flynn przypomina mi raczej sadystycznego kata, niż chłopaka nie więcej niż w wieku nastoletnim. Mamy tu jednak świat magii więc powiedzmy, że zdarzają się i tacy szaleńcy. :)
    Doskonale widzę Samaela w roli wybawcy. Nic dziwnego, że Maggie zakochała się w swoim wybawcy. To jakaś tendencja, mam wrażenie, że powstała na bazie księżniczek ratowanych z wieży.
    Być może coś mi umknęło, może czegoś nie pamiętam, ale zupełnie nie wiem z czym mam zjeść wątek łowców wampirów. Wiem, że Luna Leo i inni bohaterowie tego fragmentu juz się pojawiali, ale nie wiem co ma to z czym wspólnego. Ratuujjj! :D
    W ogóle to się zastanawiam jakim cudem dzieci Nyks w ogóle ze sobą się dogadują. Każde z nich jest personifikacją jakiejś negatywnej cechy charakteru bądź zachowania. Nie wyobrażam sobie, że dochodzą do porozumienia. Tak też przejawia się to, jeśli spojrzeć na ich kłótnie. I oni chcą pokonac naszych wszechmocnych, nadętych i napuszonych bogów? Starożytni mają wady, ale taka ekipa to musi wziąć się najpierw w garść.
    Dlaczego Ryan rzyga? Tego nie pojmę. Mógłby chociaż wspomnieć, że ma problemy z jazda autobusem albo skórka przylepiła mu się do brzuszka. Powinniśmy poznawać pewne szczegóły nawet jeśli wydają się nam one zupełnie nieistotne. Przez to opowiadane sprawia wrażenie niekompletnego.
    Jenny? A co to za jedna? I skąd? I po co? Nie mam pojęcia czemu służył ten wątek. No chyba, że miało to na celu udowodnienie, że Jill jednak kocha Ryana, bo ciągle jest zazdrosna. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek przywyknę do tego, że jest taka impulsywna. Jak coś to od razu przechodzi do mordobicia.
    Za każdym razem gdy pojawia się Melinda jest mi jej naprawdę żal. Mam nadzieję, że spotkanie z bogami przyniesie jakiś owocny efekt.
    To chyba tyle ode mnie. Życzę dużo weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie Ty jedna gdzieś się zagubiłaś :D
      Tą niecodzienną cechę (chaosu) ma również Maggie. Mam jednak nadzieje, że uda mi się ją zwalczyć w przyszłości. Sama do końca nie wiem, było to zrobione spontanicznie. Na początku chciałam dodać to do opowiadania. Tutaj masz całkowitą rację z tym dodatkiem, bo nieco go przekoloryzowałam.
      Łowców Wampirów tam nie było, to był tylko żartobliwy komentarz Leo. W książkach Ricka Riordana również pojawiają się wampiry (o ile dobrze pamiętam).
      Odnośnie dzieci, kierują się oni zasadą "Nieprzyjaciel mojego wroga jest moim sprzymierzeńcem" - wiem, że to brzmi trochę inaczej, lecz...
      Cóż mam zamiar (gdy zacznę pisać od nowa) lepiej to wszystko wyjaśnić.
      Zdecydowanie grupa dzieci (i nie tylko) Nyks powinna się wziąć w garść. My to wiemy, Oni to wiedzą i inni... Tylko chcieć, a potrafić to dwie różne sprawy :D
      O bogowie! Naprawdę tego nie wyjaśniłam? O.O
      Tutaj mnie całkowicie masz, bo byłam pewna, że to wyjaśniłam!
      Jenny już nigdy się nie pojawi. Obiecuje już nigdy nie pisać nic spontanicznie! Bo wychodzą z tego dziwactwa... No i pojawiła się ona właśnie w tym celu, jaki podałaś.
      Opisywanie Melindy chyba najlepiej mi wychodzi... :D
      Dziękuje za wspomnienie o błędach, które robię (mam nadzieje, że zawsze mi je wypomnisz), za cudowne słowa i życzenia, jak również za fantastyczny komentarz! ^w^
      Bussis! :3

      Usuń