KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział V

Zanim przejdę do rozdziału, chciałabym ponownie podziękować swojej becie :)



Rozdział V

"(…)jeżeli zaraz nie wyniesiesz się wraz ze swoim ptasim zadem, sama chętnie cię wykopię(…)

 

Pojedyncze płatki śniegu spadały z nieba, migocząc milionem przeróżnych barw i choć czarnowłosa była tym widokiem zachwycona, a w jej niebieskich oczach malował się zachwyt, odwróciła głowę gwałtownie w stronę nagłego hałasu. Zmrużyła podejrzliwie oczy, rozglądając się wokół i przygotowując swój łuk do wystrzału.
Wzrokiem prześledziła skąpany w śniegu las. Jedyną oznaką obecności dzikich zwierząt były dziwne szelesty w krzakach, dźwięk kruszenia śniegu i kilka zwierzęcych odcisków łap – oczywiście tylko tych, które nie zapadły jeszcze w zimowy sen albo nie zamierzały tego czynić.
Po chwili, gdy jedynym dźwiękiem w okolicy był nagły ryk niedźwiedzia polarnego, a którym łowczyni się w ogóle nie przejęła, opuściła swój łuk, a na jej ustach pojawił się cyniczny uśmiech rozbawienia. Potrząsnęła głową, aby pozbyć się kilku płatków śniegu, które to zdążyły osadzić się na jej krótkich czarnych włosach, a następnie zerknęła w niebo i skrzywiła się.
Wyprostowała się, otwierając usta, aby przywołać resztę łowczyń, gdyż wschód słońca już dawno przeminął, a one miały na rozkaz Artemidy polować jedynie w świetle księżyca. Miała zamiar wrócić do ich obozu i nieco się zdrzemnąć, ponieważ była wykończona ostatnimi łowami.
Niestety Thalia nie zdążyła nawet wydobyć pojedynczego dźwięku, gdy nagle odwróciła się na pięcie i z niesamowitą szybkością ponownie napięła łuk w stronę przybysza. Był to mężczyzna ubrany na czarno z za dużym kapturem, który zasłaniał całą jego twarz w niecnej ciemności. W tej chwili w oczach łowczyni błysnęło zrozumienie.
— Co tu robisz? — spytała, nie spuszczając z oka przybysza. — Artemida nie życzyła sobie spotkania z tobą — powiedziała z szyderstwem i pogardą w głosie.
Mężczyzna nie poruszył się ani nie opowiedział, jedynie po krótkiej chwili podniósł powoli swoje dłonie do kaptura, na co łowczyni zareagowała, odruchowo wypuszczając strzałę ze świstem, a która precyzyjnie wbiła się w pierś nieznajomego. Jęknął on, ale dalej ściągał swój kaptur w powolny i majestatyczny sposób, od którego Thalia dostała dreszczy.
Wystrzeliła jeszcze kilka strzał, coraz bardziej przerażona zachowaniem mężczyzny, a gdy czarny kaptur opadł, ona właśnie odwróciła się na pięcie, aby uciec, ale w tej samej chwili stanęła wprost przed mężczyzną, z jej gardła wydobył się wrzask przerażenia, gdy jego czarne oczy pochłonęły ją całkowicie w swej mrocznej otchłani pełnej największy jej lęków.
*          ~          *          ~          *
Ciemność otoczyła mnie swoimi ramionami, choć możliwe, że były to jednak ramiona znajomego mi rudzielca, a za co dostał łokciem w brzuch. Usłyszałam jego stęknięcie, żałując jednocześnie, że nie mogłabym pozbyć się otaczającej mnie ciemności. Ona zawsze mnie przerażała i choć to ja jestem zawsze tą odważną w naszej grupie, nie mogłam ukryć ściśnięcia w żołądku i dziwny dreszcz przechodzący mi wzdłuż kręgosłupa.
Zapach detergentów sprawił, że mój nos lekko zdrętwiał, a ciemność i ciasnota wcale nie pomagały. Ryan znów próbował zrobić coś dziwnego z dłońmi (co dotyczyło mojego ciała i przestrzeni osobistej), więc starałam się od niego odsunąć jak najdalej.
Efektem było to, że trafiłam plecami na jakąś półkę, powodując, że metalowy tajemniczy pojemnik zagrzechotał spadając z niej. Wstrzymałam z przerażenia oddech i czekałam na dalszy przebieg sytuacji. Starałam się wypatrzeć moich towarzyszy i nagle spojrzałam wprost w jarzące się w ciemności niebieskie oczy, dokładniej w dwa różne odcienie niebieskiego. Granatowa tęczówka dziwnie lśniła, jakby w środku niej uwięzione było milion gwiazd. Natomiast błękitna  świeciła niczym księżyc w nocy – jak wiadomo, świecił on, gdyż promienie słoneczne na niego padały…
Sama dziwiłam się swoim myślą, starając się jednocześnie wydostać jakoś z tej sytuacji. Zerknęłam na Maggie, której jedynym śladem, że również była uwięziona w schowku woźnego - owszem w miejscu, gdzie młodzież chowa się, aby w sekrecie obmacywać się i wyznawać swoją miłość, a co niewątpliwie chciał zrobić Ryan, tylko, ze wpadł na nie tą dziewczynę, co trzeba (na co dowodem był ciężki oddech po tym jak kilkakrotnie oberwał łokciem w brzuch) - była moja żółto-czarna torba, której breloczek w kształcie koniczyny świecił w ciemności.
— Wszystko w porządku? — szepnęła Maggie.
Drgnęłam z przestrachu, gdyż jej głos brzmiał w tej ciemnej ciszy niczym wrzask niemowlaka roznoszący się echem. Objęłam się ramionami i odruchowo przytaknęłam, równocześnie zdając sobie sprawę, że oni mnie nie widzą. Jakoś nie chciałam się odzywać, aby nie zdradzić drżenia w moim głosie.
— Jasne — odpowiedziałam jednak krótko.
W duchu jednocześnie odetchnęłam, że mój głos pomimo strachu przed ciemnością brzmiał nader spokojnie i opanowanie. Jednocześnie doskonale zdawałam sobie sprawę, że mój strach jest irracjonalny – jednak po ostatnich wydarzeniach nie dziwiłabym się gdyby nagle znikąd wyskoczył wampir i zaczął tańczyć hula wraz z mutowanym niebieskim kosmitą.
Potrząsnęłam głową dziwiąc się swojemu dziwnemu poczuciu humoru, a jednocześnie dostałam kolejne potwierdzenie, że jednak jakieś mam – w chwilach całkowitego strachu, ale jednak jest.
— Maggie… co właściwie zmalowałaś? — spytał nagle Ryan, a ja spojrzałam w jego kierunku. — Po prostu jestem ciekawy, czemu wszyscy tulimy się do siebie w schowku woźnego — wyjaśnił i posłał mi smutne spojrzenie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, gdyż przeczuwałam już wcześniej, że on z jakiegoś powodu widzi w ciemności, a w końcu nigdy nie chciałam komukolwiek zdradzać, jak całkowita ciemność na mnie działa – czytaj: drżę jak osika.
Równie szybko przypomniałam sobie jednak moment wbiegnięcia do mojego pokoju przez przerażoną Maggie, która, mówiąc coś o tym, że przez pomyłkę, zamiast zmylić dyrektorkę zmieniła jej płeć i chyba niechcący użyła zaklęcia, które kiedyś pochwalił się jej jeden z synów Erosa – kompletnie nie miałam pojęcia, co wspólnego z tym wszystkim miał bobas z pieluchą i łukiem wraz ze strzałą z serduszkiem.
Doszliśmy jednak do tego – a naprawdę zrozumienie monologu Maggie było wyczynem na skale światową, gdyż jej tłumaczenia i opowiadanie historii jest tak samo trudne do zrozumienia jak pokonanie labiryntu w ciemnościach – że zmieniła moją wredną dyrektorkę w mężczyznę, który nagle zakochał się w moim ulubionym nauczycielu angielskiego, dokładniej mówiąc w panu Formanie.
— To było niechcący — zawołała żałośnie. — Chciałam zrobić iluzję, gdy mnie złapała i tak jakoś wyszło, że pomyliłam kilka słów po łacinie — wyjaśniła.
Byłam pewna, że zrobiła przy tym minę zbitego psa. Nie mogłam powstrzymać cisnącego się na moje usta uśmiechu, gdyż to wszystko należało się tej wrednej babie, a jednocześnie było mi szkoda jedynego nauczyciela, który nigdy się na mnie nie mścił i tolerował moje wybryki z przymrużeniem oczu, a nieraz nawet doradzał jak wywinąć się od kary.
Zaskakujące było dla mnie, że czarnowłosa zna łacinę, ale powinnam przyzwyczaić się już, że przy tej dwójce wszystko co niemożliwe staje się możliwe.
Wzdychając ciężko, przykucnęłam przy drzwiach, ocierając się przy tym o kogoś, ale wolałam nawet nie myśleć, że tym kimś może być polujący na mnie Ryan, co niewątpliwie potwierdził, pytając się, czy mógłby użyć zaklęcia bożka miłości na mnie.
Zabawne.
On tak nie uważał, gdy wyraziłam swoją opinię o tym jego szalonym planie – efekt był taki, że prawdopodobnie został impotentem.
Nagła jasność oślepiła mnie, gdy przymykając jedno oko wyglądałam na jasny hol przez dziurę na klucz, zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić źrenice do nagłej jasności i już po chwili mogłam z ulgą stwierdzić, że białe kafelki odbijające jasne rażące w oczy białe światło był nieskażony przez jakąkolwiek osobę.
— Wydaje się pusty — stwierdziłam z wątpliwościami.
Maggie jednak miała inny pomysł, podobnie jak Ryan, gdyż obydwoje nagle próbowali dorwać się do drzwi, a efekt był taki, że pod naborem naszego ciężaru stare i jedyne w tym holu jasno-drewniane drzwi nie wytrzymały i zamek puścił, sprawiając, że przez chwilę zakleszczyliśmy się w ich ramie, a następnie z hukiem upadliśmy na kafelki – a dokładniej to ja zostałam najbardziej poobijana.
Ciężar z moich pleców w miarę szybko zniknął, a ja równie szybko stanęłam na równe nogi rozglądając się z zaniepokojeniem po holu i starając się wymyślić jakiś genialny pomysł. Niestety w mojej głowie panowała całkowita pustka, ale na brak pomysłów nie cierpiała czarnowłosa wiedźma, która krzycząc coś o locie zaczęła szeptać w nieznanym mi języku słowa – najpewniej była to jakaś rymowanka po łacinie.
Na nic zdały się nasze wrzaski, groźby i śmiech (ten ostatni tylko Ryan wydobył z siebie), gdyż już po chwili coś wokół nas zaczęło wirować, a ja szybko chwyciłam swoją torbę, mając nadzieje, że jednak obroni mnie ona przed czarami Maggie. Ponieważ każdy zdrowy człowiek by się tego obawiał, a co jest jednocześnie dowodem, że podekscytowany Ryan nie jest człowiekiem.
— Jeżeli przeżyje, zabije cię — warknęłam ponownie.
Maggie oczywiście pod naborem mojego morderczego wzroku zająknęła się i najprawdopodobniej pomyliła kilka słów, gdyż nagle wystrzeliłam jak z torpedy w górę, cieszyłam się jednak, że z mojego tyłka nie lecą jakieś fajerwerki.
Jak wspominałam, niezidentyfikowana siła z całej siły wyrzuciła mnie w powietrze (naprawdę cieszyłam się, że ten budynek ma tylko dwa piętra) i przelatując przez dach – jak nic zarobiłam kilka nowych siniaków i zadrapań, nie wspominając o draskach i resztach dachówki we włosach – a następnie wylatując w sam środek zbierającej się chmury burzowej (naprawdę nikomu nie życzę nagłego wyładowania ładunku na swojej skórze) poszybowałam dalej niczym wystrzelona z procy.
Wiatr targał moimi naelektryzowanymi włosami, które wręcz stały mi na głowie niczym Szopenowi po skończonym koncercie, a krople deszczu, które zaczęły spadać niczym maleńkie okruchy szkła raniły moją skórę twarzy i ramion. Zacisnęłam mocniej ramiona wokół swojej torby mając nadzieje, że zadziała ona, jako poduszka powietrzna – dla ochrony moich kończyn. Miałam również nadzieję, że książki wewnątrz niej nie zostały zniszczone, równie szybko jednak zamknęłam usta, gdy jakaś mucha czy inny niezidentyfikowany owad dostał się do nich, a oczy przymknęłam bojąc się, że ostre krople i silny wiatr sprawi, że oślepnę do końca życia.
Moja podróż trwała w miarę szybko i kiedy odważyłam się w końcu otworzyć oczy, zdając sobie sprawę, że nieco zwolniłam zobaczyłam znajomy pomnik Atlasa w środkowym Manhattanie, a gdy z całej siły uderzyłam w metal sprawiłam, że moja torba dość nieudolnie ochroniła moje żebra, które najprawdopodobniej nieco uszkodzone, ale również wgniotłam nieco te metalowe pręty – czy cokolwiek to jest – oraz rozbujałam wielką kule, która miała coś tam prezentować, a co niby dźwigał ten cały Atlas.
Sapnęłam z bólu i zacisnęłam dłonie, nieco je raniąc na ostrym zakończeni metalu. Odetchnęłam kilka razy urywanym oddechem tak, aby płuca jak najmniej obijały się o bolące żebra, a następnie powoli jak i jęcząc z bólu zaczęłam schodzić z pomnika.
Nie dało się nie słyszeć kilu wrednych komentarzy przechodniów pod moim adresem, ale zbyłam je tak samo jak wszystkie wredne teksty, jakich się nasłuchałam w dzieciństwie. Dzieci z ADHD i dysleksją nigdy nie mają łatwego życia wśród rówieśników i albo stajesz się ofiarą, albo dręczycielem.
Dotykając stopami stabilnego już podłoża przerzuciłam pasek swojej torby przez ramię i rozejrzałam się ostrożnie wokoło, szukając jednocześnie swoich towarzyszy, ale już po chwili zorientowałam się, że zostaliśmy rozdzieleni albo Maggie zaczarowała w ten niewygodny sposób tylko mnie.
Skrzywiłam się lekko i delikatnie otrzepałam swoje czarne włosy z resztek dachówek i drewna, które rozwaliłam przelatując przez dach szkoły, a czego nie żałowałabym, gdyby nie było aż tak bolesne. Gdy miałam właśnie wykonać krok w stronę centrum nagła siła wokół mnie znów zafalowała, ale tym razem nie było to za sprawą Maggie i jej czary-mary.
Delikatnie i powoli zaczęłam unosić się w powietrze, nikt chyba nigdy nie dowie się, jakie przerażające jest wisieć w powietrzu i nie być asekurowany przez żadne pasy. Jednocześnie starałam się znaleźć jakieś niewidzialne podłoże, aby mieć, choć nadzieje na stabilny grunt. Niestety machając rękami i nogami wyglądałam jak niejedna osoba uciekająca ze szpitala psychiatrycznego.
Zamknęłam oczy i znieruchomiałam mając nadzieje, że dzięki temu się po prostu zatrzymam, a ku mojemu zdziwieniu udało mi się, niestety, gdy otworzyłam oczy okazało się, że byłam kilka centymetrów nad pomnikiem Atlasa, a co spowodowało, że ponownie na niego spadłam i jeszcze gorzej poraniłam swoje żebra. Przeklęłam pod nosem jak zwykle i znów starałam się zejść z pomnika, a efekt był przewidywalny, gdyż jeszcze kilka razy polewitowałam, aby ponownie upaść na pomnik, a co zaczęło mnie wnerwiać.
Gdy udało mi się w końcu zejść, wskazałam swoim palcem na pomnik, mrużąc ze złości oczy jakby był on żywą i rozumną osobą, a następnie z grobowym i złowieszczym tonem oznajmiłam:
— My się jeszcze policzymy.
Jakby w moich słowach ukryta była jakaś moc, pomnik został poderwany z ziemi i odrzucony kilka metrów dalej, a ja ze wskazującym palcem stałam tak oniemiała i wgapiałam się w przerażony tłum, który zaczął zbierać się przy pomniku, który przygniótł jakąś kobietę, a która wrzeszcząc z wściekłości, nagle poszybowała w górę odsuwając od siebie pomnik jakby był z kartonu.
Stałam sobie tak z podniesionym palcem i gapiłam się jak to kobieta nagle przemienia się w jakąś bliżej nieokreśloną formę, a która przypominała mi ptaka. Choć była kilka metrów nade mną i ode mnie, widziałam doskonale jej małe wyłupiaste czarne oczy, orli nos i cienkie usta wykrzywione w prawdziwej furii. Jej zniekształcone ramiona były nieco zbyt długie i upierzone były w dziwny odcień czarno-zielonych piór. Natomiast jej dłonie, a dokładniej palce, przypominały mi szpony niejednego drapieżnego ptaka.
Po prostu przypominała moją babcię.
Przeklęłam tak, że niejeden z tych potworów na pewno zaczerwieniłby się ze wstydu i ruszyłam pędem przed siebie, a mój ból w żebrach i krwawiące rany były mi w tej chwili tak obojętne jak krople wody spadające z nieba,  które naprawdę musiały drażnić kobietę-ptak. A może wkurzyła ją tak moja nagła ucieczka przed nią...?
Nikomu naprawdę nie radziłam uciekać przez tłumy ludzi, podczas gdy potwór, który cię goni przemierza z łatwością przestrzeń powietrzną. W tej chwili żałowałam, że i ja nie umiem latać, do czasu aż przypomniałam sobie swoją lewitację. Wiedziałam, że uciekając na pieszo miałam większe szanse na nią, niż jeżeli miałabym balansować nieruchomo w powietrzu, ale pewne jak nic było, że gdy biegłam chodnikiem pełnym śpieszących się i chamskich ludzi, mitologiczny potwór szybciej mnie dorwie w swoje szponiaste dłonie.
Nie czekając dłużej podskoczyłam machając ramionami, a co na niewiele się zdało. Przypomniał mi się moment w moim dzieciństwie, gdy potrafiłam wznieś się w powietrze i fruwać pod sufitem, a co niedługo później wzięłam za objaw swojej wybujałej wyobraźni. To było jak olśnienie, w nagłej chwili napływu wspomnień wiedziałam po prostu, co muszę zrobić.
W swojej wyobraźni poczułam, jak staję się lekka i daje nieść się wiatrom przed siebie. Nagły podmuch powietrza odgonił szponiastą kobietę i sprawił, że niczym latawiec poszybowałam w górę i tym razem nie byłam tak przerażona jak na początku, a nawet uśmiechnęłam się lekko i poszybowałam przed siebie.
Odetchnęłam z ulgą, gdy ponownie stopami dotknęłam stałego podłoża, a następnie rozejrzałam się po małym parku, który był zadziwiająco i nieco złowieszczo pusty. Jednak jakoś nigdy nie przerażały mnie takie atmosfery, a jedynie ruszyłam w stronę najbliższej wolnej ławki i siadając na niej przymknęłam oczy zastanawiając się, co teraz mam zrobić?
Skrzywiłam się, gdy znów poczułam powracający do mnie ból żeber, a chwilę później otworzyłam oczy słysząc śmiech. Siedząc nieruchomo wgapiałam się kobietę, której miałam nadzieje, że uciekłam.
— Wnuczka Vivienne jak widać — oznajmiła.
— Ptasia brzydota jak widać — odparłam.
Kobieta wykrzywiła usta w złości, ale szybko się opanowała i mrużąc swoje czarne. wyłupiaste oczy. uśmiechnęła się nieco złowieszczo, co mnie zaskoczyło, ale nie dałam tego po sobie poznać.
— Jestem zaskoczona, widząc, że Melinda jednak dała się uwieść temu kretynowi — oznajmiła chłodno.
— Uważaj ptasi móżdżku, o kim mówisz — oznajmiłam podnosząc się na równe nogi.
Mimo że kobieta była wyższa ode mnie przynajmniej o głowę, nie zamierzałam siedzieć spokojnie na ławeczce, jęcząc z bólu i tak po prostu dać się zabić. Zbyt dużo w ostatnim czasie przeżyłam, aby tak po prostu się poddać. Z drugiej strony nie byłabym sobą, gdybym nie pokazała tej ptasiej brzydocie gdzie raki zimują.
— Byłabyś wspaniałą harpią — stwierdziła z namysłem. — Szkoda, że twoja matka zadała się z tym… kretynem — oznajmiła uśmiechając się przebiegle. — Masz w sobie więcej krwi potwora, niż twoja własna babka — wyjaśniła widząc jak mrużę oczy. — Czy nigdy nie zastanawiałaś się, czemu jesteś taka agresywna? Czemu "nie dawać sobie w kaszę dmuchać"? — Spytała powodując lekki mętlik w mojej głowie. — My, harpię. od najmłodszych lat musimy walczyć w hierarchii, każdy musi znać swoje miejsce, a najsłabsze okazy zazwyczaj umierają, w twoim DNA zawsze będzie to obecne: zabij albo umieraj — mówiąc to odsunęła się ode mnie o krok. — W końcu każda harpia jest dręczycielem albo sama ginie.
Przełknęłam ciężko ślinę mając nadzieje, że moja mimika twarzy nie pokazuje jak wiele jej słowa dla mnie znaczą, jak wielki chaos w mojej głowie spowodowały. Sama już nie wiedziałam, kim jestem? Jeszcze kilka dni temu byłam doskonale pewna, że jestem tylko jedną z nastolatek, w których buzują hormony i która uwielbia wszystkim pokazywać, że z nią się nie zadziera, a teraz?
Obawiałam się tego, że mogłabym stać się psychopatycznym mordercą.
— Czy wspominałam, że harpie, jak każde mitologiczne potwory, polują i zabijają herosów?
Serce zabiło mi mocniej, a przed swoimi oczami zobaczyłam rozszarpane gardła swoich przyjaciół – nie miałam dłużej, co się oszukiwać, że właśnie tak traktowałam Maggie i Ryana. W swojej wybujałej wyobraźni zobaczyłam siebie z iście szatańskim uśmiechem na twarzy, wyglądając jakby mnie to bawiło, a ich krew brudziła moje dłonie przemienione w podobne szpony, co kobiety.
— Tylko tyle masz do powiedzenia? — Spytałam chłodno powodując, że uśmiech kobiety zamarł. — Więc teraz mnie posłuchaj, skowroneczku — oznajmiłam chłodno. — Mam gdzieś, kim i czym byli moi rodzice, ja nazywam się Jillian i jestem jaka jestem — wyjaśniłam, kręcąc głową. — Nie jestem ani taką kreaturą jak ty, ani taka jak moi przyjaciele, jestem inna, a co oznacza wyjątkowa i jeżeli zaraz nie wyniesiesz się wraz ze swoim ptasim zadem, sama chętnie cię wykopię — zagroziłam.
Kobieta zaniemówiła, ale posłusznie odwróciła się i wbijając w powietrze, zniknęła już po chwili z pola widzenia otoczona przez burzowe chmury. Dopiero teraz zorientowałam się, że przestało padać, ale ja nadal byłam mokra, a słowa kobiety niczym szarańcza brzęczały mi w uszach.
Spuściłam głowę i spojrzałam na swoje czarne trampki, przyglądając się białej pobrudzonej i podniszczonej sznurówce, która przeżywał na pewno nie mniej niż moje ubrania w równie kiepskim stanie ponownie podniosłam głowę w górę patrząc w niebo.
— Kim jestem? — Szepnęłam.
Naprawdę chciałam znać odpowiedź na to pytanie, ale przede wszystkim chciałabym mieć pewność, że nie jestem i nigdy nie będę takim potworem jak ta kobieta. Pragnęłam zapewnienia, że moja babka była inna od swojego rodzaju, że była dobra i kochająca, że moja matka zawsze pomagała innym i wiecznie uśmiechnięta szła przez życie.
Wówczas byłoby to kłamstwo.
W moich wspomnieniach pojawił się obraz Rudzielca, czemu właśnie jego? Kompletnie nie znałam na to odpowiedzi, ale podniosłam swoją torbę z ławki i ruszyłam na poszukiwanie jego i Maggie, mając nadzieje, że dzięki nim nie stanę się nigdy uosobieniem prawdziwego zła, a co od teraz miało stać się największym moim lękiem.
Wiatr zawiał lekko poruszając moimi kosmykami krótkich włosów, a co wydało mi się niezwykle miłym gestem, a następnie w swoich uszach niczym szum wiatru usłyszałam:
Pamiętaj również, że to ty wybierasz, kim chcesz być, a nie twoje pochodzenie.
Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam z wdzięcznością w stronę nieba, szepcząc ciche podziękowania pod adresem swojego ojca, a następnie ruszyłam żwawym krokiem i nową pewnością siebie na poszukiwanie swoich przyjaciół. Moich pierwszych prawdziwych przyjaciół.

26 komentarzy:

  1. Fajny pomysł z tymi aktualizacjami. Nowy post-10%... pomysłowe. Widzę, że nie tylko ja kocham Ryana *o*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aktualizację ściągnęłam z innych blogów >.< Właściwie też jestem zaskoczona, że tak wiele osób go uwielbia :D W następnym rozdziale będzie go więcej c:

      Usuń
  2. Kim był ten tajemniczy mężczyzna, którego zobaczyła Thalia? O matko i córko, nie cierpię takich zagadek !!! Nigdy więcej tak mi nie rób, teraz będę się zastanawiała pół nocy kto to mógł być. Oj nieładnie, nieładnie :)
    "... zmieniła moją wredną dyrektorkę w mężczyznę, który nagle zakochał się w moim ulubionym nauczycielu angielskiego, dokładniej mówiąc w panu Formanie..." - i bardzo dobrze, stara ropucha ma za swoje :) już dawno jej się należało!!!
    Maggi mnie rozczula, jest taka nieporadna w swoich magicznych sztuczkach, tylko czekać, aż kogoś wyśle na księżyc albo sklonuje :)
    "...Masz w sobie więcej krwi potwora, niż twoja własna babka..." nie wiem czemu, ale na tym fragmencie wybuchnęłam śmiechem, wyobraziłam sobie moją babcię, jako latającego potwora, i uwierzcie mi, to byłby najstraszniejszy widok, taki, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało :)
    Co do ankiety, to moją odpowiedź znasz Jillian zawsze i wszędzie :)
    Pozdrawiam cieplutko - ciocia Mewa :***
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten tajemniczy mężczyzna był bratem tego poprzedniego, a ja naprawdę nie mogę zdradzić szczegółów, choć w opowiadaniu naprawdę się staram >.< Napisze jedynie, że jeden użył kłamstwa, a ten lęku, co już jest wielką podpowiedzią c:
      Ciekawy pomysł z tym księżycem i duplikowaniem, może nawet użyje :D Co do twojej babci, cóż ja bym nie była zaskoczona, jakby jedna z moich babć, właśnie była takim potworem :)
      Również pozdrawiam ;)

      Usuń

  3. "Pojedyncze płatki śniegu spadały z nieba, migocząc milionem przeróżnych barw.." Już sam początek bardzo przypadł mi do gustu. I choć magia i czarodzieje to nie do końca moja 'bajka' :) to opowieść bardzo mi się podoba. Twoja umiejętność przedstawienia cech charakteru danego bohatera jest zdumiewająca. Szczerze Ci tego zazdroszczę:)) Moją ulubienicą zdecydowanie jest Maggie. Taka słodka, nie poradna niezdara. Zupełnie jak ja :')
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. Przynajmniej jedna osoba lubi Maggie. Jestem zaskoczona tym, że udaje mi się całkiem nieźle przedstawić cechy charakteru bohaterów, ale nie ukrywam, że naprawdę staram się, aby postacie się od siebie różniły. Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  4. Już wczoraj przeczytałam rozdział i szczerze mówiąc myślałam, że go skomentowałam. Ach ta skleroza :)
    Rozdział świetny, ale nie za bardzo rozumiem czym jest Jilian. Harpia wspomniała, że jest taa jak ona, ale w końcu to ojciec czy matka Jill to harpie? Jak już nie ogarniam. Ale na pewno nie jest to spowodowane tym, że piszesz nielogicznie. Nic z tych rzeczy! Po prostu jestem zmęczona i nic nie ogarniam.
    Najpierw Annabeth, teraz Thalia. Myślę, że z zaginięcia tej ostatniej Nico bardzo by się ucieszył. Może nawet pomógłby porywaczowi, jeśli miałby zły humor. Nie no, żartuję. Ale Nica mogłabyś wprowadzić do opowiadania. Oczywiście jeśli nie koliguje ci to z wymyśloną fabułą. Bo jeśli tak, to niech syn Hadesa przez całe opowiadanie zostanie w Podziemiu :)
    Ciekawe kim jest ten facet. I dlaczego na razie obrywały od niego tylko dziewczyny. Już miałam nadzieję, że Łowczyni coś wspomni konkretnego, a tu nic. Ale rozumiem. Tajemnica musi być do samego końca. Inaczej byłoby mniej ciekawie.
    Maggie lubię, jest taka nieogarnięta, zupełnie jak ja :0. Ale to nic w porównaniu z Ryanem. Ja go uwielbiam, nie wiem czemu. Niby wszystko o nim wiemy, ale jakoś mam wrażenie, że różni się od innych synów Apolla ( a tego boga w wydaniu Ricka wprost ubóstwiam), nie miałabym nic przeciwko rozmowie ojciec - syn. Byłoby zabawnie, bo Apollo wygląda w końcu na 17 lat :)
    Chciałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam. Tak czy siak, jest super i tylko tak dalej. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Mam nadzieję, że będzie w nim więcej Ryana.
    Pozdrawiam i życzę weny ( tak na wszelki wypadek, jakby zamierzała Cię opuścić, ale od tego broń Boże!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za tak dług komentarz i odpowiadając na twoje pytania: To tak, mam zamiar wprowadzić innych herosów (tych z książki). Szczerze mówiąc Nico miał pojawić się właśnie w tym rozdziale, ale jakoś tak wyszło, że nieco zmieniłam końcówkę c:
      To, że są porywane tylko dziewczyny jest celowe, być może kolejna zostanie porwana, ale jeszcze się nad tym zastanawiam.
      W następnym rozdziale na bank pojawi się Ryan i będzie go znacznie więcej. Właściwie ciekawy pomysł mi podrzuciłaś z tym ich spotkaniem.
      Również pozdrawiam i dziękuje =)

      Usuń
  5. Tak, Team Ryana! xD Jillian jest naprawdę inteligentna i rozsądna. Ma swoje humorki, ale to nie zmienia faktu, że jest bardziej dobra niż zła.
    Ma racje, to ona decyduje o tym kim jest a nie to kim byli jej rodzice.
    Z pewnej perspektywy myślenie w inny sposób jest żałosne, dlatego żal mi tego ptaszyska.
    Moja Isabelle również mogłaby się dużo nauczyć od Twojej Jillian. Isabelle jest taką kaleką, że nawet przy krojeniu chleba złamałaby sobie nogę. Do tego ten jej niewyparzony język...
    To zawsze przyswaja wiele problemów i przekonałam się o tym na własnej skórze xd
    Fajny, długi rozdział :) Nie wiem jak to robisz. Dodajesz często rozdziały i są one długie, bezbłędne i ciekawe a nawet zabawne, a ja dodaję rzadko i są krótkie i byle jakie :/
    To trochę żenujące xd
    Chętnie wskoczyłabym do Twojej książki i prowadziła takie życie jak reszta wykreowanych przez Ciebie bohaterów :)
    Może nie zdaję sobie całkowicie sprawy jakie by to było zapewne niebezpieczne, ale wszystko ma swoje plusy i minusy :>
    Zawsze będą wady i zalety.
    Nie rozumiem dlaczego, ale nie przepadam za Maggie. Jest dla mnie taka trochę pretensjonalna :p
    Początek był mega dziwny, ale pozytywnie :D Ja tylko sobie myślę: co to? kto to? jak to? Co się do cholery stało z Thalią?
    Dodawaj szybko następny :D Ty masz już 10% a ja chyba 0% xd
    Pozdrawiam xx
    love-ya-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, że do mnie wpadłaś! Naprawdę się cieszę :D
      Nie zgodzę się jednak z tobą, że twoje rozdziały są byle jakie i na pewno nie aż takie krótkie, ale zgodzę się, że są rzadko ^^ Naprawdę dziękuje za twoje słowa, podniosły mnie na duchu, ale nie powiedziałabym, że tak doskonale piszę, jeszcze daleka droga przede mną :) Oj, masz rację - to byłoby niebezpieczne :D
      Naprawdę tak widzisz Maggie? Jestem zaskoczona, ale może w dalszych rozdziałach trochę bardziej ją polubisz - mam nadzieje :)
      Muszę go najpierw napisać, a później moja beta musi go sprawdzić, ale byłabym wdzięczna, gdybyś jednak mnie prześcignęła z rozdziałem =D
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  6. Yaeh, yeah. Przeczytałam :) I jestem pod wrażeniem. Ten rozdział rozwalił mnie. Naprawdę. Akcje Maggie są bezcenne ;D. Nie da się ukryć - dziewczyna ma "talent". :P
    Bobas w pieluszce z łukiem co? Nic lepszego bym nie wymyśliła. Ale dyrektorka zasłużyła sobie :P Natomiast biedny nauczyciel ;-; Ma do czynienia z najprawdziwszą/szym jędzą/dzem(?)

    Jak ty to robisz, że prawie zawsze czytając twoje opowiadanie na mojej twarzy gości uśmiech (uchylisz rąbek tajemnicy?). Prawie, gdyż w ostatnim momencie posmutniałam ;( To takie niesprawiedliwie, że Jill musi mieć za przodków harpie. (no, ale czy życie jest sprawiedliwe?-.-). Biedaczka teraz już nawet nie jest pewna kim jest i co się wokół niej dzieje. Szczęście! Ma przyjaciół, którzy na pewno będą z nią na dobre i złe.
    Ryan jest naprawdę bezbłędny. Ożywia każdą sytuację i stoją za nim murem ;)

    Ah, zapomniałam... Ale to taka mała sprawa: rzuciło mi się w oczy parę powtórzeń. Co prawda sama mam z tym problem, więc nie będę ci za bardzo wytykać ;)
    Nie mogę się doczekać dalszych losów naszych kochanych bohaterów. Wyczekuję z niecierpliwością.
    Życzę ogromnej weny i obyś tak dalej pisała. ;P
    [jak zwykle] Buziaki, Inna :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest żadna tajemnica :D Nie umiem Ci wyjaśnić, jak ja to robię, bo to po prostu jest. Może ma to związek z tym, że uwielbiam śmieszne sytuację, w realnym życiu, co chwila zrobię coś tak głupiego, że aż śmiesznego. Dziękuje również za twój komentarz, który niewątpliwie podniósł mnie na duchu :)
      Powtórzenia? Będę musiała to sprawdzić w wolnej chwili ^^
      Dziękuje bardzo za nowy napływ weny, już dzisiaj rano napadła mnie ona i odczepić się nie może, kto wie? Może lada chwile skończę rozdział :D
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  7. Jejku, Maggie jest genialna <33 Sytuacja ze schowka jest po prostu mistrzowska! :DD Mimo, że dostrzegam niewielkie błędy (np. "spojrzała z szyderczością" w 6 akapicie - chyba lepiej brzmiałoby "szyderstwem") to nawet nie potrafię się na nich skupić i czytam dalej, bo po prostu pożeram to co piszesz. Ale mi poprawiłaś humor! Jejku, no uwielbiam Cię dziewczyno! Po samym opowiadaniu można wywnioskować, że prywatnie jesteś mega pozytywna i szalona, więc chyba byśmy się dogadały :PP Czekam na następny rozdział :*
    Pozdrawiam cieplutko, Lenka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, że to zauważyłaś :D Chwila moment i już poprawiam!
      Aż się zarumieniłam zawstydzony, dziękuje ponownie za ten pozytywny komentarz. Choć z tym szaleństwem, pewnie każdy by się zgodził xD
      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
  8. Witam,
    na początek napiszę, że podoba mi się - zarówno pomysł jak i styl :) Twoje opowiadanie jest inne, bo przyznam szczerze, że nie czytałam jeszcze ani razu o Bogach/Herosach Olimpu, a lubię tą tematykę, więc blog będę odwiedzać.
    Rzuciły mi się w oczy ze 3, 4 małe literówki, ale teraz pamietam tylko jedną: "dmuchać W kaszę", a nie "dmuchać kaszę". Nie były one jednak jakieś poważne, także nie przeszkadzają w czytaniu.
    Główna bohaterka jest bardzo silną osobą, takim przeciwieństwem niezdarnej Maggie, ale dziwnym zbiegiem okoliczności lubię je obie. No i rudzielec - kolejna ciekawa postać :)
    Czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam

    Jeśli masz czas i chęci - zapraszam na mojego bloga:
    www.amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za twój komentarz, postaram się znaleźć wskazany przez Ciebie błąd, ale nieco później :D W wolnej chwili postaram się wpaść na twojego bloga. Bardzo dziękuje za twój komentarz :)

      Usuń
  9. Maggie-niezastąpiona... Bobasek słodziutko musiał wyglądać...haha tylko dwa piętra ja bym umarła najpierw ze strachu :P Trochę słabo mi się czytało na tym ,,ciemnym" z boku :P ale to tylko mi. Rozwalił mnie tekst ,,Ptasia brzydota" :P

    Zapraszam na konkurs! http://miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz, ale jeżeli chodzi o Erosa, to on wcale nie ma pieluchy i zdecydowanie nie jest bobaskiem, a jedynie Jill go tak widzi, z resztą jak większość ludzi. Dziękuje za komplement,a jeżeli chodzi o ten "ciemny" element, sądzę, że masz na myśli włosy, a z którymi raczej nic nie zrobię. W wolnej chwili wpadnę na twojego bloga, możesz na to liczyć :)

      Usuń
  10. Skoro zaczęłaś od przygody Thali to ja też pozwolę sobie od tego zacząć. Matko i córko! Co to był za facet!? Władał strachem więc nasuwa mi się koleś Fobos. Chociaż nie cicho nie będę zgadywać kim był, ale domyślam się, że miało to związek z poprzednim gościem i Annabeth. Tego jestem pewna. Facet musi być nieśmiertelny, bo strzała go nie zabiła więc kurczę, ciekawa jestem o co w tym chodzi ;) Mam nadzieję, że Thalia wyjdzie z tego cało. Swoją drogą kim ona jest?
    Nie bardzo rozumiem dlaczego schowali się akurat w schowku woźnego. Mimo to powalił mnie pomysł zmiany płci dyrektorki i jeszcze obdarowania jej miłością do biednego nauczyciela. Fuj! Swoją drogą należało jej się! Za to że jest taka wredna, kara jak najbardziej zasłużona. Maggie jak zwykle coś pomieszała! Jejku, zastanawiam się, czy zamierzasz dać jej to błogosławieństwo i w końcu nauczy się magii, czy już zawsze będzie jej się coś takiego przytrafiać? Ostatni wypadek przy pracy - ten który wysłał Jill w kosmos był wyjątkowo bolesny. Nie dość że biedaczka rozwaliła sobą dach to jeszcze spadła na pomnik. I ona jeszcze żyje? Dobrze, że to tylko poobijane żebra i kilka zadrapań. Lewitacja z pewnością nie należy do rzeczy z którymi Jill się zaprzyjaźni. Spotkanie z tą harpią było interesujące. Nie myślałam, że te stwory polują na herosów. Niemniej jednak zaintrygowało mnie to co ta kobieta sugerowała na temat pochodzenia Jill. Próbuję sobie przypominieć jakiegoś boga-kretyna, ale nic mi nie przychodzi na myśl więc znów pozostaje zgadywać kim jest ojciec bohaterki. Niezmiernie podobają mi się te słowa : "Pamiętaj również, że to ty wybierasz, kim chcesz być, a nie twoje pochodzenie."
    Bogowie, dlaczego został mi już tylko jeden rozdział? Co ja będę czytać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zacznę również od Thalie, bo niestety wiele osób nie wie, kim są bohaterowie z książek, niedługo założę pewną podstronę z krótkim opisem o nich, więc się nie przejmuj, nie ty jedyna tego nie wiesz :)
      Szczerze mówiąc, gdy pisałam ten rozdział kompletnie zapomniałam, że Fobos to syn Aresa, ale znalazłam dwa rozwiązania tej sprawy. Jedna to aby Ares również spiskował, bo w końcu kocha się w jednej z "pomniejszych" bogiń, ale uznałam, ze drugie rozwiązanie jest lepsze, więc w tą sprawę wmieszany jest zupełnie inny bóg :)
      Naturalnie między owymi bogami jest pewien związek, który "wkrótce" się wyjaśni ^^
      Bo w końcu Maggie uciekła do pokoju Jill, a dyrektorka zawsze o wszystko ją obwiniała, a kto podobny do owej dyrektorki były na tyle inteligentny, aby szukać w schowku?
      Również uwielbiam Maggie i jej abrakadabry :D Swoją drogą jej nieudaczność i ciągłe wpadanie w tarapaty ma zdecydowanie po mnie ^^
      Niestety lewitacja to rzecz do której Jill niestety będzie zmuszona się zaprzyjaźnić, ze względu na swoje pochodzenie (dokładniej przez jej rodzica boga). Niestety nie były to sugestię, Jillian naprawdę jest córką harpii :) Postanowiłam w końcu zdradzić pochodzenie jej matki, ale co do ojca milknę jak zaklęta, a wiem, ze nikt nawet nie przypuszcza, że ten bóg rzeczywiście może być jej ojcem :D
      Spokojnie :) Mam nadzieje, że niedługo uda mi się dodać kolejny, ale coś mi on nie wychodzi, a dokładniej rzecz ujmując zastanawiam się nad tym, czy fragment pisany z perspektywy Ryana nie jest przesadą (taki mały spojler).

      Usuń
  11. Dostałam od brata komputer na święta, więc znów jestem obecna w świecie bloggera! Nie kupił mi nowego, ale oddał swojego starego... Ale narzekać nie będę! Tęskniłaś, co? :* Cierpiałam przez ten tydzień, gdy nie miałam internetu i nie mogłam wrócić do czytania twojego bloga... A tak w ogóle to odpowiedziałam już na wszystkie twoje komentarze u mnie, co było największą przyjemności, więc bardzo dziękuję! Boże... Ale niespójna jestem, co? Trzeba zająć się twoim wspaniałym dziełem!
    Najpierw Ann, teraz Thalia... Co ty planujesz, dziewczyno? Tylko nikogo nie morduj!
    Scena w schowku - ha ha ha! To trzeba mieć wyobraźnię! Rayan podrywacz. Maggie moja kochana wariatka <3 Muszę się przyznać do pewnego oszustwa... Nie mogłam się powstrzymać i już dwa razy zaznaczyłam, że ją najbardziej lubię... I nie mogę obiecać, że nie zrobię tego ponownie! Taaak... Wiem... Jestem złym człowiekiem :P
    Harpie? Harpie! Czemu nie? Nie spodziewałam się tego. Jestem pod wrażenie Twojej wyobraźni i już muszę zakończyć ten komentarz, bo rozdział VI na mnie czeka!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz jestem strasznie spóźniona >.< Więc doskonale Cię rozumiem!
      W wolnej chwili jeszcze przejrzę Twoje odpowiedzi z przyjemnością :D Jak również czytanie Twoich komentarzy na moim blogu, z niewiadomych przyczyn naprawdę uwielbiam czytać odpowiedzi autorów blogów na moje komentarze xD
      Właściwie wiele moich decyzji opiera się na tym, że coś lubię >.< Dlatego też harpie! Uwielbiam te piekielne istoty :3 Również serdecznie pozdrawiam :*

      Usuń
  12. Pierwsza scena hmm... intrygująca i przerażająca. Pewnie nie ma co pytać kto był pod kapturem? ;) Przypuszczam, że niebawem się dowiem. :D
    Nawiasem mówiąc dzięki Twojemu blogowi i przekonywaniu Gabsone mam w planach przeczytać (tylko nie wiem jeszcze kiedy) Percy'ego Jascksona (liczę na to, że dobrze napisałam, a jeśli z błędem to nie zabijaj! ;*)!
    "Ryan znów próbował zrobić coś dziwnego z dłońmi (co dotyczyło mojego ciała i przestrzeni osobistej)" Czy to miało tak dziwnie zabrzmieć, czy to mój mózg? xDD
    "znikąd wyskoczył wampir i zaczął tańczyć hula wraz z mutowanym niebieskim kosmitą" właśnie to sobie wyobraziłam... Całkiem fajnie tańczą! :D
    O rany ta scena jak wyleciała przez dach i potem jak obijała się po dachu... jakoś tak mnie śmieszyła! XD A jak pojawiła się ta kobieta-ptak to zastanawiałam się czy to nie jest tylko sen.. :D
    Zakończenie smutne... :( Biedna Jill musiała czuć się strasznie zastanawiając się czy jest potworem... ;c Ale nie jest! Wierzę, że nie jest! :D
    Przy okazji troszkę mnie przekonałaś do Maggie :D To jej zmienienie dyrektorki w faceta zakochanego w nauczycielu hahaahah :D <3

    Pozdrawiam cieplutko i jutro znowu to się zjawię! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma, co! Właśnie! Niedługo i tak się dowiesz :3
      *Chichocze* Ja nie z tych, co z siekierą latają xD Sama często wszystko przekręcam (spytaj Gabsone nene). Mały błąd w nazwisku z Percym, a mianowicie pisze się: Jackson, Percy Jackson :P
      Bardzo się cieszę, że postanowiłaś sięgnąć po tą serię ^w^ Bo w końcu musisz coś wiedzieć o wybranku Gabsone nene, którym jest Leo :D
      Chyba nie miało tak zabrzmieć... albo po prostu ja mam zboczony mózg i lubię dwuznaczność :P
      Swoją drogą... moja wyobraźnia zaczyna mnie przerażać xD
      To była podstępna harpia! Niestety Jill nosi niepewność w swoim serduszku (które ukryła i zakuła w kajdany, aby nikt się do niego nie dobrał).
      Yhm... a wcześniej zmieniła Centaura i Dionizosa (boga wina) w szczury (o ile dobrze pamiętam) :D
      Dziękuje za cudownie apolliński komentarz i poniekąd zastanawiam się, jak ludzie mogą nie spać o tej porze... ja zasypiam dużo wcześniej i wstaje dużo później... (zwykły ze mnie śpioch i tyle, może jestem córką Hypnosa? Boga snu?).
      Bussis! :3

      Usuń
  13. Mała sprawa. Ja przeżyjĘ, on przeżyjE. Ja zabijĘ, ona zabijE. Ja rozumiEM, ono rozumiE.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejka!
    Najpierw ogół. Początek i środek fajny. Koniec też fajny, ale melancholijny.
    A teraz MEGA cytaty:
    "Ryan znów próbował zrobić coś dziwnego z dłońmi (co dotyczyło mojego ciała i przestrzeni osobistej), więc starałam się od niego odsunąć jak najdalej."
    "owszem w miejscu, gdzie młodzież chowa się, aby w sekrecie obmacywać się i wyznawać swoją miłość, a co niewątpliwie chciał zrobić Ryan, tylko, ze wpadł na nie tą dziewczynę, co trzeba (na co dowodem był ciężki oddech po tym jak kilkakrotnie oberwał łokciem w brzuch)"
    "jednak po ostatnich wydarzeniach nie dziwiłabym się gdyby nagle znikąd wyskoczył wampir i zaczął tańczyć hula wraz z mutowanym niebieskim kosmitą."
    "Wzdychając ciężko, przykucnęłam przy drzwiach, ocierając się przy tym o kogoś, ale wolałam nawet nie myśleć, że tym kimś może być polujący na mnie Ryan, co niewątpliwie potwierdził, pytając się, czy mógłby użyć zaklęcia bożka miłości na mnie."

    OdpowiedzUsuń