KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział XVI

"(...)Margaret? Przyszłaś mnie nawiedzać córeczko?!(...)"

*Perspektywa Ryana*
Dyskretnie rozejrzałem się po domku Seleny, a w szczególności temu szczególnemu pokojowi. Był on dość mały, a mieściła się w nim niewielka toaletka przerobiona na prozaiczny konsolet fryzjerski. Był on z dębowego drewna, a żarówki przyczepione do obramowania lustra, świeciły teraz lekko przytłumionym światłem. Poczułem się, jak prawdziwa gwiazda teatru.
W tafli lustra mogłem dokładnie przyjrzeć się niezadowolonej smukłej dziewczynie o mlecznej skórze. Jej czarne włosy, jak co dziennie od dnia, kiedy zauważyłem ją, gdy oprowadzała Jill po obozie, były zaplecione w warkocz. To mi przypomniało, że muszę uzupełnić swój album „Pierwsze chwilę z Jill”. 
Córka Seleny spojrzała na mnie z niegasnącą nadzieją, ale nie zamierzałem zmieniać raz podjętej decyzji. Czas w końcu olśnić przyszłą matkę moich dzieci swoim buntowniczym ja, bo jak widać moja romantyczna natura jakoś jej nie wystarcza.
Te myśli sprowadziły mnie znów na Jill, na jej szare oczy, które objęte były mgiełką tajemnicy, wąskie usta obrzmiałe i w kolorze dojrzałej truskawki przez moje pocałunku. Znów poczułam napływ podniecenia. W tamtej chwili niewiele brakowało, a zignorowałbym to, że jesteśmy tak młodzi i ona jeszcze nie wyznała prawdy, a którą zna w głębi swojego serca.
Już nie mogłem się tego doczekać, a to sprawiało, że stawałem się niecierpliwy.
Ciche westchnienie wyrwało mnie z mojej zadumy.
— Naprawdę muszę? — Jęknęła cicho Luna. 
— Słyszałem, że jesteś w tym najlepsza — wyznałem zgodnie z prawdę, patrząc w lustro, aby złapać jej smutę spojrzenie, srebrne oczy córki Seleny, przypominały mi moją Złośnicę. — Zawsze mogę zrobić to sam, w końcu one odrosną — wzruszyłem ramionami.
Wprawiłem w ten sposób, w niewielki ruch, granatowy ręcznik, który dziewczyna położyła mi na ramiona. Wydała cichy jęk rezygnacji, i dotknęła moich, zdecydowanie już za długich, rudych włosów.
Jej palce dotknęły skóry mojej głowy, sprawiając, że czułem się, jak podczas masażu. Westchnąłem błogo i lekko się odprężyłem, a wtedy ona zabrała swoje zgrabne paluszki i sięgnęła po spryskiwacz wypełniony wodą, a następnie zaczęła nawilżać nią moje włosy.
— Zastanawiam się, co też twoje zgrabne dłonie mogą robić z inną częścią ludzkiego…
— Przymnij się — oznajmiła zawstydzona dziewczyna. — Obydwoje wiemy, że chodzisz z Jillian, a ja nie chciałabym być… — zadrżała lekko. — … na jej liście. Widziałam, jak również większość obozowiczów, co Jill zrobiła temu biednemu chłopakowi… 
Parsknąłem śmiechem na to wspomnienie, bo Jill zanim wczoraj wpadała do mojego domu, ratując mnie przed wyrzutami sumienia, a Willa przed trwałym uszkodzeniem na jego zdrowiu, to dziewczyna mając kiepski dzień, podobno prawie wykastrowała jakiegoś syna Aresa.
— Na pewno ten biedny chłopak, jak go nazywasz, nie jest bez winy — zauważyłem.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, a następnie sięgnęła po grzebień, czesząc moje rude włosy. Ich długość mnie już irytowała, podobnie jak teraz córkę Seleny, która miała problem z rozczesaniem moich kołtunów.
Rozsiadłem się wygodniej na czarnym hokerze bez oparcia i w skupieniu obserwowałem obozową fryzjerkę.
* * *

Gdy zapadł zmierzch, ruszyłem do domku Eola w towarzystwie rozgadanej Maggie, która komplementowała moją nową fryzurę. Chwilę później zaczęła wyjaśniać mi działanie włosów jej chłopaka, Samaela, aby po chwili zaczęła go wychwalać, jaki to on jest romantyczny i ni z tego ni z tamtego oznajmić mi, że przyłapała, jak syn Hadesa przeglądał magazyn ze strojami kąpielowymi mężczyzn, w łazience i z opuszczonymi spodniami...
Naprawdę… nie chciałem wiedzieć, na czym jeszcze go przyłapała.
Dochodząc do domku numer dwadzieścia cztery, szczerze odetchnąłem z ulgą i wpakowałem się do środka bez pukania. Na mój widok pingwin wydał z siebie dziwny dźwięk i popędził niemal biegiem przed siebie. Wyglądało to dosyć zabawnie, a dodatkowo Jill wyrzucała z ust wyrażenia, których nie powinna znać w swoim wieku, a w różowe włosy miała… 
— Jill, czemu gonisz pingwina? — spytała zaniepokojona Maggie.
— Czemu masz różowe włosy? — spytałem w tym samym czasie.
W odpowiedzi prychnęła i zdjęła z głowy perukę, rzucając nią w naszą stronę. Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy to świat zmierza ku końcowi, czy ja po prostu przestaje rozumieć rodzaj ludzki?
Prychnąłem i roześmiałem się głośno, zdejmując swoją czarną czapkę i zakładając na głowę perukę, z uśmiechem skierowałem wzrok na dziewczyny. One niestety kompletnie zignorowały moją zaczepkę, jedynie Jill posłała mi spojrzenie mówiące „Serio?”. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami i zacmokałem do niej.
Zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok, a mnie szczerze rozbawiło jej zmieszanie.
— Ja i Jill się całowaliśmy — oznajmiłem.
Złośnica zamknęła oczy i opuściła ramiona w geście bezradności. Maggie w tym czasie otworzyła usta i wyglądała, jak ryba wyrzucona na brzeg. Nie mogła wykrztusić ani słowa, a ja pożałowałem, że nie zaszczyciłem jej tą rewelacją dużo wcześniej zanim mogła mi mówić o upodobaniach syna Hadesa.
— To nie jest istotne… — zaczęła Jill, ale jej przerwałem.
— Możesz powiedzieć Samaelowi, że chętnie zgodzimy się na podwójną randkę! Jill i ja jesteśmy parą — dodałem.
— Nie jesteśmy — zaprzeczyła Złośnica.
Ja i Maggie ją zignorowaliśmy, na co ona jedynie wniosła oczy ku niebu. Następnie z premedytacją podeszła do nas i walnęła mnie w ramie, piorunując ze złości, swoim złowrogim spojrzeniem. W tej chwili, naprawdę, zgadzałem się z teorią Maggie, że Jill najlepiej pasowałaby, jako córka Nemezis.
* ~ * ~ *
*Perspektywa Jill*
Wszyscy troje złapaliśmy swoje plecaki, a gdy mieliśmy właśnie opuścić mój dom, spostrzegłam, mojego pingwina Henryka. Wpatrywał on się w nas żałosnym smutnym spojrzeniem zbitego psa. Pokazałam mu środkowy palec, a na co Nielot zareagował napuszeniem swoich nielotnych piórek i wypuszczając spod skrzydełka puszkę z sardynkami, ruszył piegiem i z piskiem w stronę drzwi. 
Wiedząc, co kombinuje, wrzasnęłam na niego, grożąc mu wykastrowaniem i rzuciłam się w pogoń na pingwinem. Dwójka moich towarzyszy, nie wiedząc, co się dzieje przyglądała się nam. Henryk podszedł do drzwi, które jak na zawołanie się otworzyły, a później wysyłając nam zadowolone spojrzenie kota, który zjadł kanarka i popił go śmietanką, wpadł w czarną przestrzeń za nimi.
Przeklęłam kilkoma niezbyt przyjaznymi epitetami swoje zwierzę i spojrzałam na moich przyjaciół, a przy tym zgrzytając ze złości zębami oraz zaciskając dłonie w pięści.
— Co to za pokój? — Zdziwiła się Maggie.
Spoglądaliśmy na ciemność ziejącą z otwartych drzwi. Było to z moich magicznych „przejść” za pomocą poszczególnych wiatrów. Przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę, że mimo wszystko nie mogłam pozostawić swojego bezmyślnego pingwina samego sobie.
— Favonius — przeczytałam, napis obok nich.
— Na zachód — przetłumaczył Ryan. — Chyba mamy szczęście — zauważył.
* * *
Jęknęłam z bólu, a następnie kichnęłam, gdy tylko kurz unoszący się w powietrzu zaczął drażnić moje śluzówki nosowe. Podniosłam powieki i przez chwilę zdezorientowana spoglądałam na migocący kurz. Wirował on w nikłym świetle słońca, które wpadało przez niewielką dziurę w ścianie koło mnie.
Mój wzrok skupił się na pomieszczeniu, zaczęłam składać wszystko, co widzę w spójną całość, abym mogła w końcu dowiedzieć się, gdzie dokładnie wylądowałam. Dach był pochyły, a drewniana konstrukcja była zachowana w surowym stanie, a przynajmniej od wewnątrz. 
Rzut okiem na niewielką dziurę i podłogę, uświadomił mi, że ktoś tu położył stare wiadro. Najwidoczniej właścicielowi domu, nie chciało się naprawiać dachówki. Uśmiechnęłam się kpiąco, a następnie starałam się wygrzebać z zawalonych na mnie kartonów, starych ubrań i kilka rzeczy, których wolałam nie identyfikować. 
— Jill?
Zrzucając z siebie naprawdę ciężki karton, a jednocześnie ciesząc się, że nie uszkodził on mojej nogi, podniosłam się i pomachałam, do moich przyjaciół. Mogąc w ten sposób spostrzec, że cały strych był zawalony przeróżnymi rzeczami, a ja zaczęłam obawiać się karaluchów i innych robactw.
— Gdzie jesteśmy? — spytałam mając nadzieje, że któryś z moich towarzyszy zna odpowiedź.
Ryan otrzepywał właśnie swoją brązową skórzaną kurtkę, a następnie uśmiechnął się do mnie szeroko, olśniewając swoimi białymi ząbkami. Wówczas dostrzegłam w jego lewym uchu niewielki kolczyk, który do tej pory skutecznie ukrywał przez swoje zbyt długie włosy. Obecnie nieco je przyciął, choć jego krzywka wciąż wpadała mu na oczy, to teraz ukrył ją pod czarną czapą z logo jakiejś gruby muzycznej.
— Jesteśmy… — zaczęła zawstydzona Wiedźma, ale dźwięk pukania jej przerwał.
Zaskoczona spojrzałam w dół, bo ten dźwięk wydobywał się spod moich nóg. Pukanie stało się głośniejsze, a następnie usłyszeliśmy lekko zachrypnięty i dudniący męski głos:
— Duchy! Wynoście się z mojego strychu!
Ryan bezgłośnie powiedział: „Wariat”, a ja mu przytaknęłam zgadzając się całkowicie z nim, ale to jęk Maggie zwrócił moją uwagę, bo ze łzami w oczach krzyknęła:
— Tatusiu! To ja!
Jak zwykle szykowałam się do jakiejś złośliwej uwagi, ale nagły ruch między pudłami zwrócił moją uwagę. Moja wścibska natura wygrała, więc schyliłam się, aby móc przyjrzeć się temu zjawisku bliżej. Wtedy też Henryk, mój nielotny ptak ruszył przed niebie wskakując w ramiona zaskoczonej Maggie. W tym samym momencie wydarzyły się dwie rzeczy. Pierwsza: spomiędzy pudeł wychyliła się czarna mordka jakiegoś stworzenia, i druga: ojciec Wiedźmy krzyknął:
— Margaret? Przyszłaś mnie nawiedzać córeczko?!
Nadzieje w głosie mężczyzny spowodowała, że zerknęłam na pełną rezygnacji twarzy córki Hekate. Przytulała ona do siebie pingwina, chcąc w ten sposób pozbyć się trochę swojego wewnętrznego bólu. To był mój wielki błąd, gdyż słysząc jakiś skrzek, spojrzałam znów w stronę, z której wybiegł Henryk. Po chwili na moją twarz skoczył prawdziwy szop pracz.
Wyjąc z bólu, gdy ostre pazury zwierzęcia wbiły się w moją skórę, zaczęłam machać ramionami, jak jakaś wariatka i w ten sposób, cofając się, potknęłam się i padłam do tyłu, jak długa, próbując pozbyć się szopa, podczas, gdy Ryan naśmiewał się do rozpuku, a Maggie próbowała wyjaśnić swojemu ojcu, że wcale nie umarła.
* * *
Ryan został moim osobistym pielęgniarzem – jak się sam nazwał, gdy tylko pan Martins (ojciec Maggie) zaproponował, że oczyści moje rany. Siedząc na czarnej skórzanej kanapie, w którą się zapadałam, zaś naga skóra moich nóg (miałam na sobie krótkie spodenki) przyklejała się do niej nieprzyjemnie. Starałam się ignorować szczypanie, gdy wacik nasiąknięty wodą utlenioną był lekko przyciskany do moich ran. Nie mogłam powstrzymać jednak syku bólu, które mi się wymykały. Choć złowrogie spojrzenia, które były skierowane na Ryana, były już zamierzone. 
Złapałam go za nadgarstek, powstrzymując przed kolejnym z rzędu razie, gdy chciał ponownie odkazić wszystkie moje zadrapania na mojej twarzy. 
Rudzielec westchnął i odłożył wacik wraz z wodą utlenią na pobliski wysoki stoliczek. Stały tam jeszcze cztery duże czarne świeczki wraz z fioletowymi i czerwonymi, które były w różnych rozmiarów. 
Wgapiając się w zgaszone świeczki, których knoty były czarne, a woski był rozlany po całym blacie stoliczka, zaczęłam uświadamiać sobie, że ojciec Maggie naprawdę jest wariatem. Wcześniej z powodu bólu, nie zwróciłam uwagi na wygląd salonu, ale teraz będąc tutaj dokonałam szybkiej oceny. 
Można by powiedzieć, że pan Martins tak bardzo kochał dzień Straszenie nieletnich… znaczy Halloween, że postanowił świętować je przez cały rok. Mi to bardzo odpowiadało, bo sama uwielbiałam straszyć innych i bynajmniej powodem miałyby być cukierki. Piski i płacz strachu innych… to były niezapomniane przeżycia!
Odłożyłam na dalszy plan swoje rozmyślenia na temat. Zdałam sobie jednak pytanie, czemu ojciec nastolatki ma dom w stylu gotyckim? Czarne ściany w salonie, były zdecydowanie nie w moim stylu, ciemne ciężkie zasłony, którymi zasłonięte były okna i nie przepuszczały żadnego promienia słonecznego, były jeszcze gorsze. Światło, które oświetlało salon wydobywało się spod czarnego żyrandola udekorowanego żarówkami na kształt czerwonych świec.
— Rachunek na prąd musi pan płacić duży — zauważył Ryan.
Rudzielec rozłożył się na niewygodnej kanapie w taki sposób, że zachwiałam się na swoim miejscu i poleciałam na niego. Korzystając z tejże okazji mojego braku równowagi na wyboistym terenie (jaką była w istocie ta skórzana diablica) objął moją talię ramieniem, a ja próbowałam dość nieudolnie się od niego uwolnić.
Musiałam przyznać, że było mi naprawdę przyjemnie zwłaszcza, gdy poczułam cudowny zapach Rudzielca. W brzuchu poczułam dziwne zawirowanie, ale nie było to nieprzyjemne, a wręcz zabierające w dech piersi uczucie.
Zapach syna Apolla był doprawdy niezwykłą mieszanką, kremu do opalania, miodu, pomarańczy oraz węgla. Miałam ochotę zaciągnąć się nim w nieskończoność.
Nagle odezwał się pan Martins przerywając moje wgapianie się w Rudzielca ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami. Ponieważ starałam się ignorować chęć pocałowania go, a wzbudzić w sobie chęć wykastrowania przyczynę mojego dziwnego stanu emocjonalnego.
— Bardzo mi przykro z powodu Śnieżka — wyznał. — Ale on broni mnie od zombie — wyjaśnił, gdy zerknęłam na niego mrużąc ze złości oczy.
Tym zdaniem skupił całą moją uwagę na swojej osobie, a syna Apolla, który nagle zaczął mieć dziwny fetysz i zaciągał się zapachem moich włosów, wtykając nos obok mojego policzka i powodując, jeszcze mocniejszy sztorm w moim podbrzuszu, zaczął bawić się wolną ręką moją bransoletką.
„Zignoruj! Zignoruj!” – Wrzeszczałam na siebie w myślach 
Skupiałam swoją uwagę na ojcu Maggie (choć byłam całkowicie świadoma każdego ruchu Rudzielca). Był on dość wysoki, nieco wyższy od Ryan. Zaś jego włosy miały ten sam niezwykły czarny (niemal granatowy) odcień włosów, co Maggie. Były one obcięte dość krótko, oczy zaś miał w kolorze whisky i śniadą skórkę, a te ostatnie dwie cechy Maggie musiała odziedziczyć od swojej matki – Hekate.
— Wujek Desiderio nadal udaje nekromanta?
Pytanie Wiedźmy sprawiło, że zaczęłam mieć wielkie przekonanie, że cała ich rodzina to jakieś świry. Popchnęłam głowę Ryana, gdy zaczął dmuchać mi w ucho, chcąc uwolnić się od jego przyjemnego zapachu. Zachichotał cicho, a ja przekonałam się, że on jest jak rzepa, przyczepił się i koniec.
— Ostatnio nawet ożywił ciotkę Marianele… wy dwoje, kiedy planujecie ślub?
To pytanie zwróciło uwagę Rudzielca, a mi dało szansę się uwolnić, a przynajmniej na tyle, że ręka Ryana obejmowała mnie teraz jedynie za ramiona. Nie był z tego zadowolony, co wyraźnie widziałam w jego nagle chmurnym spojrzeniu o dwukolorowych tęczówkach. Poprawiłam się na kanapie i skrzywiłam, gdy poczułam, jak jej skóra przykleiła się do nagiej skóry moich nóg.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nie usiąść na Rudzielcu… zdecydowanie wtedy miałabym wygodniej. Potrząsnęłam głową wstrząśnięta swoimi myślami.
— Gdy tylko Jill powie, że mnie kocha.
Pan Martins zmarszczył brwi i westchnął mówiąc: „Ach tak…”
Ojciec Maggie był naprawdę irytujący.
— Jak ma się Samael?
Mówiąc to, Meksykanin spoważniał, a chłód w jego oczach narodził we mnie kilka pytań, zaś Maggie, jakby nie widząc ile kosztowało jej ojca tak grzeczne pytanie, zaczęła opowiadać mu, jak to się zeszli, jakiż on cudowny, a skończyła opowiadając o tym, że przyłapała Nico w łazience…
— Puść mnie! — Syknęłam, gdy Ryan podniósł mnie, trzymając ramię wokół mojej tali i posadził na swoje kolana. — Wykastruje Cię!
— Obydwoje wiemy, że rozpalam w Tobie płomień pożądania, więc nie mogłabyś pozbyć się jedynej rzeczy, która go uga…
Zakryłam jego usta dłonią, pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co powiedzieć.
Dlatego zamilkłam i zawstydzona z rozpalonymi z zażenowania policzkami siedziałam, jak grzeczna dziewczynka na jego kolanach. Zastanawiając się przy okazji, jaką zemstę najlepiej na nim zastosować.
Teraz postanowiłam skupić się tylko na rozmowie prowadzonej przez ojca Maggie.
— Jillian Vivienne Taylor… — Tymi słowami zwrócił na siebie moją całkowitą uwagę —  …powinnaś uważać na siebie bardziej niż kiedykolwiek, duchy twoich przodków nawołują mnie z Tartaru, mówiąc, że twoje ciotki pragną zemsty na córce ich brata, jak również i na jego wnuczce — oznajmił patrząc mi prosto w oczy. — To, kto chce zagrać w chińczyka? 
* * *
Pan Martins uświadomił nam, że nawet w Meksyku spada temperatura i teraz jest z jakieś pięć stopniu Celsjusza. To spowodowało, że zmuszona byłam się przebrać w cieplejsze ciuchy. Ryan nawet zaproponował mi pomoc w rozbieraniu, ale jedno moje spojrzenie wystarczyło, aby się przekonał, że dzisiaj naprawdę już przeholował.
Wychodząc z pokoju gościnnego, miałam na sobie długie czarne rurki i szarą bluzę z niebieską twarzą słonia na przodzie, którego trompa unosiła się do góry z radości. Na nogach miałam swoje wygodne trampki.
Gdy tylko wyszłam od razu natknęłam się na swojego prześladowcę. Ryan nie musiał się przebierać, poza nałożeniem jakiejś ciepłej bluzy pod swoją kurtkę. Był z naszej trójki widocznie najlepiej przygotowany. Jego skórzana kurtka, jak zwykle była rozpięta. Tym razem jednak nie zamierzałam nawet komentować faktu, że założył tego samego koloru bluzę, co moja. Postanowiłam traktować to, jak przypadek.
Ojciec Maggie podał mi jakąś granatową kurtkę, a do tego białą czapkę z wymalowaną buzią oraz przyszytymi na czubku uszami pandy. Spoglądałam na to z konsternacją, a widząc moją minę wyjaśnił:
— To należało do Maggie, gdy miała jedenaście lat… myślę, że będzie na Ciebie idealnie pasować dziecko.
Poklepał mnie po główce, jakbym była dwulatką i posyłając mi szeroki uśmiech, obejrzał się na ramię na Maggie. Skrzywiłam się, myśląc, że jeszcze nie tak dawno, ten facet pytał, kiedy ja i Ryan mamy zamiar się pobrać. Bo albo facet cierpi na rozdwojenie jaźni albo to prawdziwy świr.
Widząc Maggie ubraną w jaskrawą zieloną kurtkę i różową czapkę, jęknęłam, bo w tym stroju jak nic będzie rzucać się w oczy. Zaś ojciec Maggie zaczął posypywać ją… brokatem. 
Nawet tego nie skomentuje…
Moje rozmyślenia zostały przerwane przez potężny ryk, który zmieszał się wraz z głośnym hukiem, jakby ktoś rozbił okno. Dźwięk ten dochodził z kuchni. Automatycznie zerwałam swoją bransoletkę, aby po chwili dzierżyć w dłoni bicz. Maggie sięgnęła po swój medalion i już miała w dłoni bliźniacze sztylety. Nawet Ryan dobył rapier celując jego ostrym czubkiem w stronę źródła hałasu.
Po chwili, coś z całej siły walnęło w drzwi (prawdopodobnie) prowadzące do kuchni, a siła, jakie coś bądź ktoś w nie walnął, sprawiło, że wyleciały one z zawiasów. Już po chwili wszyscy mogliśmy spoglądać na gimnastycznego lewa, który ledwo, co mieścił się w framudze. Lepiej byłoby powiedzieć, że jedynie jego wielka głowa się w nich mieściła.
Spojrzał na nas swoimi czarnymi oczami i zaryczał, próbując się do nas dobrać. Jego złota sierść na pysku lśniła ślicznym złotym kolorze. Byłam tak zafascynowana jego piękną sierścią i grą mięśni pod skórą, że następnie, gdy wyważył framugę i kawałek sporej ściany, to mogłam jedynie jak urzeczona wpatrywać się w niego. Był naprawdę pięknym stworzeniem i dopiero teraz rozumiałam, czemu lewy są nazywane królami.
— Chce takiego — mruknęłam, jak obrażona ośmiolatka.
— Ta się zrobić — powiedział Ryan i mrugnął do mnie.
Nie wiedziałam, czy mówi na serio, czy tylko się ze mną droczy. Nie miałam teraz czasu na rozważanie tego, tylko musiałam odskoczyć, gdy wielka łapa lwa zamachnęła się w moją stronę. Jego ostre pazury rozerwały przód granatowej kurtki, która dostałam od ojca Maggie, jak również moją bluzę i przy tym zadrapując lekko moją skórę na brzuchu.
Miał niezłe pazurki.
— To lew nemejski  —oznajmiła Maggie, jakby ta informacja była nam potrzebna. 
Dla mnie dużej różnicy w tym nie było, bo nieważne czy byłby to lew z parku zoologicznego, czy jakiś potwór mitologiczny i tak musiałabym z tym walczyć. Bo w obydwóch przypadkach nie chciałabym być przekąską dla takiego drapieżnika.
— Lecę po kamerę! — krzyknął pan Martins.
Wszyscy go zignorowaliśmy, Maggie skrzyżowała sztylety, gdy łapa lwa zamachnęła się na nią, posłało to ją na posadzkę i teraz jego łapa ją przygniatała, podczas, gdy Ryan próbował odgonić lwa od Maggie. Od razu zamachnęłam się biczem, który bezbłędnie trafił w jego sad. 
Potwór nie mógł tego puścić mi płazem, bo zaryczał z wściekłości i bólu, a następnie odwrócił się w moją stronę, ignorując Ryana i Maggie. Jego oczy zwęszyły się w małe szparka, a on uginając tylne łapy szykował się do skoku na mnie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, na co tylko przez moment w jego oczach zamigotało zaskoczenie, a następnie skoczył.
Pył wylądował na mnie, powodując u mnie atak kaszlu, a ja spojrzałam z wyrzutem na Rudzielca. Który podrzucił w dłoni swój raper i posłał mi szeroki uśmiech zwycięscy.
— Popsułeś mi zabawę — oskarżyłam go.
— Prowadzę jeden do zera — oznajmił.
W odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec.

_________________________________________________________________________________
Przepraszam za opóźnienie z nowym rozdziałem, ale miałam znów kłopoty z Internetem.
Życzę miłego czytania :)
Bussis!

13 komentarzy:

  1. Pierwsza! Spadam, czytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Rozdział Apolloński! Tata Meggie wyszedł ci obłędnie. Uwielbiam jego słowa i rozumowanie. Henryk jak zwykle idealny. A Ryana jest coraz gorszy!
      Co... Nico w? Nieważne.
      Nie mam pojęcia co jeszcze ci napisać. I tak wiesz jak bardzo cię kocham. <3
      Bussis!
      Neri

      Usuń
    2. Cześć :P
      Dziękuje za cudowne słowa ^w^
      Maggie, jest czasem gorsza w plotkach niż Ryan, ale robi to nieświadomie. Ten fragment, co Nico robił w łazience - już opowiedziała Ryanowi, a Jill, naprawdę. Naprawdę nie chciała wiedzieć. Aż tak ciekawska nie jest.
      Oczywiście, że wiem! :D
      Dziękuje za feerycznie apolliński komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń
  2. Hejo kochana! :3
    Tak baaardzo chciałam przeczytać rozdział już rano, ale niestety bym nie zdążyła do szkoły i przez cały czas czekałam tylko na skończenie lekcji. Nawet nie wiesz jak szeroko się uśmiechnęłam, jak tutaj weszłam i w końcu mogłam zaczytać w Twoim opowiadaniu! ♡ :*
    Rozdział jak zawsze ogromnie mi się podobał. Nie ma co! :P
    Jak zawsze uśmiechałam się jak głupia na sytuacje, w których uczestniczyła Jill wraz z Ryanem. Mówiłam już, że kocham te momenty tak samo, jak Rudzielca? xD
    No nie wierzę! Nie wierzę, że Ryan się ściął! Może nie tak dużo, ale... No jakoś dziwnie się poczułam :/
    Oczywiście nie może obejść się bez wspomnienia o pingwinie! Kocham tego Henryka i jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że jego miałoby nie być. Tylko niech nikt mi go nie porywa! :D
    Ten Martins jest naprawę dziwny. Może polubiłam go, ale to nie zmienia faktu, że jest dziwny. Na początku myślałam, że to normalny face, ale później... zaczęłam myśleć tak samo, jak Jill. Heh. Rozbawiło mnie to, że najpierw ostrzega Jill przed niebezpieczeństwem, a później ni stąd, ni zowąd pyta się, kto zagra z chińczyka. No to mnie rozwaliło! :D
    Lew! *.* Ja też takiego chcę! A czemu nie? :3 Bardzo mnie ciekawi, czy Ryan wywiąże się z obietnicy i załatwi dla Jill takiego lewka ^.^
    Cóż ja mogę jeszcze napisać oprócz tego, że rozdział jak zawsze był fenomenalny? Był cudny i wspaniały i... Kocham Twojego bloga! ♡!!!
    Czekam kochana na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko i ślę buziaki! :***
    PS Zapraszam do mnie (:
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! :3
      Moje serce topnieje z powodu Twoich słów! Zaś łzy wzruszenia wypełniły moje oczy! Jesteś cudowna! *Pociąga nosem ze wzruszenia*
      Ich dialogi są najłatwiejsze do pisania, gdy się sprzeczają, bo zawsze się kończą mniej więcej tak: "Spadaj Rudzielcu!", po czym następuje znane: "Kocham Cię Złośnico!" :D
      Niestety, trochę mnie irytowała ich długość. Poza tym, chciałam, aby w końcu kolczyk w jego lewym uchu był widoczny :3
      O porwaniu nie myślałam, ale to ciekawy pomysł... dzięki!
      Uwielbiam tworzyć wariatów, przyznaje :D
      Ryan nigdy nie obiecuje czegoś, czego nie może spełnić. Niestety dość dłuho będzie trzeba poczekać na jego prezent. Naprawdę długo.
      Dziękuje Maggie! Twój komentarz, jak zwykle był epicko-apolliński!
      Bussis! :3

      Usuń
  3. Dopiero teraz znajduję czas na skomentowanie posta więc od razu przejdę do rzeczy ;)
    Maggie - może być, jednak nie jest moją ulubioną bohaterka, może kiedyś to się zmieni? Za to bardzo lubię Jill (w komplecie z Henrykiem, oczywiście xD) Nie mam pojęcia do czego była jej potrzebna różowa peruka, ale reakcja Ryana bezcenna :D
    Ojciec Maggie jest dziwny, aczkolwiek na tyle śmieszny, że uplasował się w czołówce moich ulubionych bohaterów :3 Ta jego zmiana nastroju najpierw mega poważny, a potem wyskakuje z pytaniem 'Kto chce zagrać w chińczyka?' He he :D
    Mam wrażenie, że Jill chce wszystkich wykastrować, naprawdę xD Ale i tak wiem, że kocha Rudzielca ♥
    Opis walki z lewem nemejskim wyszedł ci świetnie. Więcej stworzeń mitologicznych!
    Życzę mnóstwo weny :*
    http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za Twoją opinię! *Uśmiecha się jak Kot z Cheshire*
      Mam nadzieje, że w przyszłości, polubisz Maggie. Z peruką... cóż, może to kiedyś wyjaśnię :D Ryan jako jedyny z moich bohaterów chyba spodobał się każdemu, kto kiedykolwiek czytał moje opowiadanie. Teraz będzie się puszył jak paw...
      Widać mamy podobny gust, bo ja uwielbiam tworzyć takie szalone postacie ^w^
      Kastracja teraz od zawsze będzie Ci się kojarzyć z Jillian Taylor :D
      Będzie więcej stworzeń, staram się, jak tylko mogę, aby pojawiło się więcej walk. Jednak nei jest to takie łatwe... naprawdę podziwiam ludzi, którzy są w tym rewelacyjni!
      Dziękuje za twój obłędnie apolliński komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń
  4. O bogowie. Nie wierze. Ten rozdział to mistrzostwo. Po prostu leżę i nie wstaję xD Zaczynając od szopa przez chińczyka po lwa.
    Ale od początku. Po pierwsze. Ryan się ściął? Teraz już nie bardzo wiem jak mam go sobie wyobrażać ;P. Być może zmiana wyjdzie mu na dobre. Przewietrzy umysł i tak dalej. Im mniej włosów głowie tym lepsze dotlenienie. ;D
    Uhh kiedy Jill wreszcie przyzna, że zależy jej na Ryanie? Po co ma ciągle udawać, że tego nie czuję, skoro prawda jest inna a i on swoje wie?
    Wy dwoje... kiedy ślub? To dobre pytanie, ale zważywszy na to, że są jeszcze nastolatkami, trochę na to sobie poczekamy.
    Nasi bohaterowie nareszcie w podróży! To ciekawe, że pierwszym przystankiem jest dom Maggie. Ten szop był naprawdę niezły. Tym bardziej, że chroni pana Martinsa przed zombie. Sama Jill jak i czytelniczki wyżej widzą w nim kompletnego wariata. Ja myślę, że jego postać jest absolutnie doskonała. W końcu ten człowiek poznał samą Hekate i w dodatku jest ojcem jej dziecka. Jakie by nie były podania, bogini magii i czarów to ekscentryczna kobieta i myślę, że ciężko być normalnym po spotkaniu z nią. Jakby się nie starać. Dlatego też dziwi mnie jego stosunek do Samaela, skoro on sam miał do czynienia z równie podejrzaną kobietą (Hekate), więc syn Hadesa nie może być niczym nadzwyczajnym. Jakby nie brać zarówno Hekate jak i Hades to gady z jednego piekła. ;D Niemniej jednak podoba mi się pan Martins i jego szalone zachowania jak pomysł z chińczykiem, czy to, że leciał po aparat gdy lew demolował mu dom.
    Jestem szalenie ciekawa co wydarzy się dalej. Życzę morza weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie to zabrzmiało! :D Moje serce ścisnęło się z radości, że ten rozdział aż tak Ci się spodobał! :)
      Ha! To bardzo dobry pomysł, obawiam się jednak, że to więcej zahamowań wywietrzeje mu z mózgu niż miałby się dotlenić :P
      Już jesteśmy blisko, bardzo blisko ku temu, aby Jillian w końcu przestała chować się pod kocykiem z napisem "Udaje, że nic nie czuje!" i w końcu przyznała się do swej miłości :3
      Właściwie to w Ameryce za specjalnym zezwoleniem, napisanym przez rodziców, dwójka nastolatków może wsiąść ślub. Dlatego Ryan wierzy w to, co mówi :P
      Samael jest synem Tanatosa, wkradł Ci się błąd. Mam zamiar wkrótce zaktualizować zakładkę z bohaterami. Pan Martins czuje żal do Sammy'ego, bo według jego rozumowania, to przez syna Tanatosa Maggie zamieszkała w obozie i tak rzadko go odwiedza. Taka rodzicielska niechęć typu "Ten chłopak nie jest wart mojej córki!"
      Zgadzam się również, że rozstanie z Hekate mogło mieć mały wpływ na obecne zachowanie ojca Maggie, ale wpłynęło na to również kilka nieznanych wam czynników.
      Uwielbiam tworzyć tak dziwne postacie! Chyba się ze mną zgodzisz :D
      Dziękuje bardzo za Twój oszałamiająco-apolliński komentarz!
      Bussis! :3

      Usuń
  5. Napisałam długi komentarz i co? I mi się usunął. ;( Ugh! :/ No ale spróbuję go odtworzyć. ;)
    Najpierw jedna ważna i straszna sprawa. To OSTATNI rozdział!? Nie ma na razie więcej?! Jak to?!?! ;C
    "Album „Pierwsze chwilę z Jill” " Ryan... ożeń się ze mną!! *O*
    "Zastanawiam się, co też twoje zgrabne dłonie mogą robić z inną częścią ludzkiego…" Kolego! Ty należysz do Jill! No i do mnie. No i do Miki. Ale nie do niej i jej zgrabnych dłoni! ;O
    " — Jill, czemu gonisz pingwina? — spytała zaniepokojona Maggie.
    — Czemu masz różowe włosy? — spytałem w tym samym czasie." Ten tekst plus gif z pingwinem... i dzień stał się piękniejszy! :D
    Ale teraz na poważnie... dlaczego ona miała tą perukę?! :D
    I tak w innym temacie dlaczego tata Maggie posypywał córkę brokatem? Nie żeby coś. Rozumiem, troszczy się o córkę, ale czy konfetti nie byłoby lepsze? :D
    Jak dla mnie zakończeniem tego rozdziału mogłoby być: i Jillian się obudziła... bo to wszystko tak zabawnie, dziwnie, niewiarygodne.. :D
    No i cóż, czekam z ogromną niecierpliwością na nowy rozdział, który mam nadzieję, niedługo się pojawi! *robi słodkie oczka*

    Pozdrawiam cieplutko, przesyłam buziaki i wysyłam prosto z Hogwartu kilka sów z wielkimi paczkami weny, które mam nadzieję, szybko dolecą do obozu Herosów! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem! Mi czasami też się to zdarza! :C
      Niestety. Chociaż dobrą stroną jest to, że jesteś teraz na bieżąco :D
      Ustaw się w kolejce :P
      Luna doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Poza tym ona boi się Jill.
      Też mi się spodobał gif... zaś co się tyczy peruki... to nawet Ryan (w końcu się zapytał) nie ma pojęcia skąd ona się wzięła. To bardzo dobre pytanie... na które jest dość skomplikowana odpowiedź i ma to związek z jej ojcem -_-
      Ponieważ dostał brokat dostał gratis, gdy kupował kilo karmy dla psów (nie pytaj), a konfetti jego zdaniem jest za drogie. Zaś posypywał ją, aby się błyszczała jak gwiazda i lepiej wypadła przed obiektywem :3
      (Nie zrozumiesz umysłu wariatów... jest ciężko).
      To dobre podsumowanie tego rozdziału! Niestety, ku zawodzie Jill to nie był sen.
      Nad rozdziałem wciąż pracuje, ale złapała mnie groźna choroba typowego lenistwa.
      Dziękuje cieplutko za fantastyczny apolliński komentarz i życzenia (z pewnością się wena przyda i z niecierpliwością czekam na Twoją pocztę)!
      Bussis! :3

      Usuń
  6. Jill i ja jesteśmy parą — dodałem.
    — Nie jesteśmy — zaprzeczyła Złośnica.
    oj Dudasku, tak mi cie szkoda, trafiles na ostra zawodniczkę, ale spokojnie jeszcze kilka...naście lat a pewnie da sie okiełznac :)
    Chcę miec pingwina. Przez ciebie chcę miec pingwina, ale nie takiego zwyklego, tylko takiego jakim jest Henio, to bardzo mądre zwierzę wbrew pozorom :p lwem tez bym nie pogardzila, tylko chyba bym byla troche niespokojna w porze karmienia, wiec lepszym rozwiazaniem bylby jednak pingwin!
    Przed Dudaskiem trudne zadanie, ale pewnie sprosta no bo czego sie nie robi dla swojej kobiety, ktora tak naprawde nie jest jego kobieta :)
    Jakos nie moge sobie wyobrazic Dudaska bez szopy na glowie, hmmm *siedzi i mysli w skupieniu, po czym mruga kilka razy i myslec przestaje, bo nie wymymyslila nic madrego*
    Szop jako strażnik Teksasu chroniący przed zombie????
    czy ja aby na poczatku nie wspomnialam, ze twoja wyobraznia mnie przeraza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo, to nie będą lata mewko! :D
      Serio? Henryk tak Ci się spodobał? Najwidoczniej muszę mu to powiedzieć, bo może ucieknie Jill i wpadnie do Cienie z wizytą!
      Tak... pora karmienia byłaby bardzo... ekscytująca!
      Idealne podsumowanie podejścia Rudzielca! Idealne! xD
      Po prostu Ryan miał już włosy prawie do łopatek, teraz sięgają mu trochę (chyba dobrze pamiętam) do podbródka. Nadal ma szopę na głowie, ale już nie taką długą!
      Mnie też... Oj mnie też!. A ja z nią żyje na co dzień. O.O Najgorzej jest w nocy...
      Bussis! :3

      Usuń