KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

piątek, 17 października 2014

Rozdział I


"Właściwie niczego nie żałuje(...)"

Mój koniec właśnie nadszedł. Dokładniej mówiąc, było to w chwili, w której głos dyrektorki zagrzmiał przez szkolne głośniki. Nikt jednak nie przejął się tą sprawą, nauczyciel od angielskiego tylko raz spojrzał na mnie z miną pod tytułem „Znowu przerywasz przez swoje problemy moją lekcję, panno Taylor?”. Był to starszy mężczyzna po czterdziestce z widocznym już tłuszczakiem, którego nabawił się pijąc piwsko przed telewizorem. Jego łysiny jak i siwizna również miały swoją historię, a fakt, że zaczynały być widoczne, był tylko dowodem tego, że niedawno się rozwiódł a swoją frustrację wyładowuje na uczniach, czyli na nas. Prawdę mówiąc niegdyś pan Forman był naprawdę świetnym i przyjaznym wychowawcą, a jednak w momencie, w którym pół roku temu żona dała mu papiery rozwodowe do podpisania zapuścił się i zgorzkniał do tego poziomu, że był największym w tej szkole pesymistą, jakiego poznałam (a było ich w tej szkole sporo).

Dlatego gdy patrzyłam w jego smutne jasno-błękitne oczy nie potrafiłam się mu odgryzać aż do tego stopnia, co innym nauczycielom, bo w końcu, kto potrafiłby skrzywdzić z jasnością umysłu bezbronnego szczeniaczka z wielkimi smutnymi oczkami?

Nie byłam brutalem!

Co dziwne my dwoje nauczyliśmy się siebie tolerować, dlatego takie sytuacje jak ta były niemal codziennością, więc kiedy wstałam ze swojego miejsca, od razu się spakowałam z dwóch powodów. Pierwszy: lekcja zaraz się skończy, a druga: gdy dyrektorka mnie wzywa, znaczy to, że zanosiło się na DŁUGĄ rozmowę o mojej nadpobudliwości i agresji w stosunku do innych.
Wychodząc z klasy każdy mógłby przysiąc, że miałam w kompletnym nosie to, co zaraz się stanie. Prawda jednak była zupełnie inna, idąc pustym korytarzem byłam przerażona, a nawet nie wiedziałam, w którym momencie stanęłam przed drzwiami dyrektorki, ale z ręką na sercu mogłabym przysiąc, że wchodząc do środka miałam dusze na ramieniu.
Podniosłam dłoń do góry jakby w zwolnionym tempie, w tym momencie czułam się jak bohater w Matriksie. Zacisnęłam dłoń w pięść i biorąc głęboki oddech zapukałam.
— Zapraszamy, panno Taylor — oznajmił znany mi śpiewny głos dyrektorki.
Od momentu, w którym przekroczyłam pierwszy raz próg tej prywatnej placówki na Manhattanie po prostu wiedziałam, że ja i słodka (z pozoru) blondynka, która była prawdziwą bombą z opóźnionym działaniem raczej się nie dogadamy, a właściwie było to, gdy za pierwsze swoje przekroczenie zamknęła mnie w schowku woźnego, a miałam wówczas dwanaście lat.
Przekraczając próg gabinetu, moją nadzieją było, że w końcu mnie wywali z tej szkoły.
Uśmiech piranii, jaki zagościł na jej zdecydowanie za młodej twarzy bez zmarszczek (według mnie była ona kosmitką) nie wróżył nic dobrego. Jak zwykle w jej orzechowych oczach zalśnił znany mi złowrogi błysk.
— Możesz mi powiedzieć, panno Taylor, czemu zaatakowałaś Ericka Sicay’a? — spytała akcentując słowo „panno” jak syk wściekłej kobry chwilę przed atakiem, choć jej pytanie było raczej w formie retorycznej, bo kontynuowała: — Erick jest w ciężkim stanie! Ma złamaną rękę i nieźle został posiniaczony! Nie wspominając o urazie psychicznym.
Szczerze mówiąc, moim zdaniem i ona, jak również Erick, lekko przesadzają, w duchu jednak zmówiłam podziękowanie do moich obecnych zastępczych rodziców za to, że zapisali mnie na wiele zajęć z samoobrony, bo gdyby nie to szesnastoletni Erick byłby górą i być może dostałby to, czego ja mu odmówiłam już kilka razy, a co postanowił wziąć siłą.
Chłopak się przeliczył.
— Rozumiem, że ta szkoła jest dla trudnej młodzieży, tej najtrudniejszej z trudnych… ale Jillian, nie powinnaś mu wymachiwać nożem przed nosem i grozić … kastracją — zauważyła z groźną miną. — Na litość boską, skąd wzięłaś nóż? Oddawaj go!
Nachmurzyłam się, ale posłusznie wyjęłam ze swojego czarnego kozaka (gdzie w środku doszyłam sobie małą siatkę, właśnie tam trzymałam kasę i scyzoryk) a następnie podałam czarny przedmiot dyrektorce, tym samym rzuciłam okiem na niewielkie pomieszczenie.
Stałam plecami do jedynego wyjścia z tego pomieszczenia – drewnianych drzwi, a na wprost mnie za swoim szklanym biurkiem siedziała nieco przy kości dyrektorka, a jej czarny obcisły kostium uwypuklał jej wielki biust i kilka(naście) zbędnych kilogramów – czyli fałd tłuszczu.
Za dyrektorką była biała tablica, na której poprzyczepiane były jakieś kartki – głównie ulotki, albo jakieś dokumenty, które i tak zignoruje tylko po to, aby później wrzeszczeć na przemiłą sekretarkę, ponieważ była od niej dużo szczuplejsza i przede wszystkim o miliony razy ładniejsza.
Wstrętna wiedźma właśnie otwierała usta, gdy nagle w pokoju rozniósł się dźwięk odpalanego motoru, a dźwięk ten skutecznie zagłuszył wszelkie rozmowy. Dyrektorka prychnęła z niezadowoleniem, co bardziej zobaczyłam niż usłyszałam, a następnie machając mi ręką (bo przecież nie mogła wstać za swojego biureczka) kazała mi zamknąć okno po mojej lewej stronie.
Z prawdziwą wprawą doszłam do starego drewnianego okna i odsunęłam kawałek drewna, który powstrzymywał je przed zamknięciem, wcześniej odsunęłam również małego kaktusa, który ku mojemu (nie tak dużemu) zdziwieniu był niemal martwy.
Zamknęłam okno i odwróciłam się do naburmuszonej dyrektorki, która z czystym niedowierzaniem na twarzy przyglądała się mojemu scyzorykowi, jakby był czymś paskudnym i nie chodzi o to, że ona nie lubiła przemocy. Byłam pewna, że po prostu brzydzi ją fakt, że był on w moim bucie.
Wstrętna baba.
Westchnęła i odrzuciła mój scyzoryk do swojej „skrywki”, jaką była szuflada na zamek, gdzie trzymała metalowe pudełeczko (również na klucz) a w którym chowała wszystkie „niedozwolone” i „zakazane” przedmioty. Szczerze mówiąc na moich rzeczach niewątpliwie się wzbogaciła.
— Nie mam już do ciebie siły — wyznała i nagle popatrzyła na mnie badawczo, a ponieważ nadal stałam niewzruszona przy oknie, które zamknęłam zapytała: — Nie masz mi nic do powiedzenia? — Żadnej reakcji z mojej strony. — Chociaż może przeprosiny?
Moje usta mimowolnie wygięły się w kącikach, nie mogłam tego powstrzymać. Sytuacja, w jakiej się znalazłam była absurdalna i nie wątpiłam, że moja obecna rodzina zastępcza, mimo tych dwóch lat, kiedy to mnie tutaj wysłali, w końcu mnie odda – jak wiele poprzednich rodzin.
Poczułam dziwne ukłucie w piersi.
— Właściwie niczego nie żałuje, no może tylko tego, że nie przywaliłam panu Sicay’owi nieco mocniej i nie zdążyłam spełnić swojej groźby — wyjaśniłam szczerze.
Czy wspominałam, że wcześniej przez dwa lata mieszkałam z rodziną, gdzie wszyscy byli weterynarzami i często pomagałam w ich klinice? Właśnie tam moja zastępcza wówczas matka uznała, że zabawnie będzie nauczyć dziecko z problemami jakiejś rzeczy, którą może grozić męskiej części społeczeństwa.
Lubiłam ich, ale niestety opieka społeczna mnie stamtąd zabrała z powodu „braku odpowiedzialności”, jaką wykazali się moi zastępczy rodzice. Może i było coś w tym, że wówczas ja – wystraszona ośmiolatka – dowiaduję się, że chcą zabrać mnie do Afryki, gdzie w spartańskich warunkach chcieli pomagać chorym i potrzebującym.
Afrykański klimat był nie dla mnie.
Opieka społeczna zgadzała się ze mną.
Ty… wymamrotała z czystym niedowierzaniem dyrektorka.
Następnie jej twarz stałą się aż purpurowa ze złości i podnosząc zszywacz rzuciła go w moją stronę, byłam zaskoczona, ale jakimś cudem zrobiłam unik, ale to tylko wprowadziło ją w prawdziwy stan furii. Ku mojemu zdziwieniu potrafiłam zmieniać trajektorię lotów przedmiotów tak, że w ogóle we mnie nie trafiły.
Z triumfem spojrzałam na dyrektorkę.
Ona wyciągnęła mój scyzoryk i rzuciła.
Sapnęłam i poczułam ból.
Spojrzałam na swoje lewe ramię i znów sapnęłam z zaskoczeniem na widok krwi.
Zanim straciłam przytomność z powodu uderzenia, jakie nastąpiło z nadlatującego globu, a którym dostałam w sam środek czoła. Byłam szczerze przestraszona gniewem, jaki wzbudziłam w dyrektorce, a później niestety była tylko ciemność.
Zdążyłam pomyśleć, że umrę w tym bezbarwnym pokoju bez jakiegokolwiek gustu, ale może dyrektorka okaże się tak uprzejma, że postanowi ukryć moje zwłoki? Już wolałam, aby mój trup leżał w jakiejś kanalizacji, tam przynajmniej był jakiś gusty – brzydki i śmierdzący, ale nie tak bezuczuciowy.

*      ~      *      ~      *

To był nagły błysk, od którego maszyna, na której grał od jakichś kilku godzin wyłączyła się z cichym sykiem, a ciemny dym zaczął wydobywać się z jej wnętrza. Zaskoczony rudowłosy chłopak odskoczył od niej jak oparzony i zamrugał kilkakrotnie. Jego twarz była bardziej blada niż zazwyczaj, a kilka złotych plamek rozchodzących się od jednego policzka przez nos do drugiego, było znacznie bardziej widoczne. Czarne smugi pod oczami podkreślały dwu-kolorowość jego tęczówek. Lewe oko miał w kolorze ciemnego granatu, co w tak kiepskim świetle jego tęczówka wyglądała jakby zlewała się ze źrenicą. Natomiast jego prawa tęczówka była w pięknym jasnobłękitnym kolorze z dodatkowym złotym obłokiem wokół źrenicy, przypominający słonce, a co było u wielu ludzi czymś zwyczajnym.
Jednak u rudowłosego chłopaka, którego włosy był nieprawdopodobnie czerwone o nieco przydługich kosmykach (sięgały mu do ramion), mogło wydać się czymś niesamowitym, bo w końcu ile osób na świecie rodzi się z tęczówkami w dwóch kolorach? Albo przynajmniej w dwóch odcieniach tego samego koloru, różniącego się jak dzień i noc, a jednocześnie takie same?
Był to paradoks z powodu jego pochodzenia, o którym nie wiedział zbyt wiele, ale jego matka zdążyła mu przekazać kilka ciekawych szczegółów matka, której oczy były w pięknym granatowym odcieniu jak niebo tuż po zachodzie słońca, na którym nie było jeszcze gwiazd – z tym mu się przynajmniej zawsze kojarzyła.
Jestem zmuszona pana wyprosić oznajmił czyjś głos za nim.
Obejrzał się i zobaczył kelnerkę, która jeszcze kilka minut wcześniej niemal na siłę starała się go zatrzymać kusząc niewyobrażalnym luksusem. Wzruszył jednak ramionami i uśmiechając się szeroko mruknął do niej i jednocześnie prostując się, aby wyprężyć swoje mięśnie.
Mi też jest przykro, ale może zechce się pani ze mną umówić?
Zbyła jego pytanie prychnięciem, a następnie podnosząc wysoko brodę do góry obrzuciła przez ramię loki swoich czarnych włosów i wymaszerowała jakby była panią na włościach. Mimowolnie westchnął z zachwytu nad jej ciałem – ponieważ uwielbiał szkicować, ale tylko tak dla samego siebie i coś głęboko w nim zawsze najpierw zwracało uwagę na to jak dana osoba będzie się prezentować na płótnie niż to, czy w ogóle jest taką osobą zainteresowany.
Tym razem był, a jego artystyczne ja zgadzało się z nim w stu procentach.
Nagły zapach dymu zwrócił ponownie jego uwagę na urządzenie, przy którym stał, zamrugał kilkakrotnie i ponownie wzdychając tym razem w geście rezygnacji skierował się w stronę wyjścia, które przez te wszystkie jaskrawe kolory, mrugające światła gier i wiele luksusowych ofert było bardzo trudne do zlokalizowania – ale dla chcącego nic trudnego, bo w końcu, gdy dwóch ochroniarzy cię asekuruje trzymając za ramiona dla twojego bezpieczeństwa, abyś bez przeszkód trafił do wyjścia… cóż, czego chcieć więcej?
Zimne powietrze owiało jego twarz, a on rozejrzał się zaskoczony po otaczającym go świecie i stojąc tak pośrodku samego Las Vegas, Ryan O’Connell naprawdę nie wiedział, co się dzieje. Nagły atak migreny – tak dobrze mu znany – przerwał jego szok i zagubienie.
Dziewczyna o krótkich lekko nastroszonych do ramion ciemno-czekoladowych prostych włosach i lekko skośnych oczach o ciemnym odcieniu szarości, które zasługiwały na nazwę kocich, spojrzały właśnie na niego, a na jej ustach pojawił się największy i najszczerszy uśmiech, jaki zobaczył w całym swoim życiu, a następnie wydała z siebie lekko piskliwy śmiech, co było zapewne chichotem, a jemu wydawał się niezwykle uroczy, wydawało mu się nawet, że przez chwilę próbuje być poważna.

To, co się wydarzyło… nikt nie może o tym wiedzieć oznajmiła poważnie mimo nadal widniejącego na jej twarzy uśmiechu. Nie mogę uwierzyć, że…
Cokolwiek chciała mu wyznać miało pozostać dla niego jeszcze sekretem. Wzdychając jednak z radości, jaka opanowała jego serce już wiedział, kogo musi szukać, a raczej wiedział jak wygląda dziewczyna, która mogła w końcu sprawić, że świat, który kocha byłby nareszcie w stanie zaakceptować jego samego. Niezrażonego i wieczne uśmiechniętego optymistę.
Nie chce iść do żadnej szkoły rozgrzmiał znany mu poważny głos, którego ton był nieco piskliwy, ale zauważył, że gdy się odzywa zawsze taki jest. To była wariatka…

To twoja dyrektorka powiedziała w zmieszaniu czarnowłosa kobieta.
Szpital, w którym znajdowała się dziewczyna dał mu wiele wskazówek, nazwa szpitala była widoczna na karcie pacjentki, którą okazała się dziewczyna. Jej usta zaciśnięte były teraz w wąską linię, a w tak wesołych oczach, jakie spojrzały na niego zniknęła wszelka radość a zastąpił je strach.

W takim razie „dyrektorka” mówiąc to zrobiła cudzysłów w powietrzu przy słowie dyrektorka. Próbowała mnie zabić, na dowód mam zabandażowaną rękę… szybko spojrzał na biały bandaż na jej ramieniu i głowie. …oraz wielkiego siniaka na czole i mogę mieć jedynie nadzieje, że nie zostanę oszpecona do końca życia dodała z nutką ponurości w głosie.
Jill, zrozum…
Obraz znów się rozmył, a stojący na chodniku chłopak spojrzał w niebo w zadumie. Wiedział doskonale, że jego misją jest spotkanie się z dziewczyną. Jakby nie patrzeć ich skrzyżowanie się dróg jest im wyraźnie wpisane w przeznaczenie. Zmarszczył z zaniepokojeniem brwi, gdy do jego głowy napłynęły wątpliwości. Był nimi zaskoczony, ale szybko je odgonił i ruszył przed siebie, gdyż wiedział, ze jego ojciec mu zaufał. Pokładał zaufanie w tym, że on Ryan nie wykorzysta tej wiedzy w niecnym i niegodnym według jego ojca celu. Dostał solidną nauczkę, gdy raz próbował ustrzec przed śmiercią swojego chomika, który i tak umarł – ale bardziej dramatycznie niż zakładał pierwszy scenariusz, a który on zobaczył.
Jego matka wyjaśniła mu, na czym polega przeznaczenie spisane przez Mojry, gdy one się wkurzą z powodu osoby, która wtrąca się w nie swoje sprawy staja się bardziej zacięte, aby przeznaczenie się spełniło, więc kiedy rok temu zobaczył śmierć swojej matki…
Zadrżał, ale uśmiech sam wpłynął mu na samo wspomnienie jego wiecznie optymistycznej matki, po której właśnie tę cechę odziedziczył i zaśmiał się, gdy przypomniał sobie, z jakim tempie zaczęła go przygotowywać do rozstania z nią.
Naturalnie przeznaczenie przyszło po nią tak jak było w jego wizji, ale jego matka nie chciała nigdy wiedzieć jak umrze i choć przez te kilka dni czerpała z życia więcej niż niejeden człowiek, spełniła swoje marzenia i szalone plany. On sam nie mógł powiedzieć, że Aine O’Connell nie umarła, jako szczęśliwa i spełniona kobieta.
Jego matka była wyjątkowa.
Wyniósł z życia jednak więcej lekcji niż niejedna osoba dużo starsza od niego, toteż patrząc teraz w zachmurzone niebo zastanawiał się, jaki sposób najlepiej dostać się na Manhattan, ale jakby z nieba spadła odpowiedź. W tej samej chwili koło niego zatrzymał się mężczyzna, pytający czy nie odkupi od niego biletu za pół ceny w tym właśnie kierunku.
Manhattan.
Miał zatem świętą rację i nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego się mu na usta od razu sięgnął po portfel i odliczył odpowiednią sumę dla nieznajomego.

19 komentarzy:

  1. Dyrektorkę znienawidziłam już po jej pierwszych słowach ;-;
    Bardzo fajnie to napisałaś, szczególnie podoba mi się moment z kastracją, główna bohaterka ma niezły charakterek ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Aż mi się głupio zrobiło, jak zobaczyłam twój komentarz... Powinnam także napisać taki wyczerpujący. Niestety nie jestem zbyt dobra w ocenianiu innych, po prostu podoba mi się twoje opowiadanie i mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać :)

      Usuń
  2. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wygląd, jest przepiękny. A co do treści to zbieram jeszcze szczękę z ziemi :) Jesteś rewelacyjna. Mimo, ze rozdział był długi, czytałam w nadziei, ze się nie skończy. Chciałabym móc od razu przeczytać całą historię.
    Nienawidzę tej dyrektorki, co za bezczelne babsko, a Jillian polubiłam od samego początku, ciekawe jak sie dalej losy potoczą. Cieszę się, że tu trafiłam. Dodaję do obserwowanych, żeby przypadkiem nie przegapić kolejnego rozdziału :)
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :)
      Szablon bloga robiłam sama, więc naprawdę się cieszę, że ci się podoba ^^
      Co do długości rozdziałów, jakoś nie umiem ich skrócić, a kolejne wyszły mi jeszcze dłuższe >.<
      Jeszcze raz dziękuje za twój motywujący komentarz c:

      Usuń
  3. Świetne opowiadanie, naprawdę wciąga ;) Czekam na więcej ;D Pozdrawiam i życzę wspaniałej weny twórczej :3

    P.S
    Halloweenismylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze dyrektorka to psycholka. To musiałam powiedzieć już na wstępie. Ale od początku. Mogę szczerze powiedzieć, że posiadasz talent pisarski. Sposób w jaki opisujesz... Ah, naprawdę mi się podoba. Przeczytałam ten rozdział z prędkością strusia pędziwiatra i naprawdę cieszę się, że znalazłam czas na czytanie tak wspaniałego opowiadania. Co prawda Melinda już tu nie występuje i na rozwianie jej tajemnicy będę musiała sporo poczekać, ale postacie Jill i Ryana to wystarczająca rekompensata. Zacznę może od Jill. Bohaterka od razu przypadła mi do gustu, głownie ze względu na jej charakter. Jest wyrazista i nie boi się wystawiać własnych ocen. Rewelacyjnie opisujesz w pierwszej osobie i niemal żałuję, że fragment dotyczący Ryana był w formie trzecioosobowej (która swoją drogą tez była napisana po mistrzowsku). Co do dyrektorki - wracając do tej grubej małpy- od razu mi się nie spodobała. Nie dość, że okrutna (schowek, naprawdę?) to jeszcze przydałaby się jej jakaś terapia. Absolutnie nie nadaje się by pełnić tę funkcję. Proponuję aby wzięła sobie chorobowe... tak na zawsze, choć sądząc po tym jak jej odbiło, to pewnie wyrzucą ją ze stanowiska. Rozbawił mnie moment związany z faktem, że Ryan próbował ratować swojego chomika przed śmiercią. Jego postać póki co intryguje mnie najbardziej. Nie dość, że zna mitologiczny świat, posiada fascynujące wizje to jeszcze ma tajemniczego ojca i jest związany z Jill przeznaczeniem. Nie wiem dlaczego miałby to wykorzystać w zły sposób ale w końcu na razie mam więcej pytań niż odpowiedzi. Ogólnie rzecz biorąc mogę powiedzieć, że masz talent i mimo tego, ze przeczytałam zaledwie prolog i pierwszy rozdział, opowiadanie już mnie wciągnęło. Moim skromnym zdaniem jest bardzo interesujące :)
    Pozdrawiam, Carlie S

    OdpowiedzUsuń
  5. To mnie zszokowałaś, nigdy nie sądziłam, że moje opisy są dobre, zawsze się na nie wkurzam, bo nie są takie jakie bym chciała. Jeżeli przeczytałaś ten rozdział z taką prędkością to jestem pod wrażeniem, bo jest naprawdę długi :D Ja sama miałam wejść na twojego bloga, ale jakoś zawsze o tym zapominałam, na pewno wejdę niedługo!
    Rozbawiałaś mnie tym, że Ryan mógłby być zły. Co do Melindy, wszystko jeszcze się wyjaśni.
    Dziękuje, że do mnie wpadłaś i zostawiłaś ślad po sobie, ja niedługo zajrzę do Ciebie na bank.
    Również pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie bardzo mi się podoba! Bardzo wciąga ;) Na razie udało przeczytać mi się tyle, ale obiecuję, że w wolnym czasie przeczytam zaległości ;p Buziaczki i pozdrawiam ;*
    PS. U mnie nn :)

    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za Twój komentarz :3 Naprawdę cieszę się, że Ci się spodobał!
      Również pozdrawiam ^^
      PS. Wiem, już tam byłam i ślad pozostawiłam :D

      Usuń
  7. Ah. W końcu przeczytałam kolejny rozdział, a właściwie pierwszy. Od początku już mi się spodobał. Ta akacja z pesymistycznym nauczycielem i użycie słowa 'piwsko' totalnie mnie rozbawiło. Chyba o to chodziło? Bohaterka jest mega. Szalona i zaskakująca. I jeszcze tekst dyrektorki z tym nożem i kastracją. Zaskakujesz mnie pozytywnie. :) A dyrektorka chyba jest jakaś psychiczna, w ogóle jej nie ogarniam. Wredny babsztyl. Tak więc skoro teraz mam sporo wolnego zdecydowanie uda mi się szybko nadgonić resztę rozdziałów. :*
    Także życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to! Odgadłaś moje niecne plany :D Mam dziwne poczucie humoru i uwielbiam wypisywać zabawne sceny w opowiadaniu, to moje hobby. Dlatego właśnie o to chodziło, gdy cię rozbawił mój tekst ^^ Och dziękuje ślicznie! Starałam się, jeżeli chodzi o Jill. Jestem pewna, że dalsze rozdziały również poprawią Ci humor :)
      Naprawdę dziękuje za komentarz, życzenia i że tutaj wpadłaś :3
      Pozdrawiam i życzę powodzenia w czytaniu! ^^

      Usuń
  8. Heeej :3 Znalazłam Twój blog, więc postanowiłam już zacząć czytać *-*
    Spodobały mi się opisy *-* Choć jak dla mnie są troszkę za małe literki ._. Niestety mam wadę wzroku więc to może dlatego.
    Dziewczyna zachowuje się troszkę dziwnie. Już któraś zastępcza rodzina i szkoła dla dzieci specjalnej troski xD Atakują się nożem, próbują się gwałcić x.x Trochę to śmieszne, więc nie zdziwiło mnie zachowanie dyrektorki. Widocznie zgłupiała przy tych dzieciakach :D
    Ten chłopak jest bardzo interesującą osobą. Ma takie, jakby wizje? To super! :3 Zapowiada się super!
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny :)
    PS: W wolnej chwili zapraszam na opowiadanie o wampirach :)
    http://rodzinadenverow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zabrałam się do czytania I muszę powiedzieć , że jest niezłe , nawet bardzo ! Coć wolałabym , żeby rozdziały były ticy krótssze , ale cóż . xD NIe mój blog , nie moja historia . Jeśli masz czas zajrzyj do mnie : http://wystarczy-jeden-krok-malenki-krok.blogspot.com/ http://esperanza-umiera-ostatnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Więc od początku, w prologu bohaterka była bliska śmierci i teraz trochę zgłupiałam, to przyszłość, przeszłość? :D
    Opis tego biednego nauczyciela, jakiś taki uroczy... xD
    Dyrektorka okropna. ;/ A to grożenie kastracją... hahahahah :D Już Cię lubię! :3
    Szkoła dla trudnej młodzieży? Ciekawe...
    Ahh właśnie mnie olśniło jak ponownie zerknęłam do zakładki bohaterowie! :D
    Dziewczyna z prologu to była mama tej o której czytamy teraz, prawda? ;*
    Wybacz to nieogarnięcie, ale piszę czytając po fragmencie, żeby nie przegapić niczego godnego skomentowania. :D
    Czemu ta wredna dyrektorka ot tak zaczęła rzucać przedmiotami!? ;o Przemyślenia głównej bohaterki, świetne! ;*
    "gdy dwóch ochroniarzy cię asekuruje trzymając za ramiona dla twojego bezpieczeństwa, abyś bez przeszkód trafił do wyjścia… cóż, czego chcieć więcej?" Hahahah no właśnie! Samo szczęście! :D
    Ryan ma coś w rodzaju wizji z Jillian?
    Jak ci ludzie (rodzice zastępczy?) mogą namawiać Jillian, żeby chodziła dalej do tej szkoły?!
    Ogólnie rozdział super i nawet sama się nie spodziewałam, że ta historia tak mnie wciągnie, w takim tempie! ;)
    Komentarz nie specjalnie długi, ale poprawię się w następnych rozdziałach, tymczasem idę spać i spodziewaj się kolejnych komentarzy jutro! ;*

    Pozdrawiam cieplutko i przesyłam buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och * wzdycha* zapomniałam już, jak to było na początku :3
      Prolog jest przeszłością i odpowiadając na Twoje późniejsze pytanie, to tak. Dziewczyna z prologu była matką Jillian :)
      Dziękuje, że to zauważyłaś, niestety nauczyciel jest raczej postacią epizodyczną.
      Jill jest znana z kastracji xD Niejeden raz będzie jeszcze nią grozić, a ja cieszę się, że jej postać Ci się spodobała :D
      Nasz młoda bohaterka, jest dość narwana, a ADHD, które ma (przez to, że jest córką boga) sprawia, że nie potrafi przepuścić koło nosa żadnej zaczepki.
      Spoko! Ja, co prawda tak nie potrafię robić (choć próbowałam), bo wpadam w trans czytania xD Chociaż próbowałam!
      Wredna dyrektorka jest spokrewniona z Erickiem - to wszystko wyjaśnia, nie? :D
      To akurat były przemyślenia Rudzielca... znaczy Ryana, jednakże poczekaj, aż przeczytasz o Maggie i dołączy do nich Ryan - przeżycia niezapomniane!
      Ryan ma wizję i to nie tylko z Jillian :3 Jednakże głównie lubi te z nią związane xD
      Cóż... Zastępczy rodzice Jillian mają bardzo dziwny światopogląd, bo według nich, skoro Jill jeszcze żyje, to nic się nie stało! Poza tym, jakoś ciężko jest znaleźć dobrą placówkę edukacyjną dla dziecka boga, gdyż herosi (dzieci bogów) zazwyczaj wylatują po maksimum pół roku z każdej szkoły :)
      Spoko! Cieszę się, że historia Cię zaciekawiła i zawitasz na dłużej!
      Dziękuje ślicznie za ten cudowny apolliński komentarz, a długością się nie przejmuj! Ważnie, że skomentowałaś i podzieliłaś się swoją myślą C:
      Bussis! :3

      Usuń
  11. Fascynujący rozdział, bo dziwna szkoła, a jak dziwna, to i ciekawa. Przyznam, że hardcorowo pojechałaś (inaczej nie umiem tego określić). Jednak z drugiej strony nie dziwię się trochę tej dyrektorce, gdybym miał zajmować się taką młodzieżom, to pewnie też bym szybko sfiksował i w końcu posunął się do przemocy, bo ile można mówić, gdy druga strona nie ma do nauczycieli za grosz szacunku, posłuchu, kultury? Sądzę, że nie długo można tak mówić i czekać na cud, dlatego też reakcja dyrektorki choć mnie razi, to nie dziwi, nie popieram jej, ale rozumiem.
    Ryan widzę ma jakąś tajemnicę, która mnie interesuje, ale jest coś co ciekawi mnie bardziej, mianowicie czy charakterkiem dorówna dziewczynie z pierwszej części rozdziału.
    Tam jest błąd: "Nie chce iść do żądnej szkoły" - żadnej.
    Pojawia się przeznaczenie, skrzyżowanie dróg... kim jest Ryan? Myślę, że dowiem się tego w kolejnym rozdziale, dlatego już nie przedłużam, tylko przechodzę do dwójeczki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj zaszalałam... dyrektorka tej placówki już na dobre... straciła hamulce, że tak powiem. Praca w prywatnej placówce jako dyrektor jest naprawdę dobrze płatna, a wiadomo, co ludzie są gotowi zrobić za gotówkę.
      Och... Ryan jej dorówna, to mogę od razu stwierdzić :)
      Dziękuje za wskazanie błędu! Poprawiany ^.^
      W dalszych rozdziałach będzie o nim nieco więcej, bo uosabia moja dziwaczne poczucie humoru :D
      Mam nadzieje, że się nie zawiedziesz! Dziękuje za cudowny komentarz i pozdrawiam :3

      Usuń
  12. Hejka!
    Domyślam się dlaczego Jill chciała go wykastrować. Z całego serca popieram. Mogę nawet pomóc.
    Mordercza dyrektorka! Jej!
    Czyżbyśmy mieli już jakąś parę? *sugestywny ruch brwiami*

    OdpowiedzUsuń