KRÓTKIE INFORMACJE:
--> UWAGA! Aby nie pogubić się "kto kim jest?" dodałam specjalną podstronę dla osób nie czytających "Percy Jacksona i Bogów Olimpijskich" - na TEJ podstronie będę powoli dodawała postacie z książek R. Riordana.
--> Rozdział 2: 10% (pisany)
--> W "Dziale Ocen i Recenzji" z "Katalogu Euforii" pojawiła się ocena mojego bloga!
--> W "Recenzowisko" pojawiła się ocena mojego bloga!
To na tyle, oczywiście dziękuje wszystkim za komentarze, które jak doskonale pewnie wiecie (sami piszecie blogi, na które wpadam z przyjemnością) naprawdę motywują!

Zaktualizowane dnia: 27.09

wtorek, 21 października 2014

Rozdział II

"Sam do końca nie wiem, czemu tu jestem(...)"
 

Pierwsza misja zawsze jest wielkim wydarzeniem w życiu herosa, a ponieważ Margaret była córką zaledwie pomniejszej bogini, a nie córką żadnego z bogów wielkiej dwunastki. To był prawdziwy fart, że dostała swoją własną, samodzielną misję, na której może pokazać, na co ją stać, było dla niej wręcz spełnieniem wszelkich marzeń sennych, oczywiście może i by w tej sytuacji bardziej wypadałoby się cieszyć, niż skakać na biurku z paniką wymalowaną na twarzy, a przy tym piszczeć jak mała dziewczynka, będąc w Wielkim Domu, mianowicie w gabinecie, gdzie właśnie Chejron zaledwie chwilę temu przedstawiał plany misji, jaka ją czeka.
Niestety teraz ten dumny centaur zmieniony został przez jej pomyłkę w dość sporego szczura, a ona jakoś tak wyszło, że panicznie się ich boi, więc Chejron zmieniony w gryzonia panikował, a ona wcale nie odstawała w tyle wrzeszcząc jeszcze chwilę ile sił w płucach, a teraz niszcząc zadbany blat biurka swoimi tenisówkami poprzez skakanie na nim i wrzeszczenie imienia dyrektora obozu, który zapewne mimo jej wrzasków i tak całkowicie ją ignoruje.
Taki już był pan D.
— Co tu się dzieje?!
Wrzask Dionizosa skutecznie uciszył rozhisteryzowaną Margaret i przerażonego Chejrona-szczura, którzy zgodnie spojrzeli się na nowo przybyłego. Pan D. w swojej paskudnej hawajskiej koszulki i z dietetyczną colą w dłoni wcale nie wyglądał jak jakikolwiek bóg.
— Serio? — spytał z niezwykłą powagą.
Margaret zawstydziła się z powodu jego rozbawienia, które starał się maskować. Pewnie nie chciał dać jej możliwości wypatrzenia jakiejkolwiek przyjaznej cechy, choć może po prostu chciał uspokoić ich swoją stanowczością.
Niestety nagły wybuch śmiechu i łzy, jakie pojawiły się w oczach pana D. było całkowitą odpowiedzią, że bóg wina nie mógł uwierzyć w to, co widzi, a teraz nie powstrzymując uśmiechu i złośliwych uwag pod adresem Chejrona-szczura, oparł się dłońmi o framugę drzwi, aby jakoś zachować równowagę z powodu to coraz nowszych torsów śmiechu.
— I ty… ty chcesz… ją wysłać… na… m-misję? — wyjąkał pan D.
Prawdę mówiąc Margaret jeszcze nigdy go nie widziała w równie szampańskim humorze, więc zerkając błagalnie na szczura, aby ten nie zmienił jednak swojego postanowienia odnośnie osób, które udadzą się na „wycieczkę” odwróciła się w stronę Dionizosa i pomachała dłońmi tłumacząc mu, co zrobiła. Niestety bóg wina dopiero po chwili zorientował się, że słodka czarnowłosa dziewczyna coś do niego mówi – a dokładniej w momencie, w którym sam zamienił się w gryzonia.
Mieli problem.
Wrzeszcząc Margaret znów zaczęła tańcować na biurku, wrzeszcząc imię wszelkich bogów, którzy zasiadali bądź nie na olimpie i których teraz pomoc byłaby dla niej nieopisana. Gdyby Margaret była bardziej uważna zauważyłaby, że Chejron-szczur nabija się teraz ze swojego towarzysza w niedoli.

*      ~      *      ~      *

Leżąc na szpitalnym łóżku, zastanawiałam się, jak długo zniosę te tortury, bo moja „współlokatorka”, która dorwała się do pilota od telewizji znów postanowiła włączyć jakiś durny film dramatyczny – a czego ja nie znosiłam.
Uważam, że skoro media zaliczają się do rozrywki, to powinna ona bawić, nie dołować i nie smucić. Właśnie, dlatego uważałam dramaty za bezsensowne filmy, co prawda horror to nie dramat, a nawet zniosę biografię z tragicznym końcem (w końcu było to na faktach autentycznych), ale niewyssany z palca durny pomysł reżysera (czasem niektóre dramaty są rzeczywiście całkiem ciekawe). Niestety moja sąsiadka włączała takie bzdury, że ledwo powstrzymywałam wybuch śmiechu.
Wgapiając się w sufit śnieżno-białej Sali, czułam się jakbym nadal znajdowała się w gabinecie dyrektorki (to samo bezguście, przez które projektanci walą głową w ścianę mówiąc „Jakim cudem takie miejsca w ogóle istnieją?”).
Białe ściany, niebieskie linoleum i ponura atmosfera nadchodzącej śmierci oraz ten przerażający zapach medykamentów, który sprawiał, że mój żołądek się buntował, a w głowie pojawiało się wyobrażenie małej blondwłosej pielęgniarki z istnie diabelskim uśmiechem i gigantyczną strzykawką.
— Och nie Estebanie! Robert kłamie! To z Oliverem było prawdą, ale Astoria…”
Zerknęłam na wyświetlacz telewizora, na którym widniało kilka smugów pozostawionych po tanich środkach chemicznych i skrzywiłam się, uświadamiając sobie, że dużo gorsza od dramatu była opera mydlana z dramatem w tle w wykonaniu przez hiszpańskich aktorów.
Prawdziwy horror.
— Gabriela kłamie — powiedziała z jadem w głosie moja współlokatorka. — To ona rzuciła się na Roberta!
Wyjaśniając mi to spojrzała wprost na mnie jakby oczekując, że wezmę udział w tej dyskusji. Zerknęłam na serial i naprawdę nawet gdybym chciała złapać jakiś kontakt z dziewczyną w moim wieku, która ubiera się jak babcie (w końcu miała na sobie długą koszulę nocną, która zakrywała… właściwie wszystko. Była od szyi aż do kostek nóg) po prostu nie mogłam i już.
Oprócz ubioru miała też kręcące się brązowe włosy upięte w klasycznego koka sprawiając, że wyglądała na nieco starszą i poważniejszą, ale jej miodowe oczy wyglądały raczej dziecinnie i to tylko dzięki nim spostrzegłam, że nie jest trzydziestolatką, za jaką chce uchodzić – może i trochę przesadzałam, ale nigdy aż tak bardzo nie męczyłam się w czyimś towarzystwie.
Miała piękną naturalną złotą cerę i duże usta, niczym prawdziwa hiszpańska piękność – nie wątpiłam, że miała w sobie latynoską krew.
Teraz jednak jej miodowe oczy spoglądały na mnie z zaufaniem i powagą, co trochę mnie rozśmieszyło i choć chciałam z nią porozmawiać, rozumiejąc poniekąd jak to jest, gdy nikt nie rozumie twoich zainteresowań.
— Nie znoszę dramatów — powiedziałam chłodno.
„Przez nie zawsze płaczę” – pomyślałam, ale nie dopowiedziałam tego.
Dziewczyna, której imienia nie pamiętałam uśmiechnęła się do mnie odsłaniając tym samym wszystkie swoje śnieżnobiałe ząbki, na których widok szczęka mi niemal opadła. Naturalnie miałam zdrowe zęby, ale moja biel nawet gdybym zastosowała wybielanie nigdy nie byłaby tak olśniewająca jak u bezimiennej mi dziewczyny.
— W porządku — powiedziała szczerze, ale z nutką zawodu w głosie.
Nie odezwałam się już więcej, tylko schyliłam się do swojej szafki w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mogłabym się zająć. Nudziło mi się potwornie, a to było najpewniej nie tylko skutkiem nudnego hiszpańskiego serialu, ale wynikiem mojego ADHD, które zawsze mnie ponosiło.
Grzebiąc w szafce nawet nie zauważyłam, kiedy skrzypiące białe drzwi, gdzie największy ubytek farby z wyrysowanym organem męskim został zasłonięty przez tabliczkę z zasadami bezpieczeństwa, a te mniejsze rysy zamalowane białą farbą i choć osoba, bo drugiej stronie namęczyła się z metalową klamką, która była luźna i ciężko było dostać się do Sali…
Gdy w końcu nieznana mi postać weszła, ja byłam pochylona w stronę szafki i koncentrowałam się na swoich książkach, które moi zastępczy rodzice przynieśli zaledwie kilka godzin wcześniej – choć byłam już w tym szpitalu od dwóch dni i dopiero wczoraj mnie odwiedzili, a przy okazji nawrzeszczeli za złe zachowanie i podsumowali moje wyskoki. Byłam więcej niż pewna, że bardzo szybko skontaktują się z opieką. Ja nawet ich nie słuchałam tylko przeglądałam swoje rzeczy, co doprowadziło ich do prawdziwej furii.
Prostując się westchnęłam i spojrzałam na książkę, którą udało mi się wyjąć.
— Jill?
Nieznany mi męski głos zwrócił moją uwagę, od razu pomyślałam, że to ktoś z opieki, ale kiedy moje oczy spotkały się z jego różnobarwnych tęczówek (nazywana z punktu naukowego/medycznego heterochromia iridis). Byłam pewna, że jest nieco za młody na pracownika opieki społecznej, jak również pewna byłam, że się nie znamy i nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, w końcu zapamiętałabym go – z tymi jego dziwacznymi oczami. Skinęłam powitalnie głową i od razu starałam się pokazać moje niezainteresowanie jego osobą.
On jednak uśmiechnął się szeroko i bez pozwolenia wziął biały taboret stojący przed moim łóżkiem szpitalnym i stawiając go jak najbliżej mnie, zajął je i spoglądał na mnie badawczo tymi swoimi różnobarwnymi tęczówkami.
Mimowolnie zadrżałam i otuliłam się szczelniej szpitalną kołdrą i kocem w szkocką kratę, ale ani na moment nie spuszczałam wzroku z nieznajomego, milcząc przy tym uparcie. Przyjrzałam się uważniej jego ostrym rysom twarzy, które mimo jego młodego wieku (był pewnie nieco starszy ode mnie) były już na tyle widoczne, że wiadome było, iż jego męska uroda w przyszłości będzie zniewalać kobiety.
Jego czerwone brwi zbiegły się w marsie zdumienia na czole tworząc dwie zmarszczki na nim, a gdy nachylił się ku mnie jego czerwone krzywka przysłoniła mi widok na jego oczy, ale mogłam przyjrzeć się uważniej jego arystokratycznym nosie i pełnym ustom w niesamowitym odcieniu płatków róży.
Wiedziałam, że przy nim prezentuje się znacznie gorzej, nigdy wcześniej nie spotkałam się z osobą, która posiadałaby tak sprzeczne rysy twarzy mogące łączyć się w spójną całość i tworząc coś naprawdę pięknego. Zauważyłam z opóźnieniem, że miał skórzaną kurtkę i czarną czapkę z logo jakiegoś zespołu muzycznego.
On, ku mojemu zdumieniu jak i złości wykorzystał tę chwilę mojej oceny jego osoby, aby zdobyć moją książkę, niestety ja byłam przewrażliwiona na punkcie swoich rzeczy, więc gdy wziął w dłonie „Dotyk obcego” autorstwa Koch Gini, jeden z moich ulubionych utworów, niemal od razu mu ją wyrwałam, piorunując przy tym wzrokiem.
Nasze oczy znów się spotkały.
— Jestem Ryan O’Connell — przedstawił się.
Irlandczyk? – spytała się, leżąca obok mnie, bezimienna koleżanka, którą zasłaniał stojący chłopak.
Obydwoje ją zignorowaliśmy.
Jego spojrzenie niosło za sobą jakieś wyzwanie, nie rozumiałam tego za bardzo, ale dumnie podniosłam podbródek ku górze. Mimo tego, że na głowie miałam bandaż, jak również lewą rękę od nadgarstka aż do barka, nie chciałam pokazać po sobie jak mocno to przeżyłam tym samym ukrywając wszelką słabość, nawet, jeżeli w rzeczywistości jestem niemal przykuta do łóżka, a przynajmniej zmuszona na nim pozostać.
— Nazywam się Jillian Vivienne Taylor — przedstawiłam się pełnym imieniem i nazwiskiem. — Urodziłam się w Kalifornii — dodałam.
— W rzeczy samej, ja urodziłem się w Irlandii — powiedział, mrugając do mojej bezimiennej koleżanki, tym samym na chwilę odwracając się ode mnie. — Wiesz, czemu tu jestem? — spytał nagle.
Tym razem unikałam patrzenia mu prosto w oczy i zastanawiałam się, czemu czuję dziwny zawód w swoim sercu, byłam przecież świadoma, że nie przyszedł tutaj tylko dla mnie. Nie byłam pewna czy smutek pojawił się na mojej twarzy czy nie, ale bardzo szybko przybrałam maskę obojętności, w duchu jednak nieco wystraszona swoimi odczuciami.
— Oczywiście — powiedziałam z czystą ironią. — W końcu woleli wysłać młode mięso na pożarcie lwom. — Ta metafora do niego raczej nie trafiła. — Wiem, że jesteś z opieki — wyjaśniłam nadal chłodno.
Zdziwienie widoczne na jego twarzy przez kilka sekund mnie zdumiało, ale znów szybko się opanowałam nieco zaskoczona swoimi silnymi odczuciami, gdy byłam blisko rudzielca.
— Hmm… właściwie to nie — wyznał zmieszany. — Sam do końca nie wiem, czemu tu jestem — dodał.
Teraz otwarcie wgapiałam się w niego pozwalając, aby szok wymalował się na mojej twarzy, a następnie prychnęłam z całej ten absurdalnej komedii, którą starał się mi przedstawić. Za nim jednak mogłam wygłosić swoje kazanie i kazać mu iść do diabła, drzwi ponownie się otworzyły i weszła przez nie drobna czarnowłosa dziewczyna, która na widok mojego towarzysza oniemiała.
Sekundę później porcelanowa twarz dziewczyny stała się soczyście czerwona, kolorem przypominając dojrzały pomidor, a jej fiołkowe oczy stały się wielkie jak dwie monety, natomiast usta ułożyły się w wielkie „O”, jakby widok chłopaka był czymś nieprawdopodobnym.
— Uhm… ja… znaczy… szukam panny Taylor — wyznała cicho.
Przyjrzałam się uważnie jej strojowi i nie zauważając w niej nic nadzwyczajnego – może poza tym, że bardzo lubiła jeansy, bo w końcu, kto jeszcze nosi zwykłą jeansową bluzkę do dzwonów i fioletowej tuniki w czarno-białe gwiazdki? Serio?
Jej czarne włosy były bardzo długie i najprawdopodobniej układały się w naturalne delikatne loki na końcach, gdyż dziewczyna nie wyglądała na osobę szczególnie dbającą o wygląd. Pod naporem mojego spojrzenia zmieszała się jeszcze bardziej i zaczęła nerwowo bawić się swoim wisiorkiem na szyi, który był w kształcie dwóch krzyżujących się pochodni. Wisiorek mienił się lekko jakby był zaczarowany i choć był w czarnym kolorze wydał mi się podejrzany.
Zauważyłam również, że na nadgarstku miała kilka bransoletek z jednym paciorkiem na każdej z nich, było ich z pięć i gdy podeszła bliżej wyciągając do mnie prawą dłoń, która drżała ze zdenerwowania automatycznie ją uściskałam i wówczas mogłam dostrzec, że na każdym paciorku widniał jakiś mały niepowtarzalny symbol.
 — Jestem Magic, znaczy Margaret Martins, dla przyjaciół Magic albo Maggie, jak kto woli — wybąkała ze zdenerwowania.
— Jillian Taylor — przedstawiłam się puszczając jej dłoń.
Dyskretnie wytarłam o koc mokrą od jej dłoni rękę, co było poniekąd zabawne.
— Ja jestem Ryan O’Connell — dodał rudzielec.
Czarnowłosa rzuciła w jego stronę wystraszone spojrzenie, jakby ona była łanią, a on nadjeżdżającym autem, zwiastunem jej śmierci.
— Mogę wiedzieć, czemu zaszczyciłaś mnie swoim towarzystwem? — spytałam.
Jej wzrok znów skierował się w moją stronę, a we fiołkowych oczach zalśniło zdenerwowanie i zmieszanie. Postępując z nogi na nogę w końcu nachyliła się ku mnie jakby właśnie miała zdradzić mi jakąś wielką tajemnicę. Ryan i ja odruchowo zrobiliśmy to samo.
— Wysłali mnie po ciebie — wyszeptała wyginając palce ze zdenerwowania. — Widzisz… czy…
— Och — przerwał jej Ryan. — Ty jesteś podobnie jak my herosem — oznajmił.
Spojrzałam na niego zaskoczona, ale bardzo szybko mój puls przyśpieszył i spiorunowałam wzrokiem rudzielca. Miałam ochotę walnąć go, ale ponieważ w prawej dłoni miałam książkę, a lewa była nie po tej stronie, co on – i co najważniejsze na pewno uderzenie byłoby słabe – powstrzymałam się od użycia siły i tylko skrzywiłam.
— Nie, na pewno nie chodziło jej o coś tak głupiego — warknęłam.
— Właściwie to Ryan ma rację — wyjąkała. — Chejron wyznaczył mi misję… satyrowie są teraz zajęci, a ja tak bardzo chciałam być w końcu do czegoś przy…
— Poczekaj! — Przerwałam jej gwałtownie, a ona równie gwałtownie umilkła. — Co to znaczy, że jestem herosem? — Spytałam z niedowierzaniem. — Czy… - zamilkłam.
Zdecydowanie powstrzymałam się od wyznania, że od czterech lat jestem faszerowana proszkami, które skutecznie zagłuszają głos w mojej głowie, który gdy odezwał się pierwszy raz podał się za mojego ojca, a który to niby chciał mi pomóc.
Wtedy myślałam, że oszalałam do reszty, a teraz zamiast po prostu kazać jej spadać, czy uznać ją za wariatkę ja tą opcję rozważałam. Obiecałam sobie jednak w duchu, że więcej nie wezmę do ust tabletek przepisanych przez mojego terapeutę.
— To znaczy, że jedno z twoich rodziców było greckim bogiem — odezwał się natychmiast nieproszony o to Ryan i uśmiechnął się promiennie. — Widziałem już kilka razy Obóz Pół-krwi — wyznał.
Zdumienie na twarzy Maggie z powodu jego wiedzy było nawet zabawne, a ja pierwszy w życiu od chwili, w której trafiłam do rodziny weterynarzy, ponownie postanowiłam choć przez chwilę dobrze się bawić.
Zerknęłam jednak szybko w stronę bezimiennej koleżanki, która przeglądała z zażartością jakiś katalog modowy, chwilę później jednak zorientowałam się, że był to katalog dla osób, które znały się na robieniu na drutach i szydełkowaniu.
Nie byłam tym specjalnie jednak jakoś zaskoczona.
— To obóz? — spytałam ponownie zwracając na siebie uwagę obojga „herosów”.
— Tak, ja jestem tam od pięciu lat — na dowód tych słów podniosła do góry swoją dłoń z bransoletkami. — Jestem córką Hekate — dodała z dumą. — A ty?
Skąd do licha miałam to wiedzieć? Odpowiedź prawdopodobnie rysowała się na mojej twarzy, bo jej nagły entuzjazm nagle zmalał, ale Ryan, chociaż wzruszył ramionami znów uśmiechnął się szeroko.
— Jako dzieci bogów, czy kazirodztwo między nami jest dozwolone?
Czyste niedowierzanie, zaskoczenie i zdumienie wymalowane na twarzy Maggie było najpewniej lustrzaną miną mojej, gdy obydwie spojrzałyśmy na Irlandczyka, jakby nagle wyrosły mu dodatkowe kończyny. Widząc jego rozbrajający uśmiech pokręciłam z politowaniem głową, a Maggie zaczęła starannie coś tłumaczyć, jakby chcąc wyjaśnić różnice, kiedy żyli bogowie, a ich związki były akceptowane, a tą różnice między nami – pół śmiertelnikami.
Śmiertelnik, dziecko boga, heros – jak to wszystko dziwnie brzmi, ale zdecydowanie wolałam tą wariacką opcję niż powrót do bidula czy kolejną dziwaczną rodzinkę gdzie zawsze będę traktowana jak dziwadło.
Postanowiłam skorzystać z nadarzającej się okazji dołączenia do tej dziwacznej „sekty”, aby później niepostrzeżenie dla tych dziwaków zwiać im sprzed nosa, bo bądźmy szczerzy, bogowie? herosi?
— Więc jak się stąd wydostaniemy? — spytałam przerywając ich rozmowę.
Maggie odetchnęła z ulgą, a Ryan uśmiechnął się do mnie promiennie, mogłabym przysiąc, że jego ciało jakby nieco zalśniło, niczym promienie słońca otaczające jakiś przedmiot, ale gdy mrugnęłam, zdumiewający efekt zniknął równie szybko jak się pojawił, a zadowolona Maggie wydawała się nawet tego nie zauważyć.

21 komentarzy:

  1. Jak sie ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, ze jest już kolejny rozdział :)
    Chejron-szczur? Nie no, nie mogę, ale się uśmiałam. Wyobraziłam sobie jak to musiało zabawnie wyglądać, Marga skacząca przerażona po stole :p
    Czy ja wspominałam, że ubóstwiam postać Jillian? Ciekawe jak potoczy sie jej życie jako heroski? świetny rozdział, pisz dalej :) Pozdarwiam
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze niczego nie przeczytałam, oprócz początku prologu, ale wiem, że u ciebie zostanę. Tak, to chyba z miłości do PJ i OH. :D Z pewnością dzisiaj dokończę czytać i zostawię jakąś opinię, tylko wrócę z angielskiego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam opowiadanie w szkole, ale komentuję teraz, bo internet mi uciekł.
    Jak weszłam na Twojego bloga przed zareklamowaniem się w Spamie, urzekł mnie wygląd. Jest prosty, subtelny, ale przez to piękny. I tego Ci zazdroszczę, bo moje szablony są... pospolite. ;-;
    Co do opowiadania - zdarzały Ci się zgrzyty w postaci niepoprawnie zapisanych zdań, zjadłaś kilka przecinków, ale od czego są bety? Jeśli chcesz, mogę Twoją zostać, miło będzie przeczytać rozdział jeszcze przed jego publikacją. x""D
    Podoba mi się Jill. I Ryan. O borze zarośnięty, jak ja uwielbiam rudowłosych chłopców. *^* Podbiłaś nim moje dziewczęce, nastoletnie serce.
    Akcja nieco pędzi, ale w sumie to nawet lepiej, bo się nie nudziłam, a baaardzo łatwo porzucam opowiadania właśnie ze względu na ciągnące się kilometrami opisy lampy, która stoi na stoliku. xD
    Ale cóż, ja nie umiem za bardzo komentować, więc powiem tylko, że w sprawie korekty możesz na mnie liczyć.
    Czekam na kolejny rozdział. ;w;

    P.S. Czuję się zaszczycona, że moje blogi są w Twoich linkach. ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy właśnie tutaj powinnam odpisać na twój komentarz, ale wydaje mi się to dobrym wyjściem :) Jeżeli tylko zechcesz zostać moim betą, będę naprawdę wdzięczna!
      Jestem dyslektykiem, więc taka pomoc jest dla mnie nieoceniona :)
      To mój adres e-mailowy: hope.angel@op.pl
      Napisz do mnie, a ja wyśle Ci mój kolejny rozdział (który ma pojawić się w piątek).
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje ^^
      P.S.
      Twoje blogi są świetne, a mi nadal brakuje czasu na przeczytanie ich >.<

      Usuń
    2. Napisałam na maila, więc już mnie "masz".
      Też jestem dyslektykiem, hyhy, piątka! Tyle że już tak wiele czasu siedzę w języku polskim, że się dysleksji pozbyłam, w większym stopniu przynajmniej.

      Moje blogi to moje dzieci i chociaż jest tam masa literówek, to kocham je jak dzieci. ;-;

      Usuń
    3. Wybacz, że tak późno odpisuje, ale to jest głównie winą twojego bloga "(Nie)banalna historia" - gdzie opowiadanie wciągnęło mnie do reszty, niedługo możesz oczekiwać moich zachwytów... gdybym ja umiała tak pisać ;-;
      Jeszcze raz dziękuje za twoją pomoc :)
      P.S.
      Całkowicie rozumiem, czemu tak bardzo kochasz swoje blogi, są tak niepowtarzalne i wspaniałe, że ja też zaczynam się powoli w nich zakochiwać c:

      Usuń
  4. Rudy jest Irlandczykiem *o* Widziałam, że dodałaś nowy post, ale byłam w szkole, potem zupełnie o tym zapomniałam i źle się z tym czuję, muszę częściej wchodzić na bloggera ;-;
    Jak zwykle pięknie, strasznie mi się podoba jak dbasz o szczegóły, nie ma błędów, wszystkie spacje na miejscu, akapity, no wszystko jest po prostu idealnie. Niestety nie umiem oceniać treści, a raczej nie umiem wyrazić mojego zachwytu, ale Ty wiesz, że mi się podoba, prawda? ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że rozumiem :)
      Dla mnie ważne jest, choćby to, że komuś się to naprawdę podoba. Nie zawsze są ważne długie i zawiłe komentarze - ja uwielbiam dużo mówić, więc to zapewne, dlatego moje komentarze są tak strasznie długie c:

      Usuń
    2. Chyba jednak zawsze będę Ci to mówiła, lepiej się z tym czuję :D

      Usuń
  5. Bosz, chyba zejdę. Kiedy czytałam całą akcje z Chejronem i panem D to zjeżdżałam z fotela.
    A ta sytuacja kiedy Ryan ją odwiedza i potem wchodzi Maggie - też boska.
    Nie wiem jak bym się zachowała gdyby nagle ktoś mi zaczął mówić, że mój tatuś był bogiem greckim. ;P Pewnie uznałabym za wariata - choć przy mnie nigdy nic nie wiadomo. Przyjęłam niedawno do wiadomości, że kosmici istnieją i aktualnie zagłębiam się w książkach na temat UFO (ale sza ;) )
    O rany, odbiegam od tematu. A więc... Jill mi się podoba, już ją lubię. Zwłaszcza za ostatnią akcję u dyrektorki. Chociaż sama nauczycielka to jakiś psychol. Jestem prawie pewna, że to jakiś potwór ^.^
    Ryan... Och, jaki słodziak. Czerwone włosy <3 Mam słabość do bohaterów o dwóch różnych kolorach oczu. Oni wydają się tacy tajemniczy. ;)
    Poza tym masz świetny styl pisania, lekki i sugestywny.
    Percy Jackson stoi na pierwszym miejscu ex aequo z Gone dlatego postanowiłam sięgnąć po twoje ff . Co mi szkodzi spróbować? i wciągnęłam się. Na amen -.- Już mnie nie wyłowią. Eh, żegnaj świecie...
    No dobra. Teraz mogę zrobić tylko jedno.
    Życzyć ci weny i czekać na kolejny rozdział.
    Buziaki, Inna
    [O Bogowie, jaki długi komentarz ;O Chyba pierwszy taki w moim wykonaniu]

    OdpowiedzUsuń
  6. O bogowie... *I died. I'm dead. Rip me* Hahhah, Zaczęłam się śmiać w momencie kiedy Chejron stał się szczurem a Maggie skakała po jego biurku, drąc się jak nienormalna. Sama sobie narobiła takiego bigosu. A potem tylko dolałaś oliwy do ognia. Umarłam czytając o Dionizosie w hawajskiej koszuli z dietetyczną colą w ręce. Na Olimp, myślałam, że już nigdy nie złapię oddechu, aż do chwili gdy nagle... Dionizos także stał się szczurem! Z tego rozdziału wynikło, że masz wspaniałe poczucie humoru.Tak w ogóle to dopiero teraz ogarnęłam, że twoje opowiadanie to fanfiction. Szczerze przyznaję się bez bicia, że nie czytałam (ani nawet nie oglądałam) Percy'ego i mam nadzieję, że się nie pogubię. Sądzę, że nie, pewnie i tak będziesz wiele wyjaśniać. Zresztą zakładam, że pożyczasz jedynie świat i obóz więc nie ma strachu :) Dobra dość rozprawiania o fanfikach i moich dziwnych przemyśleniach. Sama nie wiem jak bym zareagowała gdyby ktoś przyszedł i powiedział, ze moim ojcem jest jeden z bogów. (Albo matka). Znając mnie skakałabym jak głupa z radości, ale jestem w stanie wyobrazić sobie uczucia Jill względem tego. Wcale się jej nie dziwię, że uznała całą tą szopkę z bogami za dom wariatów. To wydaje się nieprawdopodobne, a Ryan i Maggie wychodzą w tej sytuacji na niezłych świrów :D Mam już pewne podejrzenia co do boskiego pochodzenia Jill, ale na razie nie będę zdradzać. Snuję jedynie domysły :D Bezimienna dziewczyna-babcia wydała mi się również komiczna. Młoda dziewczyna zachowująca się jak 70-latka? (Szydełkowanie, serio? :D) Mimo wszystko mam nadzieję, że Ryan (haha, Ryan) i Magic wciągną Jill w cały ten świat i bohaterka nie będzie chciała od nich uciekać. Oby tylko Maggie nie zmieniła nowych kolegów w szczury :D
    Co do faktu, że chciało mi się komentować starsze posty, to mam już taką małą własną zasadę, że komentuję wszystko po kolei, inaczej gdybym miała wysmarować komentarz jedynie pod ostatnim postem, wszystko by mi się rozjechało i zapomniałabym zwrócić uwagę na istotne sprawy :) Mam małą radę. Nie rób odstępów między linijkami (wersami) są zwyczajnie niekonieczne :) Dobra nie wiem czy mój komentarz ma dzisiaj jakiś większy sens, ale tak to jest jak się siedzi do późna. Niemniej jednak ten rozdział poprawił mi humor na koniec dnia. Jest wspaniały i zabawny - cudowny. No nic, wrócę szybko. Do następnego
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dziękuje za Twój komentarz! Naprawdę wiele on dla mnie znaczy :)
      Również mam nadzieje, że się nie pogubisz, a ja staram się wszystko wyjaśniać jak najlepiej umiem, choć Dionizos był właśnie w taki sposób przedstawiony w książce (jest dyrektorem obozu za karę, którą wymyślił Zeus - jest to wyjaśnione w książce).
      Co do odstępów, to niestety dzieje się tak automatycznie, ale już w piątym rozdziale nauczyłam się tego unikać, więc nie jest tak źle :)
      Również pozdrawiam i całego serca jeszcze raz dziękuje za twój szczery komentarz!

      Usuń
  7. Po pierwsze: Ha ha ha! Rudy XD
    No. Teraz mogę komentować. Sorry... Takie drobne spaczenie :D
    Reakcja Jillian wydaje się zarazem niewiarygodna, ale przez to mega realistyczna. Nie mam pojęcia, jak ja bym się zachowała, gdyby - w końcu - Apollo przyznał się, że jest moim ojcem... Ale chyba podobnie do niej.
    Maggie jest słodko niezdarna, czym zdecydowanie podbiła moje serce. I te szczury!
    Już po drogim rozdziale jestem zachwycona twoim sposobem pisania.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko go tak nie nazywaj, bo jeszcze się w Tobie zakocha i co moja Jill wtedy zrobi? :D
      To prawda mój styl pisania jest dziwaczny, ale nie umiałabym chyba pisać dramatów >.< Mam zbyt dziwne poczucie humoru...
      Naprawdę starałam się z tą jej reakcją, więc cieszę się, że wyszła realistycznie :3 To wielki komplement i pochłeptałaś mi ego! Naprawdę dziękuje za komentarz i również pozdrawiam ^^

      Usuń
  8. Cudo *.* Pd początku do końca czytałam na jednym wdechu. Kurcze, jak ja cię uwielbiam za te zabawne fragmenty. Zwłaszcza początek rozdziału i akcja z Maggie. <33 Nie wiem skąd to bierzesz, ale po prostu nie przerywaj :)
    Ciekawie wymyśliłaś z tym soptkaniem u Jillian w szpitalu. Ryan nieźle zaskoczył. Trochę niezły szok, bo pierwszy raz czytam o tym, aby chłopak w jakimkolwiek opowiadanku był rudy. Ale podoba mi się to. W końcu jakaś różnorodność mus być. Tematyka o bogach i herosach całkiem oryginalna, temu pewnie tak się wkręciłam. Po prostu lubię niepowtarzalność, a ty to masz. Zdecydowanie :D
    Maggie trochę dziwna, ale pozytywna. Jestem ciekawa jak dokładnie brzmią szczegóły jej misji. W końcu co Jill ma robić. Może i należy do ich świata, no ale nie wiem na co ma się przydać. I kim był jej ojciec? Mam nadzieję, że pojawi się fragment, gdzie znowu usłyszy jego głos, czy coś w tym stylu.
    A ta jej współlokatorka też całkiem niezła. Fajnie by było, jakby została na dłużej. Jako taka postać drugoplanowa. No i oczywiście pędzę czytać kolejny rozdział.
    Życzę weny i wielu czytelników :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam wręcz przeciwnie do bohaterki. Ja nie lubię komedii, utopijnych seriali i przesłodzenia. Uwielbiam realia, nawet te przykre i bolesne, ale dramaty muszą mieć dobrą fabułę, a nie być tylko o laniu łez z powodu choroby czy niespełnionej miłości. Nie cierpię jednak szufladkowania, gdy dobrzy są dobrzy do cna, a źli są źli do szpiku kości. No ale akceptuje jej upodobania, każdy ma prawo do swojego gustu i nie można nikomu nic narzucić, ani nikogo do niczego zmusić.
    Współczuje tym rodzicom zastępczym. Nie dość, że chcą dać dom obcemu dziecku, zapewne się starali, to ta jeszcze stwarza problemy i jeszcze się dziwi, że mają jej dość. Mam wrażenie, że ona robiła wszystko by ją odesłali, nie wiem czy tak ich sprawdzała, czy sprawiało jej to naprawdę frajdę. Mogę się tylko domyślać, że ma po prostu wredny, podły i chamowaty charakter.
    "spytała się za nim moja bezimienna koleżanka" - spytała z małej, ale zdanie i tak dziwnie brzmi. Nie wiem co, ale coś mi w tym zdaniu nie pasuje.
    W dialogach masz dużo błędów takich jak te powyżej "powiedział, spytał, mówił, szepnął" piszesz z dużej litery, a powinno być z małej, natomiast wypowiedź znajdująca się przed np. "- spytał" nie powinna posiadać na końcu kropki. Zdania typu "- Jak masz na imię? - spytał." czy "Mam na imię Krystian - odpowiedział." pisze się tak jak ja napisałem ;) (nie wiem ile z mojego tłumaczenia rozumiesz, bo wyszło mi masło maślane, ale jak masz czas to zajrzyj do jakiegoś poradnika jak pisać dialogi, bo to naprawdę dużo pomaga, choć błędy tego typu jednak nie przeszkadzają w czytaniu, więc nie jest źle).
    No to jej przynieśli wiadomość xD Ja bym padł, a więc dziwi mnie, że jej się nie omdlało, nie upadło, ani nic. Natomiast pytanie Ryana było zabawne (to o kazirodztwie). Dołączenie do sekty... haha. Dobra, podoba mi się, jest humorystyczne, wszystko się fajnie równoważy, tak więc idę do kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Twój punkt widzenia, choć ja osobiście omijam dramaty ze względu, że zawsze później płacze przez nie kilka dni i mam doła... Szufladkowania również nie lubię, bo na świecie nie ma bieli i czerni, a jedynie różne odcienie szarości.
      Jak wspomniałeś, możesz się tylko domyślać, co kierowało Jill. Dowiesz się z pewnością o niej więcej w kolejnych rozdziałach, co być może zmieni Twój osąd tej postaci.
      Zgadzam się, że zdanie dziwnie brzmiało, więc od razu zostało poprawione ^.^
      Och, wiem... w najnowszych rozdziałach już nie robię z tym błędów (a przynajmniej staram się nie robić), wcześniej po prostu nie znałam zasad pisania dialogów. Zawsze jednak cieszę się, gdy ktoś zwróci na coś podobnego uwagę. Dzięki temu mogę się doszlifować w tym temacie, a to naprawdę bardzo pomocne :)
      Doskonale zrozumiałam Twoje tłumaczenie, a w chaotycznym pisaniu nikt mnie nie pobije :D
      Ja tam na miejscu zaliczyłabym zgon z szoku. Niestety ciężko jest pisać o osobie z tak dominującym i silnym charakterem. Nie chce spojlerować, ale sądzę, że jej minimalny szok można wyjaśnić, jeżeli przeczyta się kolejne rozdziały.
      Cieszę się, że Ryan swoim humorem Ci się spodobał. (Bo go akurat nie zabraknie).
      Dziękuje za wspaniały komentarz i pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Tez robiłem takie błędy w dialogach :-)
      Dopóki mi ktoś ich nie wytknął.
      Większość osób robi takie błędy.

      PS. Wrócę do opowiadania po drzemce i dziś nadrobię całość.

      PS 2. Jeśli u mnie "Jabłka i śniegi" czytasz od 15 rozdziału to nie zatrybisz o co caman :-)

      pozdrawiam

      Usuń
    3. Wybacz PS2 było do kogoś innego. Pisanie 3 komentarzy na raz będąc pół przytomny nie było najmądrzejszym posunieciem.
      Pozdrawiam

      Usuń
    4. Jak wspominałam, codziennie uczymy się czegoś nowego. Podobna sytuację miałam (i pewnie nie tylko ja) z dywizami, pauzami i półpauzami. Kto by przypuszczał, że coś takiego istnieje?
      Życzę powodzenia w czytaniu moich rozdziałów, a odnośnie PS2, to mam zamiar zabrać się za czytanie któryś z Twoich opowiadań. Niestety chyba nie wyrobię się do końca miesiąca.
      Również pozdrawiam :3

      Usuń
  10. Hejka!
    Nie wiem co napisać. Piszesz super tak dalej i do przodu.

    OdpowiedzUsuń